Nie było mi łatwo zdecydować się na napisanie tego artykułu. W Polsce piłka nożna jest sportem narodowym i wiele jest osób, które znają się na niej o wiele lepiej niż ja. W ogóle, nie wydaje mi się, żebym w jakimkolwiek stopniu „znał się” na piłce, co nie powstrzymuje mnie naturalnie przed wdawaniem się w gorące dyskusje na ten temat z różnymi ludźmi – to zachowanie także nie odróżnia mnie zbytnio od postawy większości mężczyzn w naszym kraju.

W pewnym sensie, żaden też ze mnie kibic. Mimo, że nie wyobrażałem sobie, żeby nie zobaczyć pierwszego meczu z Senegalem byłem tak załamany postawą polskiej reprezentacji, i nie chodzi tu tylko o wynik – grali w moim odczuciu zupełnie bez wiary w swoje możliwości, „bez jaj” – że zdecydowałem nie łamać sobie znowu serca na kilka dni i nie oglądać kolejnych spotkań. Śledziłem tylko jednym okiem transmisje tekstowe utwierdzając się w przekonaniu, że dobrze zrobiłem, że zadbałem o siebie.

Nie jestem też psychologiem sportu, chociaż zdarza mi się pracować z klientami nad osiąganiem jak najlepszych wyników w zawodach sportowych i wiem, że takie sesje mają sens. Mam za to doświadczenie w pracy z grupami i organizacjami, także nad zagadnieniami historycznymi i to chyba najbardziej z tej roli chciałbym podzielić się refleksją dotyczącą tego smutnego stanu rzeczy.

Wszystkim kołacze się w głowie pytanie: dlaczego? Dlaczego zagrali tak słabo? Tym bardziej, że w bardzo dobrym stylu przeszli przez eliminacje. I ja też mam swoją wersję odpowiedzi na to pytanie: chodzi moim zdaniem o psychikę, o ducha tego zespołu jako całości. Przecież w meczu z Senegalem widać było jak na dłoni, że wyglądają jakby ktoś ich zaczarował i wydaje mi się, że nawet najlepsi szamani Senegalu nic by tu nie wskórali, gdyby nie nasze narodowe kompleksy. Po rozlosowaniu z pierwszego koszyka, piłkarze nie potrafili poradzić sobie z presją na sukces – zadanie to jest moim zdaniem bardzo trudne w kraju, gdzie futbol jest uznawany za sport narodowy. To zabrzmi strasznie stereotypowo, ale wydaje mi się, że nasza zagmatwana historia ukształtowała nas jako naród w taki sposób, że nie jest łatwo nas zniszczyć, odebrać nam honor, ale trudno też jest nam się wybić ponad zwyczajny fakt istnienia, średniactwo, sięgać po więcej. Jakby zadawalał nas prosty fakt, że najważniejsze, że „żyjemy”, a sięganie wyżej to już nie dla nas.

Uważam, że w piłce nożnej, która jest grą zespołową i do tego narodową ten historyczny kompleks ma szczególne znaczenie. Siatkarze mają łatwiej – co by nie powiedzieć o dużej popularności tej dyscypliny, siatkówka nie jest naszym sportem narodowym. W tym kontekście, uważam, że przygotowanie mentalne piłkarzy do takiego turnieju musi dotyczyć także pracy z zespołem jako całością (a nie tylko indywidualnych sesji z psychologami sportu czy trenerami mentalnymi, które podobno mają niektórzy zawodnicy) oraz uwzględniać to, w jaki sposób to, co dzieje się z drużyną w trudnych momentach przypomina historię naszego narodu (szczególnie jeśli impreza odbywa się w Rosji!). Fakty mówią same za siebie: wystarczy spojrzeć na statystyki z ważnych imprez piłkarskich ostatnich lat – w meczach o honor jesteśmy świetni! Całe szczęście czasy Franciszka Smudy, który mówił, że nie potrzebuje psychologa w kadrze, bo nie ma w drużynie wariatów już minęły (choć ostatecznie nieco zmienił swoje stanowisko). Pora pójść o krok dalej.

I na koniec, z  tej perspektywy trudno też moim zdaniem oczekiwać od piłkarzy, że poradzą sobie z presją, bo jest ona zwyczajnie olbrzymia. Ja ich nie winię. Jestem przekonany, że wielu z nich gdyby miało szczerze powiedzieć dlaczego zachowywali się na tym najważniejszym, pierwszym meczu jak „dzieci we mgle” powiedziałoby: „nie wiem, nie mam zielonego pojęcia co się ze mną stało”. I ja bym im w tę odpowiedź uwierzył. Takiego właśnie stanu często doświadczamy kiedy nagle zalewa nas tsunami powstrzymywanych emocji (dodam: piłkarze nieomal dosłownie, jak gąbki wchłonęli także emocje odczuwane przez dużą część Polaków, miliony ludzi) i nie jest możliwe w takiej sytuacji poradzić sobie ze stresem, strachem, smutkiem, nadzieją bez rzetelnej, długoterminowej pracy nad zespołem w formie, o której piszę powyżej. To tak jakby żądać od kogoś, żeby przebiegł maraton bez przygotowania. To tak jakby od garstki ludzi oczekiwać, że przez swoje sportowe sukcesy uleczą rany ponad 200 lat tragicznej historii sporego europejskiego narodu – chyba łatwiej dolecieć na Księżyc.

Maciej Gendek