Dobry terapeuta walczy z ciemnością i szuka iluminacji.

I. D. Yalom

Każdy z nas ma swoją prywatną, intymną opowieść. Radosną, kojącą, zaskakującą, chaotyczną lub zgorzkniałą. Jej odkrycie i opisanie bywa ważnym krokiem na drodze ku psychologicznej harmonii. “Nigdy nie miałem szczęścia do kobiet”, “Oszaleję, jeśli on ode mnie odejdzie”, “Po krótkim szczęściu zawsze przychodzi do mnie długa depresja” wypowie ktoś na psychoterapii*, a ja już czuję, że wokół tej narracji może być zbudowane całe jego życie. Nieprzypadkowo psychoterapeutów uczy się słuchania nie tylko tego, CO klient mówi, ale i tego JAK o tym opowiada. Ważne są bowiem powtarzające się w jego opowieści elementy, paradoksy, niedopowiedzenia, analogie i metafory.

Psychoterapia to zatem nie tylko rozmowa dwojga ludzi, to również wspólna podróż w poszukiwaniu nowych znaczeń, odmitologizowywaniu tematów tabu i dystansowaniu się do kwestii, które przez całe życie wydawały się klientowi oczywiste i nienegocjowalne. Literatura jest tym z zasobów, z którego psychoterapeuci mogą do woli czerpać rozwijając swoją umiejętność rozumienia drugiego człowieka. Czytając wybitne książki, uczą się empatii, przenikliwości, tolerowania sprzeczności i pokory. Literatura piękna jest ich nauczycielką psychoterapii, niemniej ważną od formalnego wykształcenia i stałej superwizji swojej psychoterapeutycznej pracy.

Są jednak psychoterapeuci, którzy idą krok dalej. Oni nie tylko CZYTAJĄ literaturę, oni tę literaturę TWORZĄ. Kępiński, Dąbrowski, Obuchowscy i inni – wśród wybitnych polskich psychologów i psychiatrów nie brak jest takich, którzy byli zarówno wielkimi psychoterapeutami, jak i wspaniałymi pisarzami. Tym jednak, kto najbardziej zasłużył się dla stworzenia pomostu między obiema tymi dziedzinami jest Irvin D. Yalom – emerytowany profesor psychiatrii na Stanford University, egzystencjalista i psychoterapeuta, nade wszystko jednak autor genialnych książek poświęconych temu, co działo się za drzwiami jego psychoterapeutycznego gabinetu.

Książki Yaloma czyta się z zapartym tchem i z wypiekami na twarzy. Bo oto dane nam jest podsłuchać jego rozmowy z klientami, ba! możemy również zajrzeć do jego głowy i odkryć, co Yalom myśli o swoich klientach, a czego im nie mówi, co go frapuje lub bawi. Towarzyszymy Yalomowi w jego psychoterapeutycznych potyczkach, uśmiechamy się do jego błędów i niezgrabności, wzruszamy jego sukcesami.

Książka “Kat miłości. Opowieści psychoterapeutyczne” Yaloma nie jest fikcją literacką. Każda z dziesięciu opowiedzianych tu przez Yaloma opowieści ma swoje źródło w rzeczywistej relacji psychoterapeutycznej. Mamy tu i otyłą pracownicę korporacji, napotykamy oszalałego na punkcie seksu mężczyznę chorującego na raka, zaznajamiamy się z historią obsesyjnie zakochanej w swoim młodym psychoterapeucie starszej kobiety. Tym zaś, co łączy dziesięć opowieści  “Kata miłości” jest element przebudzenia. Każdy z Yalomowskich klientów swoją żmudną psychoterapeutyczną drogę kończy egzystencjalnym oprzytomnieniem i wybudzeniem się z pełnego zaprzeczeń dotychczasowego życia. Większość odkrywa też, że objaw, z którym przyszli (niekończąca się żałoba po mężu, obsesyjna miłość) skrywał w sobie głębsze znaczenie, którego zrozumienie okazało się kluczowe dla zrozumienia przez nich sensu ich życia.

“Kat miłości” to lektura dla tych, którzy szukają w swoim życiu sensu. To również książka dla borykających się z perspektywą zbliżającej się śmierci i tych, którzy nie mogą uporać się ze stratą swoich bliskich. Jest to także pozycja  obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcieliby oddemonizować sobie zawód psychoterapeuty. Nade wszystko jednak – i tu tekst ten zatoczy klamrę – jest to lektura dla wszystkich tych, którzy chcą przyjrzeć się sobie przez pryzmat mądrych i inspirujących OPOWIEŚCI.

I. D. Yalom (2013), Kat miłości. Opowieści psychoterapeutyczne. Warszawa: Wyd. Czarna Owca. Książkę można kupić tutaj.

Autorką recenzji jest Sabina Sadecka, psycholożka i psychoterapeutka.