Babcia, to babcia, prawda? Rozpieszcza, pysznie gotuje, ma dużo czasu i cierpliwości. No może jeszcze używa zabawnych słów z przeszłości, albo nosi włosy upięte w siwy kok. Czasem pomoże przy dzieciach, zaopiekuje się zwierzakiem, kiedy wyjedziemy na wakacje, czasem udzieli dobrej rady. Przeglądając jednak niedawno wydane przez wydawnictwo Zakamarki „Zapiski Babci. Wspomnienia dla moich wnuków” (przygotowane również w odpowiednio brzmiącej wersji dla dziadków) pomyślałam sobie, czy przypadkiem nie należałoby uwolnić naszych babć, czy też babć naszych dzieci z tej nieco jednak zbyt wąskiej i odbierającej miejsce na piękną, ludzką różnorodność – babcinej formy.

Virginia Satir, w jednej ze swych książek („Rodzina, tu powstaje człowiek”) zwracała uwagę na to, by aktualizować rodzinne znaczenia, żeby spotykać się w rodzinie i z rodziną, jak w gronie przyjaciół i wymieniać się myślami, uczuciami, wartościami, żeby dzielić się tym, co się zmieniło u każdego z nas z osobna, co ważnego się stało, co znacząco na nas wpłynęło, powodując, że trochę inaczej ostatnio patrzymy na życie i na naszą w nim rolę. Bo przecież rośniemy. Rosną dzieci, rosną dorośli, rosną seniorzy i seniorki naszych rodzin. Wzajemna ciekawość, otwartość i zgoda na kolejne, nieuchronne przecież zmiany powodują, że mamy pod ręką ogromne bogactwo doświadczeń i rodzinnych opowieści, z których mamy szansę wzajemnie czerpać i dzięki którym możemy poczuć się częścią naszej rodzinnej historii, zapuścić korzenie, poczuć się mocniejszymi.

Kiedy patrzymy na nasze babcie i naszych dziadków nieczęsto pamiętamy o drodze, którą przeszli, by móc usiąść z nami, ze swoimi wnukami i krewnymi przy wspólnym świątecznym stole. Nie zawsze potrafimy uważnie usłyszeć ich opowieść i zajrzeć nieco dalej, trochę bardziej w głąb – by ujrzeć tam, być może, małą dziewczynkę biegnącą wiejską drogą i zachłystującą się dziecięcą beztroską, by zobaczyć w babci młodą kobietę, być może zakochaną, być może szukającą schronienia w męskich ramionach, być może wykorzystującą pierwszą nadarzającą się okazję do założenia rodziny i stworzenia kawałka bezpiecznego świata w powojennej rzeczywistości. Być może nieczęsto pytamy naszych seniorów o to, kim są, czy dobrze czują się z tym, co mają, o czym marzą, jak czują się ze swoją starością, czy się boją, czy moglibyśmy coś dla nich zrobić, czy moglibyśmy być bliżej.

„Zapiski Babci…” to w zasadzie dziennik, pięknie wydana książka, która, dzięki zapraszającym do snucia opowieści pytaniom, może służyć pomocą w spisywaniu wspomnień, w odnotowywaniu najważniejszych, ale i tych pozornie drobnych, budujących codzienność, wydarzeń, w przekazaniu kolejnym pokoleniom opowieści o swoim życiu – różnorodnym, niepowtarzalnym, trochę pięknym, trochę trudnym, o tych wyzwaniach, którym sprostaliśmy samodzielnie lub z pomocą bliskich i o tych porażkach, które nas nie złamały, a być może wyposażyły w siłę, pokorę i pogodę ducha. To również zaproszenie do zapisania swoich wspomnień związanych z narodzinami dzieci i wnuków, ważnych chwil z życia rodziny, zatrzymanie na moment biegu świata i przycupnięcie w tamtych emocjach, nadziejach i oczekiwaniach, przyłapanie życia w momencie stawania się, a nader wszystko możliwość sprawienia następnym pokoleniom niezwykłego prezentu, w którym – jeśli zechcą – będą mogły przeglądać się uważnie, czasem trochę się dziwiąc, czasem trochę tęskniąc, na pewno jednak budując swoje życie pełniej i nadając mu nowe znaczenia.

„Zapiski Babci. Wspomnienia dla moich wnuków” oraz „Zapiski Dziadka…, wydawnictwo Zakamarki, 2015. 

Autorką recenzji jest Maria Sitarska.