Proszę rozejrzeć się dookoła. Dookoła człowieka. On rozwija się cały czas, ale też odwrotnie – cały czas się zwija, to znaczy bezustannie się starzeje.

fragment książki

Głodne oczy Czesława Dziekanowskiego to krótka powieść, taka na jeden wieczór. Mimo tego czytałam ją przez klika tygodni. Dlaczego? W końcu narracja prowadzona z perspektywy bohatera powinna mi, jako czytelnikowi, być bliższa. Powinna wessać mnie w swój nurt, stworzyć iluzję, że jestem wewnątrz wydarzeń, sprawić, że na świat będę patrzyć oczyma postaci. Tak się jednak nie stało. Nie mogłam na żadnej płaszczyźnie spoufalić się z bohaterem czy też z nim utożsamić. A przecież temat starzenia się dotyczy nas wszystkich, kobiet, mam wrażenie, w szczególności. Mógłby ktoś wysunąć argument, że jestem za młoda i pewnie byłoby w tym stwierdzeniu dużo racji. Jestem natomiast w takim wieku, że mój organizm sygnalizuje pierwsze objawy starzenia, co prowokuje mnie do przemyśleń na temat przemijania. Bo w końcu rodzimy się, żeby umrzeć.

Pomijając rozbieżność wiekową (a tym samym zakres doświadczenia) między mną a bohaterem Głodnych oczu, cały czas się zastanawiałam cóż mnie do niego dystansuje. Myślę, że między innymi język. Jest taki moment, w którym postać wykreowana przez Dziekanowskiego opowiada znajomym o swojej fizycznej ułomności: Na przykład muszę obrócić się z pleców na brzuch. Wtedy pod moją głową jest bufiasta poduszka. Aby nie zaryć w niej ustami, unoszę się na dłoniach, które zwijam w pięści. I na tych pięściach podążam od ściany w stronę wolnego brzegu tapczanu. Pewnego razu mało się nie udusiłem w uskakującym, elastycznym pierzu. Głowę miałem ciężką od toksycznego snu i chyba ten jej niezdrowy ciężar sprawiał, że zaplątałem się w puchowych meandrach. Jest coś sztucznego w takiej wypowiedzi wyartykułowanej przy stoliku w Kawiarni Całodobowej w towarzystwie kolegów. Nawet jeśli są oni intelektualistami. Bufiasta poduszka czy puchowe meandry to nie są, moim zdaniem, zwroty stosowane przez mężczyzn w potocznej sytuacji.

Może się mylę, może chodzi o wypuklenie różnicy między chorym ciałem, a wciąż lotnym umysłem. Może to kontrast, który ma uzmysłowić, że świadomość jest uwięziona w puszce, którą jest ludzki organizm. Być może jest trochę tak, że za pośrednictwem bohatera przyglądamy się procesowi starzenia jako czemuś obcemu, choć przecież nieuchronnemu. A możemy się temu przyglądać, bo wciąż rejestruje on rzeczywistość głodnymi oczami, przetwarzając ją swojej głowie. A w głowie, jak to w głowie, może przybierać formę jaką tylko jej się podoba.

Wiem, że nie jest to lektura dla mnie. Nie przyswajam opisanej rzeczywistości, ale to nie powód, żeby zdyskredytować powieść. Polecam osobom, którym temat starzenia się, zmagania z ograniczeniami narzucanymi przez ciało jest bliski. Istnieje prawdopodobieństwo, że się w tej przestrzeni Głodnych oczu Czesława Dziekanowskiego odnajdą.

Estera Zoc-Firlik

Opis: Z wykształcenia polonistka uzależniona od czytania. Jej panaceum na całe zło to pisanie. A pisać ostatnio najbardziej lubi o swoim macierzyństwie, o czym można się przekonać na blogu https://firliki.wordpress.com/ Stara się pisać zwięźle i na temat, gdyż zgadza się z Przybosiem, że w minimalnym zasobie słów można zawrzeć maksimum treści.

Książkę znajdziesz TUTAJ.