Praca ze studentami daje wiele satysfakcji – to młodzi, dorośli ludzie, którzy często mają już skrystalizowane plany zawodowe i podchodzą z dużym zainteresowaniem do studiów i przedmiotów na nich wykładanych. Jednocześnie, i wielu z nas jeszcze to doskonale pamięta, nie samym studiowaniem człowiek żyje 😉 Zdarzają się w związku z tym w tej grupie momenty i/lub osoby o trochę mniejszej motywacji do nauki, i to m.in. miks różnych poziomów motywacji stanowi dla mnie o specyfice tej grupy. Poniżej spisałem kilka refleksji, które mam nadzieję pomogą Wam czerpać jak najwięcej satysfakcji w pracy z młodymi ludźmi. A może chcielibyście podzielić się własnymi obserwacjami, doświadczeniami w tym obszarze? – zapraszam do zostawiania komentarzy pod artykułem.

Zapytaj o oczekiwania
Zachęć studentów na pierwszych zajęciach do szczerej rozmowy na temat tego, jakie treści chcieliby, żeby pojawiły się na Waszych spotkaniach. Można ją przeprowadzić w formie burzy mózgów – jak najwięcej opinii, bez krytykowania, wszystkie zapisać na tablicy/flipcharcie, po to, żeby dopiero później o nich porozmawiać. Taki krok pozwala od samego początku zachęcić do zaangażowania się, pozwala poznać różne szalone, niestandardowe pomysły (spróbujcie potraktować każdy z nich jako sen, który można zinterpretować, i w którym tkwi ziarno prawdy!), umożliwia zapoznanie się, buduje fundamenty pod partnerską relację – no i, oczywiście, pozwala zobaczyć, jak się ma Wasza koncepcja oraz to, co jest wpisane w sylabusie do rzeczywistości. Oczywiście modyfikacja programu zajęć lub znaczne od niego odbieganie nie zawsze jest zasadne, ale na pewno daje Wam możliwość otwartego porozmawiania o tym co jest, a co niej jest możliwe i wyrażenia uczuć z tym związanych, które w przeciwnym razie, niewyrażone, krążyłyby podskórnie psując atmosferę i budując mur między Wami a studentami. No i takie rozpoczęcie zajęć to wysłanie jasnego sygnału, że jest dla mnie ważne to, co myślicie i czujecie, jesteście dla mnie ważni jako ludzie, a wtedy rosną też szanse na to, że i w Was zobaczą człowieka, a nie będą postrzegać tylko i wyłącznie przez pryzmat roli, na którą nota bene większość z nas ma dużo silnych reakcji, bo ocenianie kogoś (co praktycznie zawsze na koniec zajęć ma miejsce) to czynność praktycznie tożsama z krytyką i różnymi często niefajnymi zdarzeniami z naszego dzieciństwa, i która uruchamia bardzo dużo silnych projekcji – to naprawdę pomaga, żeby na początku patrzyli na Ciebie przez różowe okulary pozytywnych projekcji „dobrego rodzica”, niż szaroburą mgłę uczuć powiązanych z lękiem i obawami. No i pamiętaj, żeby koniec końców spełnić obietnice, które na tym etapie złożyłeś – Twoje słowa na pewno zostaną dokładnie zapamiętane! 🙂

Nie oddawaj władzy…
Zbudowanie relacji, to jedno z najważniejszych zadań stojących przed wykładowcą lub osobą, która prowadzi ćwiczenia. Bez niej często trudniej o rzeczywiste zainteresowanie tematem zajęć, wzbogacający obie strony dialog czy sprawne rozwiązywanie konfliktowych sytuacji. Jednocześnie nie istnieje jedna, uniwersalna recepta na to jak to zrobić. Na pewno pomaga znajomość siebie samego (swoich silnych i słabych stron, specyficznego stylu nauczania, ale także świadomości często nierównej, dynamiki relacji student-wykładowca) oraz ciągła uważność na to, co się dzieje z nami oraz po drugiej stronie. Praca nad byciem relacyjnym to coś, co uskrzydla i daje mnóstwo satysfakcji osobom, które kochają zawód nauczyciela, ale też może w niektórych momentach wyzwań być barierą, wydawałoby się, nie do przeskoczenia i sprawiać, że mamy tendencję do podszytego lękiem chowania się za rolą, za którą kostniejemy i usychamy. W dłuższej perspektywie może to prowadzić do wypalenia, bo nie potrafimy w tej sytuacji być sobą – a chodzi właśnie o tylko tyle i aż tyle.

Jakkolwiek by tego nie nazwać, jako wykładowcy mamy dużo władzy – i jeśli jesteśmy na właściwym miejscu, czyli znamy się na temacie zajęć chociaż trochę lepiej niż nasi studenci, to nie powinniśmy jej oddawać, tylko zrobić z niej jak najlepszy, świadomy użytek. O niektórych problemach związanych z używaniem siły w relacjach piszę też w innym swoim artykule na portalu opsychologii.pl.

A nasza władza wynika z tego, że:

– decydujemy o wystawianiu ocen – to przekłada się na to, czy ktoś spędzi kolejne godziny (czasami noce) nad przygotowywaniem się do poprawki, jeśli go oblejemy oraz czy w związku z tym będzie miał więcej wolnego czasu na spędzenie go z przyjaciółmi, rodziną, podróże, imprezy, Netflix…; lepsze oceny wprawiają nas w lepszy humor, gorsze w gorszy – decydujemy też w pewnym sensie, czy tego chcemy czy nie, i o tym; dodatkowo, oceny decydują o średniej do stypendium naukowego, które często jest ważną pozycją w budżecie studenckim;
– decydujemy o tym kiedy i jak długie robimy przerwy w zajęciach; czy wolno na nich jeść, pić, używać telefonów; czy i jakie są konsekwencje związane ze spóźnieniami, nieobecnościami;
– które osoby w trakcie zajęć obdarzamy uwagą (to praktycznie zawsze podnosi poczucie naszej wartości, a więc w pewnym sensie decydujemy i o tym); czy dalej luźno dyskutujemy, czy kolejne rzucone pytanie pozostanie bez odpowiedzi i wracamy do treści wykładu i prezentacji powerpointa;
– czy przełożymy, czy też nie termin zaliczenia/egzaminu, bo akurat zbiegł się z jakimś innym.

To realna władza, którą ktoś musi mieć, i którą to my musimy być w stanie przyjąć inaczej na zajęciach zapanuje chaos, który nie będzie sprzyjał procesowi uczenia. Natomiast korzystanie z niej w nieświadomy sposób, żeby wywyższyć się, maskować swoje lęki, obawy (np. przed tym, żeby porozmawiać o czymś trudnym dotyczącym tematu zajęć albo relacji ze studentami) może prowadzić do poczucia poniżenia, zranienia po drugiej stronie, za którym może iść np. (mniej lub bardziej uświadomiona) chęć zemsty. To w tego typu pułapkę wpadają, moim zdaniem, często nauczyciele, wykładowcy, którzy narzekają na fatalne zachowanie swoich podopiecznych – bywają rzeczywiście trudni w kontakcie, ale często umyka uwadze fakt, że nauczyciel subtelnie, aczkolwiek konsekwentnie nadużywa ich w relacji. Najczęstsze nieświadome zachowania po stronie nauczyciela, które psują atmosferę i wzajemny kontakt, to na przykład:

– obiecywanie czegoś i nie dotrzymywanie słowa;
– zmiana terminu, zakresu kolokwium/egzaminu bez rzeczywistego, partnerskiego zakomunikowania o tym grupie i jeśli się da przedyskutowania tego;
– zadawanie pytań bez autentycznego zainteresowania odpowiedziami, które padają; nie zostawianie czasu na odpowiedź; zadawanie pytań niby otwartych, a tak naprawdę nastawionych na jedną odpowiedź;
– nawet najsubtelniejsze publiczne krytykowanie odpowiedzi, której udzielił student bez dokładnego wytłumaczenia dlaczego nie jest ona właściwa;
– nieświadome poniżanie, dawanie odczuć, że „tym się już zajmowaliśmy”, rzucanie w przelocie uwag w stylu: „to już dawno powinniście wiedzieć”, „gdzie byliście jak o tym mówiliśmy”, itp.
– niesprawiedliwe wystawianie ocen: kierowanie się w tym zakresie sympatią, atrakcyjnością fizyczną, zamiast obiektywnymi kryteriami;
– wciąganie w publiczną rozmowę, przed całą grupą osób, które nie mają na to ochoty; używanie przykładów jakiejś osoby do dalszej dyskusji bez jej zgody na to;
– publiczne rozwiązywanie sytuacji konfliktowych ze studentami zamiast robienie tego na osobności; przenoszenie na studentów uczuć ze swoich relacji z życia poza zajęciami – przesadne w związku z tym reagowanie złością w niektórych sytuacjach.

…i pokazuj miękki brzuszek.
Tak samo istotne jak uważne, świadome korzystanie z władzy jest także szczere akceptowanie momentów, kiedy ktoś/coś nas „zrzuca z tronu” i nie ma sensu rozpaczliwie się bronić, chociaż oczywiście przyjemniej być królem niż doświadczać tego, że przez chwilę mamy niższą pozycję w relacjach ze studentami. To właśnie nazywam „pokazywaniem miękkiego brzuszka”. Dzieje się tak często, gdy:

– trzeba o coś szczerze poprosić – są takie sytuacje, kiedy to nam bardzo na czymś zależy, a grupa może, ale nie musi się zgodzić. Zwracajcie wtedy baczną uwagę na swój ton głosu. Najczęstszy błąd to używanie słowa „proszę”, ale komunikowanie się dalej w tonie raczej rozkazu, bądź też w najlepszym razie polecenia – nazywam to uprzejmym poleceniem, ale w żadnym razie prośbą. Często takie „prośby” są nie wprost sabotowane, a my mamy wtedy tendencję do użalania się nad sobą i obarczania winą drugiej strony: „a przecież tak ładnie ich o to poprosiłem” – cóż: nie zawsze tak to wygląda, jak myślimy;
– czegoś nie wiemy – nikt nie jest alfą i omegą i przyznanie się do tego naprawdę może obniżyć Wasz poziom stresu na zajęciach (nie będziecie mieli poczucia, że zawsze musicie wszystko wiedzieć), a do tego pokażecie, zamodelujecie studentom, że oni też mogą się do tego przyznawać bez obaw;
– trzeba przeprosić za coś, co zawaliliśmy – zwracajmy wtedy również uwagę na ton głosu i nasze wewnętrzne poczucie, czy rzeczywiście jest nam przykro z tego powodu;
– grupa zachowuje się w sposób, który utrudnia prowadzenie zajęć: jest za głośno, każdy coś szepce, notorycznie się spóźniają, ciągle siedzą w telefonach, itp. Staram się w takich momentach każdorazowo podejmować świadomą decyzję, czy przywołać ich do porządku ostro i stanowczo: korzystając z mojej siły, władzy czy też od razu w proszący sposób „poprosić o ciszę”, jednocześnie trochę szczerze pokazując i tłumacząc, jakie to ich zachowanie jest dla mnie trudne.

Pokazywanie miękkiego brzuszka jest tak samo ważne dla budowania relacji, jak trzymanie władzy. Czasami sytuacja na zajęciach wymaga jednego, a czasami drugiego – takie świadome lawirowanie pomiędzy obiema pozycjami jest bardzo potrzebne – nie ma sensu przed tym uciekać.

Powodzenia! 🙂

Maciej Gendek