“Często słyszę, że wykonuję najłatwiejszy zawód świata. Po prostu siedzę, słucham, rzadko się odzywam i jeszcze mi za to płacą. Osoby, które tak mówią najwyraźniej nigdy wzięły pod uwagę, jak wielki lęk przeżywamy, gdy prowadzimy terapię osób o skłonnościach samobójczych. Jak wiele czasu poświęcamy po godzinach na myśli o swoich pacjentach”. To słowa Nancy McWilliams, psychoterapeutki psychodynamicznej, o której pisałam m.in. tutaj. Mój superwizor [psychoterapeuta z kilkudziesięcioletnim stażem] każde nasze superwizyjne spotkanie zaczyna od stwierdzenia: “Pani Sabino, nawet pani nie wie, jak obciążający zawód wykonujemy”. A mój przyjaciel, również psychoterapeuta, który z wielkimi sukcesami prowadzi swoją prywatną praktykę, zastanawia się ostatnimi czasy, czy nie ograniczyć godzin pracy jako psychoterapeuta i nie zająć się na pół etatu czymś mniej obciążającym.

To zawód, w którym potrzebujemy naszych serc i naszych głów. Przeżywamy w terapii i emocje naszych klientów i swoje własne. Im bliżej pozostajemy w kontakcie z własnymi emocjami, tym bardziej jesteśmy na działanie tych emocji narażeni. Psychoterapia to też praca, która wymaga sprawnego intelektu, dobrej pamięci i dużej przytomności. Nadwyrężając swoje serce i/lub umysł sprawić możemy, że trudno nam będzie być skutecznym terapeutą. Bywa że konsekwencje idą dalej i wkraczają z życia zawodowego w osobiste – terapeuci nie śpią, doświadczają depresji, wypalenia zawodowego, uzależniają się, rozpadają im się przyjaźnie i związki. To zawód, który – jeśli wykonywany bez troski o siebie – kosztuje więcej niż brak troski w innych zawodach.

Chciałabym ująć sprawę jasno – w moim subiektywnym rankingu – wykonuję najlepszy zawód świata. I tym bardziej, kochając to, czym mogę i chcę dzielić się ze światem, pragnę jak najdłużej wykonywać ten zawód z radością i spokojem. Zwłaszcza, że harmonia wewnętrzna przekłada się w tym zawodzie na jakość kontaktu z moimi klientami i rzetelność oferowanej przeze mnie psychoterapii. Dbając o siebie samą, łatwiej mi sięgać po psychoterapeutyczne książki, chętniej wchodzić co rano [czasami bardzo rano!] do swojego gabinetu, z bardziej otwartym sercem i umysłem układać sobie w głowie diagnozy i interwencje, wykorzystywane później w trakcie sesji.

Poniżej zawarłam kilka wskazówek dla psychoterapeutów, które – przyznam – przyszły do mnie samej dość późno. Z niektórymi mocuję się po dziś dzień. Bez żadnej z nich jednak nie wyobrażam sobie mojej pracy. Wybierz z nich to, co będzie OK przy Twoim trybie pracy. Jeśli masz swoje sposoby na zadbanie o siebie – napisz, proszę, w komentarzu.

  • Szanuj swój czas. Zarówno w skali minut, jak i dni, miesięcy, lat. Przy rosnącej liczbie klientów, czas będzie Twoim największym zasobem.

Nie zawsze, oczywiście, decyduję się kończyć równo po 50 minutach sesji słowami “to koniec na dziś”, przerywając swojemu klientowi w pół zdania [prawdę powiedziawszy rzadko się na tak drastyczne ucięcie decyduję]. Nie zmienia to faktu, że jeśli tylko mogę, dbam o  swoje 10 minut przerwy między sesjami, by poruszać się [siedzący tryb tej pracy to coś, co może stać się bardzo dokuczliwe], przewietrzyć gabinet, a przede wszystkim przewietrzyć głowę.

Tym bez czego nie wyobrażam sobie też teraz pracy to godzinna przerwa na obiad. Bywa że zmykam też z gabinetu na sesję tai chi lub spokojny spacer. W gorętszych okresach tę godzinną przerwę wykorzystuję na załatwianie bieżących spraw. Ważne, by móc sobie pozwolić na co najmniej  60 minut niemyślenia o pracy. Ta wolna godzina działa w moim przypadku cuda.

Niedawno moja znajoma psychoterapeutka zdradziła mi, że raz na 2 miesiące pracy robi sobie tydzień bez psychoterapii. Niekoniecznie wyjeżdża wtedy na urlop, po prostu nie pracuje w ciągu tego czasu w gabinecie. Przymierzam się do dbania o siebie i w ten sposób – na razie robiąc przedłużone weekendy raz na jakiś czas [w okresie wakacyjnym jest to oczywiście o wiele łatwiejsze do zaplanowania i wdrożenia].

Kwestia czasu to również godziny [i dni], w jakich decydujesz się pracować. Kilka dobrych lat zajęła mi decyzja, by nie przyjmować klientów w godzinach popołudniowych. Oczywiście nie jest to rozwiązanie dla każdego, warto jednak pamiętać, że pracowanie do późnego wieczora ma swoje koszta. Kilka lat starałam się ich nie zauważać, dziś jednak nie wyobrażam sobie powrotu do starego systemu pracy. Weekend jest dla mnie czasem świętym, na palcach jednej ręki mogę policzyć soboty, w których pracowałam psychoterapeutycznie.

  • Korzystaj z wsparcia ludzi bardziej doświadczonych od Ciebie. Przede wszystkim superwizuj swoją pracę. Sama wybieram takich superwizorów, którzy poza inspirowaniem i otwieraniem mnie na nowe sposoby rozumienia klientów, będą też dla mnie wsparciem. Ważne jest według mnie, byś mógł swojemu superwizorowi opowiedzieć o swoich wahaniach, błędach i porażkach. Korzystaj z uwag krytycznych, wdrażaj w życie modyfikacje, do których Twój superwizor Cię zachęca, nie zapominaj jednak, że superwizja jest też okazją, by usłyszeć o tym, co robisz dobrze. Jeśli boisz się otworzyć przed superwizorem w obawie przed krytyką, zmień go. Możliwe, że to Twój superwizor bardziej potrzebuje superwizji. O potrzebie superwizji w naszej pracy pisałam też w tych recenzjach i jeszcze tej [szukajcie na dole].
  • Odbądź swoją własną psychoterapię. Psychoterapia to wspaniała podróż w stronę samopoznania, jest też świetnym panaceum na wypalenie zawodowe. Mnie bycie w roli klienta nauczyło przy okazji ogromnej pokory i uruchomiło całe pokłady empatii dla moich klientów. Pozwoliło też – paradoksalnie – poczuć sympatię do siebie samej w roli psychoterapeuty.

 

  • Aktualizuj reguły Twojej pracy. Długo boksowałam się z opisaną wyżej zmianą godzin przyjęć klientów, stawki, zmianami w kontrakcie terapeutycznym, decyzją z kim mogę pracować, a z kim nie. Teraz, co jakiś czas, zatrzymuję się, by zapytać siebie, czy reguły, które ustaliłam 6 lat, 3 lata czy miesiąc temu są nadal dla mnie ok. Nie boję się też zapytać innych psychoterapeutów, jak to u nich wygląda. Możliwe, że to najważniejszy przejaw troski o siebie, na jaki pozwoliłam sobie w mojej psychoterapeutycznej pracy.

 

  • Dokształcaj się. “Wiedza was ochroni” – słyszałam na studiach. Sama – bazując na swoich doświadczeniach – dopisałam sobie tej zasady uzupełnienie – “niewiedza was osłabi”. Nie widzę możliwości, by wykonywać zawód psychoterapeuty bez stałej aktualizacji swojej wiedzy i otwierania się na nowe perspektywy [pisałam o tym nieco w tej recenzji. Nie chodzi tu zatem tylko o ilość zdobytej wiedzy, ale też o wielość źródeł, z których się tę wiedzę czerpie.

 

  • Postaw granicę pomiędzy samopoczuciem swojego klienta i swoim własnym. Nasze mózgi to maszynerie zaprojektowana do dostrajania się do emocji innych ludzi [odpowiadają za to neurony lustrzane]. Psychoterapeuci zaś są szczególnie narażeni na zarażenie się emocjami innych. Ważne jest zatem, by w tej pracy stale monitorować, na ile emocje, które odczuwamy to emocje nasze własne, a na ile pojawiły się w nas w efekcie kontaktu z klientem. Każde z podejść ma do tego swoje narzędzia i konceptualizacje. Psychodynamiczni zwrócą uwagę na przeniesienie i przeciwprzeniesienie, terapeuci systemowi mogą mówić o roli, w jakiej są obsadzani, ci reprezentujący Analizę Transakcyjną przyglądają się transakcjom między stanami ego. Niezależnie od podejścia, do postawienia granicy między emocjami swoimi a cudzymi przydaje się świadomość swojego ciała i uważność [piszę o niej poniżej].

 

  • Praktykuj uważność. To było dla mnie ogromne zaskoczenie, jednak po latach muszę stwierdzić, że  zawód psychoterapeuty jest dość poważnie przebodźcowujący. Ilość emocji, których jesteśmy świadkami, historii, wątków, postaci, które wchodzą do gabinetu wraz z opowieściami naszych klientów – to coś, co może skutecznie przeładować pojemność naszych umysłów.

 

Nie wiem, gdzie byłabym, gdybym równolegle do swojej psychoterapeutycznej drogi nie poznała uważności. Najskuteczniejszym prysznicem dla mojej głowy jest medytacja, uważność oferuje dziesiątki technik, z których możecie skorzystać, by poradzić sobie z przebodźcowaniem. Te z których stale korzystam to skanowanie ciała, skupienie na oddechu, uważny spacer, uważne jedzenie, nie wspominając o wspaniałych formach uważności w ruchu, jakimi są: joga i tai chi. Staram się wpleść choć jedną z tych technik do każdego dnia. Uważność świetnie sprawdza się też między sesjami. Nawet minuta uważnego oddechu może pomóc nam wejść w kolejną sesję z bardziej otwartym umysłem [i sercem!]. Więcej o uważności  pisałam m.in. tutaj i w tej recenzji.

 

  • Bądź dla siebie dobry. Dąż do tego, by być good-enough. I jako terapeuta i jako człowiek. To że starasz się jak możesz najlepiej nie oznacza, że pomożesz każdemu klientowi [pamiętam, jaką ulgę poczułam, gdy przeczytałam o tym u Irvina Yaloma]. To że wykonujesz zawód psychoterapeuty nie oznacza też, że po godzinach pracy musisz mieć idealne życie.

 

Zwracaj też uwagę na sygnały świadczące o wypaleniu zawodowym. Może zacząłeś stale spóźniać się do pracy, cierpisz na bezsenność, możliwe, że reagujesz na swoich klientów z irytacją. Obserwuj siebie i dbaj o siebie tak, jak potraktowałbyś najlepszego przyjaciela. Zwolnij, wróć na lub rozpocznij psychoterapię, zaplanuj urlop.

O traktowaniu siebie dobrze pisałam też tutaj, używając słów Pii Mellody.

 

  • Ruszaj się! Od kiedy regularnie oddaję się aktywności fizycznej, pracuję lepiej. Praca psychoterapeuty naraża nas na gromadzenie w ciele sporych pokładów napięć [zwłaszcza że – powtórzę – to praca głównie siedząca]. Ruch pozwala te napięcia w dużym stopniu rozładować.

 

  • Dostarczaj sobie okazji do odczucia pozytywnych emocji. Wychodź na spacer, spotykaj się z przyjaciółmi, czytaj [również] niepsychologiczne książki, baw się. Nagradzaj się za małe i duże psychoterapeutyczne sukcesy.

 

  • I last but not least – miej stale na uwadze wartości, którymi chcesz kierować się w życiu. To trudny zawód. Łatwiej będzie Ci w nim wytrwać znając wartości, do których chcesz zbliżyć się wykonując zawód psychoterapeuty. I stale sprawdzaj, na ile zbliżasz się do nich, a na ile pracujesz w szaleńczym tempie nie zważając zupełnie, że ścieżkę wartości zostawiłeś z boku.

 

Trzymam za Ciebie mocno kciuki!