Agnieszka Gulczyńska (Program Pierwszy Polskiego Radia): Jak wy się definiujecie, jesteście rodziną?
Ania (mama Poli): Jesteśmy rodziną. Tak, zdecydowanie, jesteśmy rodziną. Nie określiłabym tego w żaden inny sposób.
AG: Czy czujecie się odbierane jako rodzina, przez własne rodziny, przez ludzi, z którymi się na co dzień stykacie?
Ania: Przez większość ludzki tak. Większość ludzi traktuje nas jako rodzinę. Wśród naszych bliskich jesteśmy traktowane jako rodzina i funkcjonujemy jako rodzina.
AG: Rodzina akceptowana?
Ania: Tak. Myślę, że tak.
AG: Jak się nazywacie przy Poli i jak Pola nazywa was?
Ania: Ja jestem mamą.
Agnieszka (partnerka Ani): A ja jestem Agą.
AG: Nie „druga mama”? Nie „ciocia”?
Agnieszka: Jestem ciocią w nazwaniu potocznym. Kiedy Pola mówi o mnie komuś innemu, to jestem ciocią, natomiast jeśli jestem przy tym, to mówi po prostu Aga […] Nie jestem mamą, nigdy nie ustalałyśmy, że będę mamą. Zawsze uważałam, że powinnam się definiować jako ciocia, że jestem osobą, która wspiera Polę i rodziców Poli w wychowaniu[…]. Jeśli spojrzeć na to czym się zajmuję i w jaki sposób się zajmuję, to mieści się to w kategorii rodzica.
Ania: W naszych rozmowach używam często sformułowania „nasze dziecko” i Agnieszka na nie nie oponuje.
AG: A dla Ciebie Aga jest kim, drugim rodziciem, czy osobą – jak mówi – wspierającą.
Ania: Wiesz co, mi to trochę wymyka się definicjom. Na pewno nie jest biologiczną matką, bo to jest po prostu niemożliwe, natomiast na pewno ma dużo większy udział w wychowaniu Poli i w naszym życiu codziennym niż jej biologiczny ojciec.
AG: To pytanie do psycholożki od razu, bo można powiedzieć, to błaha sprawa, słowa, nie ma sensu o nich rozmawiać, ale chyba dla dziecka, szczególnie małego, to kto jest kim – nazwanym – ma znaczenie?
Maria Sitarska: Słowa nie są niewinne, natomiast tutaj w przypadku dziewczyn, jak sobie słucham, to jest w tym dużo wolności i dużo takiej integralności, to znaczy podążania za wartościami, według których chcą one żyć. Gorzej byłoby, gdyby udawały kogoś kim nie są, kim się nie czują, także myślę, że z mojej perspektywy, sytuacja jest jak najbardziej jasna.
Dzisiaj też żyjemy w ciekawych czasach, kiedy takie tradycyjne rodziny, gdzie jest mama, tata, żyjący w małżeństwie plus dwoje dzieci trochę odchodzą do lamusa. W krajach skandynawskich i w Wielkiej Brytanii ponad połowa dzieci rodzi się poza związkami małżeńskimi.
Coraz częściej mówimy o samodzielności w definiowaniu tego, czym jest dla nas rodzina i jaką pełnimy w niej rolę.
AG: Czyli słowo „ciocia” może być neutralne z punktu widzenia dziecka…
MS: Może być neutralne. Znam też wiele dzieci w rodzinach heteroseksualnych, które „ciociami” nazywają znajomych swoich rodziców.
AG: No tak…