Nasz mózg został zaprogramowany do wystrzeliwania rakiet obronnych zarówno w obliczu wroga, jak i wtedy, gdy wrogiem jest schemat.

Po raz kolejny tańczysz nie do tej muzyki, co trzeba, gdyż orkiestra twoich wspomnień gra wciąż przestarzałe melodie.

Schematy zaczynają pełnić rolę szkieletu emocjonalnego.
fragmenty z książki

Gdyby zmianę można było zaprojektować słowami, wszyscy bylibyśmy mistrzami zmian. Jednak zmiany nie dokonujemy mówiąc, obiecując, deklarując. Zmieniamy się działając i doświadczając. Zmianę znajdziemy zatem w rozpaczy, w lęku, w przeżyciach kwestionujących to, co o sobie wiemy. W osłupieniach przez małe i duże „o”. Zmiana zasadza się bowiem w tym, co dla nas niewygodne. A niewygoda nie jest domeną słów. Niewygodnie może mieć się ciało, język ma za to zdolność zabierania nas skutecznie z tej niewygody („wcale mi tak nie zależało”, „może jutro się uda”, „mam to w nosie”, „mam za to inne przymioty”). Moje pisanie o tym ma już jakąś historię – pisałam o tym całkiem niedawno w artykule o zmysłach w terapii, o felt sense i zmianie, która powinna angażować cały mózg traktuje zaś ten tekst, o ciele w terapii i neurocepcji napisałam tutaj. Ta recenzja będzie również o zmianie poprzez niewygodę. I o tym, że rozwój, nawet w sytuacjach emocjonalnie i relacyjnie wycieńczających – jest możliwy. Że poza momentami olśnień, potrzebujemy stałej praktyki (jak mówi wspaniała terapeutka ACT Robyn Walser „zmieniania swojej historii nie słowami, a stopami”) i to praktyki robienia rzeczy niewygodnych i nienaturalnych. Ale ważnych dla nas.

Książka Wendy Behary “Rozbroić narcyza” jest o tym, jak nie zwiędnąć (a wręcz przeciwnie – jak rozkwitnąć) w relacji z narcyzem. Ale dla mnie to książka uniwersalna o tym, jak sprawiać, by nasze trudności nas rozwijały. Jak dochodzić do krawędzi poznania, nie wystraszać się jej i iść dalej. Jak się samemu sobą zaskakiwać i pozwolić zaskoczyć się swoim partnerem, którego odbieramy jako bardzo trudnego.

Lubię terapię schematów (pisałam o tym m.in. tutaj, neurobiologia interpersonalna zaś zmieniła moją terapeutyczną pracę na zawsze (od tej książki się zaczęło). Połączenie tych dwóch podejść do ludzkiego cierpienia inspiruje do pracy z drugim człowiekiem (i samym sobą) opartej na współczuciu, szacunku, głębokim zrozumieniu i wybieraniu tego, co dla nas dobre, a nie tego co daje ulgę (brzmi całkiem jak terapia akceptacji i zaangażowania, prawda?).

„Rozbroić narcyza” nie daje łatwych rozwiązań. Dobra relacja to dla Wendy Behary proces, a nie cel. To jak praktykowanie sztuk walki, najpierw bardzo nienaturalne, wykonywane w usztywnieniu i braku płynności. Z czasem jednak – zarówno trening sztuk walki, jak i komunikacja z narcyzem – stają się płynniejsze, słowa i gesty przychodzą nam do głowy naturalnie i w końcu mamy poczucie, że to my wpływamy na rzeczywistość, a nie ona na nas. To zwracanie się w stronę narcyza, a nie wściekanie się na niego i odwracanie do niego plecami. Wzięłam sobie szczególnie do serca tę radę autorki: „kiedy narcyz zaczyna się szorstko do ciebie odnosić, możesz w wyobraźni nałożyć na twarz stojącego przed tobą dorosłego człowieka maskę maskę samotnego i niekochanego dziecka”.

Zmiana w relacji jest możliwa. To nie jest jednak kwestia li tylko zrozumienia, wglądu, olśnienia. To długotrwały proces małych momentów, gdy chcemy skulić się, a decydujemy się rozprostować. Gdy najchętniej przeprosilibyśmy za to, że żyjemy, a wybieramy odważne bronienie siebie. Gdy nęci nas flirtowanie z kimś innym, ale wykorzystujemy ten impuls do naprawy relacji. Małych, a jednak wielkich momentów takich zmian Wam życzę! I koniecznie miejcie wtedy przy sobie „Rozbroić narcyza”.

Sabina Sadecka

Wendy T. Behary (2018), Rozbroić narcyza. Jak radzić sobie z osobą zapatrzoną w siebie. Sopot: GWP