„No to z czym dzisiaj pracujemy?” – to pytanie otwiera cały świat oraz organizuje relację psychoterapeuty z klientem bądź też klientką. Uświadamia, że spotykamy się na sesjach po to, żeby pracować, czyli celowo zajmować się jakimiś tematami z życia klienta, z którymi ma trudność, które budzą dużo trudnych emocji bądź też dotyczą sytuacji, które trudno zaakceptować. Jasno określają, że ktoś ma chęć skorzystania z wiedzy oraz doświadczenia psychoterapeuty. Ma zaufanie do tego konkretnego człowieka, sposobu jego pracy, jego towarzyszenia w  podróży w nieznane jaką zawsze jest psychoterapia.

Dlaczego jednak klientom często tak trudno jest zdecydować na czym skupić się w trakcie spotkań? Powodów może być wiele. Bardzo często jest to trudność z proszeniem o pomoc i korzystaniem z niej – ludzie przychodzą w nadziei, że terapeuta pomoże im rozwiązać ich problemy, ale nie chcą się „odkryć”, pokazać swoich słabości, opowiedzieć o tematach, które właśnie najbardziej ich bolą. Bez przekroczenia tego wyzwania w sobie, świadomego uczynienia tego pierwszego kroku żadna dalsza praca terapeutyczna nie ma sensu, a nawet może być szkodliwa. Najpierw trzeba jasno określić, że „tak, rzeczywiście, mam problem, z którym sobie nie radzę” – w pełni uświadomienie sobie tego faktu zwykle już coś zmienia w naszej postawie – często przecież właśnie oszukujemy siebie, że w zasadzie wszystko jest w porządku, kiedy tak naprawdę czujemy się co raz gorzej. Dopiero wtedy, zdając sobie sprawę, że sami już nie potrafimy sobie poradzić z trudną sytuacją jesteśmy w stanie prawdziwie otworzyć się na pomoc psychoterapeuty i skorzystać z niej.

W momentach, kiedy nie ma zgody na przyjęcie pomocy z klientami mogą się dziać bardzo różne rzeczy. Niektórzy nie dopuszczają terapeuty do zdania, sami w zasadzie odpowiadając sobie w formie monologu na przyczyny życiowych trudności. Inni ciągle zmieniają tematy, tłumacząc to sobie oraz terapeucie ich „niezwykle skomplikowanym wzajemnym powiązaniem”, do tego stopnia, że trudno jest skupić się na jednym z nich przez dłużej niż 3-4 minuty. Jeszcze inni wymieniają całą listę trudności, twierdząc, że to wszystko co dzieje się w ich życiu jest jednakowo ważne i trudno zdecydować, na którym temacie dłużej się zatrzymać. Najbardziej popularne jest jednak, w moim odczuciu, luźne rozmawianie o jakimś temacie bez wyraźnego uzyskania wcześniejszej zgody klienta na zajmowanie się nim.

W takiej sytuacji czyha na klienta wiele niebezpieczeństw. Po pierwsze, klienci zwykle traktują wtedy psychoterapeutę jako kogoś, kto ma gotowe rozwiązanie ich problemu i podtrzymują rozmowę, mając nadzieję na odkrycie w którymś momencie tej „prawdy objawionej” – bierze się to z postrzegania psychoterapeuty jako specjalisty od rozwiązywania problemów, „lekarza duszy”. W takim, mniej lub bardziej uświadomionym, postrzeganiu terapeuty nie ma generalnie nic złego – w końcu musimy mieć w kontakcie z nim zaufanie do jego umiejętności, specjalistycznej wiedzy oraz pewnego doświadczenia życiowego wynikającego z pracy nad sobą. Nie zmienia to jednak faktu, iż trwałe rozwiązanie problemu kryje się, oczywiście, w kliencie oraz w jego, pogłębianej z każdym spotkaniem, refleksji nad swoimi trudnościami (którą może rozwijać przy wsparciu psychoterapeuty – a to już coś zupełnie innego), a nie liczeniu na to, że terapeuta dysponuje czarodziejską różdżką, która szybko wyleczy wszystkie jego problemy.

Po drugie, przedłużająca się towarzyska rozmowa sprawia, że klient rzeczywiście rozluźnia się, natężenie różnych uczuć w jego ciele słabnie, podobnie jak w pojemniku z gazem po uruchomieniu zaworu bezpieczeństwa, co przynosi, oczywiście, przejściową ulgę, ale nie rozwiązuje sedna problemu, który i tak cały czas, nietknięty, będzie to ciśnienie znowu stopniowo podnosił. Klient przez chwilę czuje się lepiej, ale bardzo szybko nierozwiązany problem to ciśnienie znowu podnosi i… nic się zmienia. Typowy przykład – można przychodzić na spotkania i narzekać na swoją partnerkę/swojego partnera, na mamę/tatę, ale wyrzucenie złości z siebie nic nie da w dłuższej perspektywie, jeśli nasza postawa w stosunku do niej/niego w życiu nie ulegnie zmianie lub jeśli nie popracujemy nad naszą przeszłością. Poza tym, po takim wyrzuceniu zalegających emocji niektórzy tracą mobilizację do zajmowania się trudnościami (w pewnym sensie tracą powód, dla którego przyszli – poczuli się lepiej i trudna sytuacja zwyczajnie mniej im już przeszkadza) i coraz trudniej jest im zgodzić się na pracę z tymi ważnymi tematami na sesjach.

To prowadzi do najbardziej niebezpiecznej, trzeciej kwestii – uzależnienia klienta od psychoterapeuty. Klient przychodzi z nadzieją na trwałe rozwiązanie problemu (co wyłącznie przy „pogaduszkach” nie ma szans się zdarzyć), czasami poczuje się po spotkaniu nieco lepiej (bo się wygadał), a i tak nie ma lepszej opcji w swojej trudnej sytuacji w życiu; na spotkaniach jest poza tym często miła, wspierająca atmosfera – nie ma oczywiście w tym nic złego, ale samo w sobie praktycznie nigdy nie rozwiązuje problemu – i przyzwyczaja się coraz bardziej do tej dziwnej sytuacji – niby przyszedłem zmienić swoje życie, a tygodniami i miesiącami nic się nie zmienia. To trochę tak, jakby klientowi dawać rybę, zamiast nauczyć go łowić: przynosić mu ulgę przez wygadanie się, zamiast zmienić jego podejście do problemu tak, aby mógł sam sobie tę ulgę zafundować.

Oczywiście, każdy klient ma prawo zachowywać się w taki sposób – to, że nie jest w stanie skupić się na żadnym temacie lub ma tendencje do przekształcania sesji terapeutycznej w spotkanie towarzyskie, to często zachowania, których nie może uniknąć ze względu na naturę problemów, z którymi do nas przychodzi. Innymi słowy, klienci mają naprawdę ważne powody, dla których zachowują się w ten sposób. Naszym zadaniem, jako psychoterapeutów, jest wtedy zwrócić na to uwagę i zaproponować pracę nad tymi kwestiami. „Zwróciłem uwagę, że znowu nieco zmieniłeś temat rozmowy. Z jednej strony widzę, że przychodzisz tutaj z prawdziwą nadzieją na rozwiązanie swoich problemów (przychodzisz regularnie, na czas; wspominasz o trudnych momentach z twojego życia; pokazujesz jak jest ci trudno), z drugiej strony często zdarza się, że twoje dygresje związane z tematem oddalają nas od sedna, zmienia się atmosfera naszego spotkania. Jestem pewien, że nie robisz tego świadomie, i że masz jakiś naprawdę ważny powód takiego zachowania. Co ty na to, żebyśmy wspólnie zastanowili się nad tym, dlaczego albo w jakich momentach tak się dzieje?” Po uzyskaniu zgody można popracować nad głębszym zrozumieniem całej sytuacji, co powinno zaowocować zwiększeniem zaangażowania w pracę na spotkaniach oraz wzięciem większej odpowiedzialności za proces terapeutyczny przez klienta. Może się też zdarzyć, że klient zreflektuje się, że tak się dzieje i obieca, że postara się tak więcej nie robić – jeśli mamy jako terapeuci zaufanie do tego co mówi, wtedy możemy zgodzić się na dalszą pracę, ale i tak postarajmy się wtedy uzyskać zgodę klienta, na to, że „gdyby jednak kolejny raz to się zdarzyło, to może jednak jeszcze raz rozważymy zatrzymanie się nad tym tematem dlaczego tak się dzieje – ok?”

Bardzo ważne jest, aby w trakcie tego typu rozmów klient nie odbierał naszych uwag  w taki sposób, że coś jest z nim nie tak czy też, że robi to specjalnie. Jeśli czujemy, że tak może myśleć lub tak się czuć najlepiej wprost powiedzieć, dlaczego zwracamy na to uwagę: „że to naprawdę ważne w takim kontakcie terapeutycznym, żeby podjąć świadomą decyzję o wyborze tematu; że dopiero ten wybór umożliwia zaistnienie ról psychoterapeuty i klienta, i dopóki do tego nie dojdzie, to trudno te sesje nazwać psychoterapią, a bez tego z kolei trudno o poszukiwanie rozwiązania problemu na głębszym poziomie”.

Jeśli nadal nic nie pomaga, to zwykle oznacza to jedną z dwóch rzeczy. Po pierwsze, klient może nie być tak naprawdę gotowy lub przekonany do rozpoczęcia psychoterapii z nami albo w ogóle z kimkolwiek. Idealnie, gdyby taki wniosek udało się wspólnie wypracować zatrzymując się wokół trudności z wyborem tematu do pracy. Często jest to bardzo ważny krok, który może prowadzić do dalszego zastanawiania się nad tym jakie warunki musiałyby być spełnione, żeby spróbować pracy nad sobą z większym przekonaniem: może chodzi o wybór metody psychoterapii, może chodzić o płeć/wiek terapeuty, a może ktoś jest bardziej przekonany, że coaching mu pomoże? Nie zawsze dojście do takich wniosków jest jednak możliwe i często klienci przestają po prostu umawiać się na kolejne spotkania.

Drugi powód jest związany z osobą psychoterapeuty – sami możemy mieć niekiedy tendencje do nadmiernego przyzwalania na tego typu zachowania po stronie klienta. Może to być spowodowane sposobem zachowania klienta lub tematem, który przeczuwamy, że mógłby zgłosić do pracy – jedno i drugie może wpływać na nas nieświadomie i często wywołuje w nas lęk. Wtedy cała nadzieja w naszej pokorze i umiejętności pracy nad sobą, żeby to jak najszybciej zauważyć i… pora na superwizję, czyli pracę z bardziej doświadczonym od nas psychoterapeutą o specjalnych uprawnieniach, nad tym jak pracować z danym klientem. Jako psychoterapeuci pamiętajmy, że zdarza się tak zwykle przy kontakcie z tymi klientami, od których możemy się najwięcej nauczyć: dowiedzieć się czegoś nowego o sobie i tego w jaki sposób jeszcze skuteczniej pomagać innym ludziom – a na tym właśnie ciągłym rozwoju polega dla mnie piękno tego niesamowitego zawodu.

Życzę powodzenia w pracy nad sobą zarówno klientom, jak i psychoterapeutom!

Maciej Gendek