Pamiętaj, że jesteś wystarczająco pojemny, by pomieścić swój ból z życzliwością.

Skoro jesteśmy śmiertelni, jesteśmy niedoskonali.

Akceptuję siebie, bo zdaję sobie sprawę, że jestem czymś więcej niż aktualny poziom moich umiejętności, niedociągnięć lub jakichkolwiek czynników zewnętrznych.

Miłość jest słowem, które być może najlepiej symbolizuje rezyliencję.

fragmenty książki (w tym opisów ćwiczeń rozwijających rezyliencję)

To było dla mnie najpierw dość wymagające zadanie intelektualne: zrozumieć, że rezyliencja – umiejętność świadcząca o naszej sile i umiejętności znoszenia najgorszych razów od życia – wymaga traktowania siebie z delikatnością i łagodnością. Jednak jeszcze bardziej wymagające było wdrożenie tej prawdy w swoje własne życie. Traktowanie siebie delikatnie, z umiarem, akuratnie, po to by móc radzić sobie z tym, co ponad miarę, co od życia dostaję obcesowego, co zjawia się nieproszone i zmiata w proch status quo.

Nie da się rezyliencji nauczyć czytając książkę. Wiadomo. Rezyliencja to spacer z moim psem i bycie wtedy tylko z tym spacerem i z tymże psem. Rezyliencja to stawianie granic i bronienie ich, nawet gdy ktoś mówi, że “w życiu nie można mieć aż tak po swojemu”. Rezyliencja to wybieranie sałatki zamiast pizzy. I jogi zamiast pisania do Was :). I wybieranie pisania do Was zamiast oglądania serialu. Rezyliencja to ubranie legginsów, a nie ciasnych dżinsów. To zwalnianie się z pracy, do której jadę ze ściśniętym gardłem 8 pięter. To oglądanie kryzysów z oddalenia kroku, po to, by nie przysłoniły nam nas całych. To mówienie do siebie “kochanie, po prostu idź dalej”, gdy paraliżuje mnie znienacka lęk przed schodami ruchomymi. To zadawanie sobie pytania “po co?”, gdy decyduję się na coś trudnego. To myślenie o tym, co o mojej decyzji pomyślę ja 90-letnia. Rezyliencja jest w ogóle cała o decyzjach. I o trenowaniu się w podejmowaniu decyzji dla nas najlepszych. A na koniec – o ćwiczeniu się w wytrwaniu w swoich decyzjach, nawet gdy jest nam ciężko.

Więc nie, nie da się nauczyć rezyliencji czytając książkę. Aleee… dobrze mieć pod ręką bardzo dobre o rezyliencji książki. I taką jest właśnie “Siła rezyliencji”. Czytałam ją z wypiekami na twarzy! Gdybyście mnie bowiem zapytali, co mnie obecnie najbardziej fascynuje w psychologii, wymieniłabym po kolei każdy z rozdziałów tej książki. „Siła rezyliencji” czerpie garściami z neurobiologii interpersonalnej (dziedziny bez poznania której nie wyobrażam sobie rzetelnie prowadzonej psychoterapii), psychologii pozytywnej, rzetelnych technikach pracy z ciałem i pracy z traumą, a nawet z mojego ukochanego podejścia terapeutycznego – terapii akceptacji i zaangażowania (w większości autor książki odwołuje się do drugiej fali terapii poznawczo-behawioralnych, ale znajdziecie też sporo odniesień do trzeciej fali).

W sposób prosty, ale nie uproszczony Glenn Schiraldi opisuje proces budowania rezyliencji i podnoszenia się z kryzysów. Widzi on też rezyliencję nie tylko jako umiejętność czysto psychologiczną. Opisuje ją jako efekt holistycznego procesu, na który składa się dbanie o nasze ciało, emocje, intelekt czy duchowość. Znajdziemy zatem w „Sile rezyliencji” takie informacje jak to, że nasza rezyliencja jest odwrotnie proporcjonalna do ilości spożywanego alkoholu, że ćwiczenia aerobowe wpływają na ilość „molekuł głównych” w naszym mózgu (molekuły te wpływają m.in. na rozwój obecnych neuronów i zwiększają liczbę przeciwutleniaczy), a nadużywanie leków przeciwholinergicznych może blokować regenerację mózgu. Autor zaleca też m.in. świadomy ruch, czyli taki, w którym nie tylko zwiększamy elastyczność czy wytrzymałość swojego ciała, ale równocześnie obserwujemy nasze ciało, pogłębiając lub przywracając jego łączność z umysłem.

Znajdziecie w “Sile rezyliencji” wiele wskazówek, jak funkcjonować rezylientniej (choć nie wiem, czy istnieje w ogóle takie słowo :)). Dla mnie jednak ta książka jest zdecydowanie o czymś więcej. To podręcznik dobrego, pełnego życia, pomimo doświadczanych trudności i kryzysów. To zachęta do życia, którym warto żyć, a nie życia, które nam się po prostu przydarza. To naukowo osadzone, choć zarazem mocno osobiste i naszpikowane inspirującymi przykładami kompendium wiedzy o emocjonalnych, intelektualnych i egzystencjalnych możliwościach, jakie stoją przed każdym z nas. To książka, której wszyscy teraz bardzo potrzebujemy.

Sabina Sadecka

Glenn Schiraldi, Siła rezyliencji, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne