I wtedy coś się zdarzyło. Był to szczegół, nic więcej. Szczegół, na który początkowo nie zwraca się uwagi, a który dopiero później zyskuje na znaczeniu. Z mocą wsteczną.

Cytat z książki

W połowie lektury zaczęłam z przestrachem przewracać kolejne kartki, zbliżając się do finału. Nie miałam pojęcia, co się wydarzy, lecz jednego byłam pewna – dla doktora Marca nie ma ratunku, a „Dom letni z basenem” nie będzie miał szczęśliwego zakończenia.

Herman Koch, choć pewnie nie było to jego celem, stworzył niezwykłe studium przypadku. Marc, lekarz pierwszego kontaktu, poświęcający swym pacjentom wystarczająco dużo czasu, by stworzyć pozory opiekuna idealnego. Ba, przecież takim właśnie jest! Stawiane przez niego diagnozy mają przede wszystkim spełniać oczekiwania artystów z wyższych sfer, jakich gości w swym gabinecie, a i na uciążliwe dolegliwości znajdą się tabletki działające cuda. Ach, byłabym zapomniała. Marc brzydzi się ludzkim ciałem. Każde badanie wymagające bliższego kontaktu napawa go odrazą i rodzi przerażające wizje. Jak to się w ogóle stało, że bohater powieści Hermana Kocha znalazł się w tak paradoksalnej i tragicznej sytuacji? I dokąd zaprowadzi naszego bohatera jego sposób życia – ciągłe unikanie konfrontacji z rzeczywistością, uległość, zakłamanie i bezrefleksyjne postępowanie w zgodzie z zasłyszanymi przed laty na studiach medycznych teoriami profesora Herzla?

Marc Schlosser jest postacią, która raczej nie wzbudza sympatii czytelnika – jeśli już, to tylko mając na uwadze jego miłość do swych córek. A jednak, możemy mu sporo zawdzięczać – przede wszystkim, nie sposób przejść bezrefleksyjnie obok jego postępowania. Bardzo mocno zastanawiałam się nad sobą, przyglądając się jego poczynaniom – gdy myśląc wszystko co najgorsze o swych pacjentach, przybierał fałszywy uśmieszek, ja sięgałam pamięcią wstecz, próbując szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy i moje zachowanie nie bywa tak wyrachowane i dwulicowe. Jedno wiem na pewno – myślenie w kategoriach tak ściśle biologicznych (złota rada profesora Herzla, którą główny bohater wziął sobie do serca – zdecydowanie nie opieraj się swemu instynktowi, i rób to, co nakazuje, niemal zdradzając swoją żonę) jest mi obce, choć nie podważam ich wpływu na funkcjonowanie człowieka.

Lektura „Domu letniego z basenem” była dla mnie nieco trudnym czasem. Czułam niepokój (o dalsze losy rodziny Schlossera i ich nowobogackich „przyjaciół”), przerażenie (tym, do czego zdolny jest człowiek i jak bardzo może zagubić się gdzieś w swoim życiu, tracąc z oczu to, co powinno mieć znaczenie) i wstyd (bo mnie samej wiele brakuje do ideału). Niemniej jednak nie był to czas stracony. Dobitna szczerość zwierzeń doktora Marca – kontrast między jego myślami a słowami kierowanymi do spotykanych ludzi, jaki odbiorcy tytułu mają okazję obserwować, ale i całość fabuły – wydarzenia mające miejsce tego lata spędzonego w letnim domku Ralpha Mayera nie pozwalają czytającemu bezrefleksyjnie mijać wzrokiem kolejnych linijek tekstu.  I choć momentami opowieść Kocha była brutalna, wielu z nas odnajdzie w niej cząstkę siebie. Jeśli tylko zechcemy patrzeć.

Książkę można kupić tutaj.

Autorka recenzji: Natalia Stasiowska – studentka psychologii z pasji i zamiłowania. Uwielbia długie rozmowy, fotografuje swoją codzienność, chcąc pokazać innym piękno tego, co nas otacza. Dużo pisze – od dziecka prowadzi pamiętniki i blogi, nie wyobraża sobie życia bez książek. Z radością uczy się nowych rzeczy i poznaje świat.