Prove your humanity


Nadal nie napisaliście pracy dyplomowej?

Od kilku lat planujecie generalny porządek w piwnicy (i na planach się tylko kończy)?

Raporty oddajecie zawsze na ostatnią chwilę?

Zamiast uczyć się do egzaminu, sprzątacie, gotujecie wymyślne potrawy, robicie sobie domowe spa?

Zarywacie nocki przed ważnym wystąpieniem, zamiast przygotować się do niego stopniowo i dzień przed już tylko je sobie powtarzać?

Możliwe, że odnajdziecie siebie, w którymś z powyższych przykładów. Już widzę, jak się do nich przed ekranem komputera uśmiechacie. To wiedzcie też, że uśmiecham się do Was (i do tych przykładów) – z drugiej strony komputera – i ja. A jeśli się właśnie teraz do siebie wszyscy gremialnie uśmiechamy to znak, że zwlekanie do ostatniej chwili z tym, co można było zrobić od razu, to zmora naszych czasów.

Oczywiście odwlekanie odwlekaniu nierówne i w spektrum prokrastynacji (naukowa nazwa dla patologicznego zwlekania, niekończenia zadań, przeładowywania się zadaniami) znajdą się i ci, których dotyka ona raz do roku (np. w okresie zakupów prezentów gwiazdkowych, zawsze zostawianych na wigilijny poranek), ale i ci, którzy prokrastynują codziennie długie godziny. Prokrastynatorzy codzienni zasiadają do biurka o ósmej rano, by po chwili od niego wstać i zaparzyć sobie kawę. Po kawie obowiązkowo gazeta.pl albo facebook. Później kilka telefonów i maili, które pozwalają chwilę odetchnąć, bo tworzą pozory zajętości. I tak wybija 16:00 – „jak ten czas szybko minął!”, „jutro się bardziej zepnę!”, „przecież na napisanie bilansu rocznego mam JESZCZE 2 dni”. Albo inny scenariusz: wybija 16:00 i ja wtedy biorę się za najważniejsze zadania do wykonania, wracam do domu o 21:00, zły/a, rozczarowany/a sobą i obiecując sobie, że od jutra od 8:00 będzie zupełnie inaczej. I tak wybija 8:00 rano, parzę sobię kawę… itp. itd.

Trafia do mnie miesięcznie na psychoterapię co najmniej kilka osób, które oddały swoje życie pod kontrolę prokratynacji. Czasami łączy ona swoje szyki z pracoholizmem, wypaleniem zawodowym lub depresją. Czasami jest jedynym problemem, za to KRÓLEWSKIM, bo wszechpotężnym.

Cieszę się, że im właśnie będę mogła – w ramach biblioterapii – polecić niedawno przeczytaną książkę Neila Fiore’a „Nawyk samodyscypliny”. W książce tej znalazłam potwierdzenie tego, jak myślałam o nałogowym odwlekaniu, wiele nowych inspiracji, ale i garść użytecznych technik.

Neil podkreśla mocno, że prokrastynacja nie jest problemem. Jest ona raczej odpowiedzią na problem i próbą – nieuświadomioną i najczęściej chybioną – poradzenia sobie z nim. Odwlekanie bywa „neurotyczną formą mechanizmu obronnego”, której celem jest ochrona własnej wartości”. Odwlekamy, bo – jak pisze Fiore – „obawiamy się zagrożenia poczucia własnej wartości i niezależności. Działamy opieszale jedynie wtedy, gdy nasze naturalne dążenie do skutecznego działania jest zagrożone lub stłumione”.

Dlatego nieskuteczne (lub niewystarczające) w przypadku nałogowych odwlekaczy jest „zarządzenie” ich planem dnia. Logistyka i organizacja nie pomogą poradzić sobie z napięciem, jakie w nich budzi konieczność zrealizowania zadań.

Z każdej książki biorę coś nie tylko dla swoich klientów psychoterapii, ale i dla siebie samej. Dzięki lekturze „Nawyku samodyscypliny” zmieniłam jedno z najbardziej deprymujących mnie dzień w dzień pytań „Kiedy to w końcu skończę?” na inne – bardziej konstruktywne: „Kiedy możesz zacząć nad tym pracować?”. I tyle rzeczy stało się prostszych. Dziękuję Ci, panie Fiore.

Ciekawa jestem, co z książki „Nawyk samodyscypliny” weźmiecie do swojego życia Wy?

Neil Fiore, Nawyk samodyscypliny. Gliwice: Wydawnictwo Helion.

Do kupienia tutaj.

Autorką recenzji jest Sabina Sadecka – psycholożka i psychoterapeutka.