Sam tytuł najnowszej książki Jiddu Krishnamurtiego, „Wolność od znanego”, daje dużo do myślenia i w zasadzie w bardzo prosty, a zarazem precyzyjny sposób określa sedno myśli indyjskiego filozofa.

Krishnamurti zwraca uwagę, że nader często trudno jest powiedzieć o człowieku, że żyje, a raczej trafniej byłoby powiedzieć, choć to niezgodne z gramatyką, że człowiek „jest żyty”. Stwarzają nas różne normy i oczekiwania społeczne, unieruchamia – w pewnym sensie – swobodę naszego życiowego tańca kultura i tradycja. Jesteśmy uwikłani, pisze filozof, „karmią nas gotową wiedzą nauczyciele i święci”. Bardzo celnie nazywa ten fakt życiem „z drugiej ręki”. O co w tym wszystkim chodzi? Jak żyć poza społeczeństwem, poza normami? Jak wyjść poza tradycję, czy to w ogóle jest możliwe?

Otóż, jak pisze Krishnamurti, wolność człowieka polega na tym, że może sam decydować, z czego, co i czy w ogóle będzie czerpał. Autorytety same w sobie, religie, tradycje niepoddane osobistej refleksji, takie, z których nurtem się płynie, wykonując różne rytuały, ceremonie, nakazy dla nich samych stanowią o naszym zniewoleniu, nie pozwalają oddychać pełną piersią, zabierają sens życia, nie dają nadziei.

I choć deklarujemy niekiedy potrzebę „stałości, prawdy, czegoś skończenie pewnego” – w zasadzie powinniśmy umieć wznieść się ponad to, albo raczej – powrócić do siebie, do własnej mądrości, własnych kompasów, chceń, zachwyceń i prawd.

Cały czas, choć w różny sposób, mowa tu o wolności. O prawie wyboru, o podążaniu alternatywną, swoją ścieżką, o możliwości, choć pewnie lepiej będzie napisać, konieczności zdobycia autonomii, wyjścia poza historię społecznych oczekiwań. Wolność wymaga odwagi. Wymaga też siły i dojrzałości. Odrzucenie autorytetów tożsame jest ze sprzeciwem wobec społeczeństwa jako takiego. Bycie poza głównym nurtem wiąże się również z konsekwencjami – z brakiem akceptacji, z odrzuceniem, z nietolerancją. Ale po drugiej stronie szali – znowu – jest wolność, która pozwala oddychać, żyć zgodnie ze sobą, bez lęku przed oceną świata, w skupieniu i uważności na to co dla nas osobiście ważne.

Widzicie więc, że nie możecie się na nikim oprzeć. Nie ma przewodnika, nie ma nauczyciela, nie ma autorytetu. Jesteście tylko wy – wasz stosunek do innych ludzi i świata – poza tym nie ma nic. Zrozumienie tego albo wywoła w was wielką rozpacz, z której zrodzi się cynizm i rozgoryczenie, albo też spoglądając prosto w twarz rzeczywistości, ujrzycie, że nikt inny, tylko wy jesteście odpowiedzialni za świat, za siebie samych, za to, co myślicie, co czujecie i co robicie. Zniknie wtedy wszelkie litowanie się nad sobą.

Trudno się z tym nie zgodzić. Nie ma nic piękniejszego, także w pracy terapeuty, ale i w rozwoju własnym, czy obserwowaniu wzrostu dzieci, jak przyglądanie się procesowi przywracania zagubionego w historii życia poczucia wolności, kształtowania się w człowieku odpowiedzialności za własne wybory, przywracania autorstwa własnemu życiu, poczuciu, że to ja żyję, ja decyduję, ja ponoszę ryzyko i odczuwam radosne i przykre konsekwencje własnych czynów. Nie ma nic piękniejszego, jak życie bez lęku, w spokojnej pewności, że nie ma nic złego w życiu zgodnym z własnymi wartościami, choćby wcześniej sprzeciwić przyszło się światu i wieloletniej, choćby nawet rodzinnej – jeśli jest dla nas nierozwojowa, tradycji.

Czytając Krishnamurtiego, ot choćby taki fragment: Człowiek, który mówi „chcę się zmienić, powiedz mi jak to zrobić?”, pozornie tylko mówi bardzo poważnie, bardzo serio, ale w rzeczywistości tak nie jest. Pragnie on autorytetu, po którym spodziewa się, że ów zrobi z nim porządek. Wymuszony z zewnątrz porządek musi zawsze rodzić zamęt, myślałam jednocześnie o wolności odnośnie do procesu terapeutycznego. Jak się ma relacja terapeutyczna do zachowania wolności klienta. Czy terapeuta nie wchodzi nader często w rolę kolejnego autorytetu, osoby nakazującej zmianę, sugerującej kierunki, oceniającej nasze wybory? Jeśli takie macie doświadczenie – być może warto zastanowić się, czy ta relacja jest tym, czego w terapii szukaliście. W myśleniu systemowym (ale i w innych nurtach), czyli w nurcie psychoterapeutycznym, w którym pracuje zespół opsychologii.pl jest dużo wolności. Postawa zaciekawienia historią naszych rozmówców, stwarzanie przestrzeni do dokonywania własnych, świadomych wyborów i godzenia się z ich konsekwencjami, jakiekolwiek by one nie były, stanowi sedno naszej pracy. Pięknie jest pokazywać osobie, która przychodzi po wsparcie, że ma już w sobie wszystko, co trzeba do życia, ma również wolność i swobodę, ma odwagę, być może tylko na czas jakiś o tym zapomniała, być może jakieś trudne doświadczenia przesłoniły je, ale to wszystko już w niej jest. Naszą – psychologów i psychoterapeutów systemowych – rolą jest, między innymi, pomóc odpamiętać (przypomnieć sobie) zapomniane zasoby. Psychoterapia i kontakt z psychologiem w ogóle powinny nam dawać poczucie wolności, stwarzać przestrzeń do brania odpowiedzialności za siebie i podejmowane przez nas decyzje. Warto o tym pamiętać.

Jest też w książce Krishnamurtiego drugi, poza wolnością, choć mocno z nią przecież związany temat, jakim jest życie z uwagą, co – moim zdaniem – wiele ma wspólnego z praktyką uważności w codziennym życiu, jaką znamy choćby z książek Jona Kabata-Zina.

Stawić czoło faktowi można tylko w teraźniejszości. Jeśli nigdy nie pozwalamy mu być obecnym, bo zawsze przed nim uciekamy, tym samym nie możemy stawić mu czoła. Ponieważ zaś wytworzyliśmy całą sieć sposobów uciekania, przeto jesteśmy w niej uwięzieni.

Czym jest medytacja uważności, jak nie właśnie stawianiem czoła faktom? Akceptującą rzeczywistość, nieoceniającą postawą, czy nawet, zaryzykujmy – wolnością od znanego?  Krishnamurti pisze również o potrzebie powrotu do prostoty widzenia świata, siebie, relacji z innymi. O potrzebie bycia w teraźniejszości, w kontakcie z rzeczywistością, ze światem i sobą w tym świecie takimi jakie one właśnie teraz są. Ucieczka od kłopotów nie przynosi nam pożytku. „Z chwilą gdy zaczynacie uciekać, rodzi się w was strach” – zauważa filozof.

„Wolność od znanego” to książka potężna w sensy, gęsta od myśli wartych zatrzymania, ale i dająca przyzwolenie – bo jakże mogłoby być inaczej – na niezgodę i własne zdanie. W końcu o tym cały czas mowa – o własnej, codziennie nowej ścieżce, byciu w ciągłym ruchu, w wolności wyboru, w oddechu pełną piersią i w jasności umysłu. Bez lęku, z odwagą i siłą ducha.

Na koniec polecam Państwa uwadze łagodny i pełen zachęty do czerpania z naszych własnych zasobów wolności cytat medytacyjny:

W nocy padał silny deszcz, a teraz niebo zaczyna się przejaśniać; mamy nowy, świeży dzień. Przeżyjmy ten świeży dzień tak, jakby to był jedyny dzień. Zacznijmy razem swą podróż pozostawiwszy poza sobą wszelkie wspomnienia dnia wczorajszego – zacznijmy rozumieć siebie po raz pierwszy.

Jiddu Krishnamurti, „Wolność od znanego”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2014

Sabina Sadecka