Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie, że emocjonalny ból i cierpienie są tylko ostrzeżeniem dla mnie, żebym nie żył wbrew własnej prawdzie. Dziś wiem, że nazywa się to autentycznością.

Charlie Chaplin

Lubię rozmyślać nad przepastnością życia, nad wielością dróg i możliwości. Nad tym, że ludzkich historii nie da się zamknąć w stałych, jednowymiarowych i niezmiennych prawidłach, ani też z całkowitą pewnością przewidzieć, w którą stronę potoczą się losy i co nas w życiu spotka.

To jednak, co można powiedzieć o życiu z całą pewnością to to, że spotykamy w nim co jakiś czas cierpienie, niewygodę i dyskomfort, ale i to, że dzięki mierzeniu się z nimi zdobywamy siłę do życia przeżywanego w całym swym bogactwie i różnorodności doświadczeń. Innymi słowy – budujemy mięśnie, wzmacniamy korzenie naszego człowieczeństwa. Być może wiecie, że drzewo, które nie mierzy się z wiatrem nie jest w stanie zapuścić korzeni, a bez korzeni – przewróci się. Podobnie jest z nami – wystawieni na działanie życiowych (i życiodajnych!) doświadczeń, stajemy się mocniejsi, również w wymiarze stabilności i wypełniania życia swobodą i siłą.

Usłyszałam kiedyś hasło: „Zawsze wracaj”. Te proste słowa przypominają mi, że niezależnie od tego, co dzieje się w naszym życiu, czy zachwialiśmy się pod ciężarem doznanej krzywdy (porzucenia, niesprawiedliwej oceny), czy sami zrobiliśmy coś, czego żałujemy, niezależnie od tego, jak bardzo oddaliliśmy się od spokoju ducha, poczucia samokontroli, czy też życiowej równowagi  – zawsze możemy wrócić.

Jest w tym haśle duża mądrość. Wydaje się bowiem, że równowaga nie jest punktem wyjścia. Jest raczej punktem, do którego możemy stale w ciągu życia (ba! nawet w ciągu dnia) powracać; domem, który możemy zamieszkiwać na jakiś czas, jeśli się na to zdecydujemy i podejmiemy stosowne w tym celu kroki. Jest też równowaga stanem, który przychodzi nam dość regularnie opuszczać i jest to rzecz najpowszechniejsza pod słońcem.  

I choć czasami marzy nam się, żeby to, czego już się nauczyliśmy, co udało nam się zrobić w nowy, dobry i użyteczny dla nas sposób, co zrozumieliśmy podczas różnego typu warsztatów, lektur, czy psychoterapii – było już zmianą trwałą i niezmienną, nie jest to możliwe. Może nas to martwić, może niepokoić, spieszę jednak z dobrą nowiną – to, doprawdy, nic strasznego! Co więcej, istnieje wiele racjonalnych powodów, dla których tak się dzieje i podobnie wiele dróg powrotu do stanu spokoju, poczucia siły i równowagi.

Nasz mózg jest niesamowitym organem. Jego ewolucyjnie starsza część dba o to, byśmy w sytuacji zagrożenia reagowali bez zastanowienia, automatycznie, dla własnego bezpieczeństwa. To też dzięki niej dajemy się czasem ponieść pragnieniom, kierujemy się instynktem. Nowsze struktury mózgowe – i najważniejsza z nich – kora przedczołowa pozwalają nam decydować, koncentrować się, być uważnym na siebie i innych, odczuwać empatię i – przede wszystkim – zarządzać pozostałymi funkcjami mózgowymi.

Kiedy jednak jesteśmy zmęczeni, głodni, niewyspani, czy samotni, kiedy narzucamy sobie zbyt dużo obowiązków, jednym słowem kiedy zapominamy zatroszczyć się o siebie – ster przejmują starsze struktury mózgowe i zaczynamy działać automatycznie. Jeśli jednak zatęsknimy do kontaktu ze światem naszych myśli i uczuć, jeśli zapragniemy skoncentrować się, podnieść poziom uważności, powrócić do emocjonalnej równowagi, czyli zadbać o higienę kory przedczołowej, czasami wystarczy, że uważnie wypijemy filiżankę herbaty, poobserwujemy nasz oddech, utniemy sobie drzemkę, zadbamy o jakościowo dobre posiłki, o dobre dla nas relacje, czy też wybierzemy się na letni spacer. Brzmi przyjemnie, prawda?

Jeśli więc zdarzy się wam, a zdarzy na pewno, taki czas, w którym poczujecie, że emocje biorą nad wami górę, że w wasze życie wkrada się chaos, w myśli nieporządek, że zmęczenie pracą, obowiązkami domowymi, czy nieporozumienia rodzinne wytrąciły was z równowagi, przypomnijcie sobie hasło „Zawsze wracaj”. I bądźmy dla siebie wyrozumiali.