Obecnie nikt już nie wątpi, że cierpienia psychiczne mają ogromny wpływ na nasz organizm. Wyniki są niekiedy zaskakujące: stwierdzono na przykład, że depresja podnosi ryzyko złamania kości.

Cytat z książki

Nawet osoby naładowane energią i tryskające siłą, których stosunek do zdrowia jest na razie obojętny, ponieważ sądzą, że mają go w nadmiarze, muszą sobie uświadomić, że mózg potrzebuje spokoju, żeby odrzucić balast i zwolnić miejsce dla czegoś nowego. Tylko leniąc się, zaczynasz myśleć kreatywnie.

j.w.

Studia psychologiczne minęły mi na czytaniu badaczy polskich i amerykańskich. Obie szkoły uprawiania psychologii są – jak dla mnie – wyjątkowo zbieżne. Nie dotyczy to absolutnie pisania o psychologii – Amerykanie piszą kwieciście, narracyjnie, pokazują teorię na praktycznych przykładach. Polscy badacze  zaś piszą sucho, choć konkretniej, bez kokietowania czytelnika, jakby puszczenie do niego oka miało im coś z ich naukowości odebrać. I to, oczywiście, nie wszyscy bez wyjątku, bo pisaninę Kazimierza Obuchowskiego chłonęłam każdym porem, a książki Antoniego Kępińskiego [nie psychologa, a psychiatry, ale czytanego przez wielu psychologów, a może przez niewielu psychiatrów] były dla mnie i są przewodnikami, jak uprawiać psychologię, ale i jak żyć.

Szokiem było dla mnie spędzenie dwóch lat we Włoszech na studiowaniu tam zagadnień psychologicznych [choć nie tylko]. Włosi nie wkuwali definicji psychopatologicznych, oni uczyli się poprzez lekturę listów największych psychologów [zaczynając od Freuda i chołubionego tam, a w Polsce praktycznie nigdy niewzmiankowanego Ferencziego]. Odkryłam wtedy na własnej skórze, że sposób nauczania psychologii jest kulturowo zdeterminowany i każdy kraj ma swoje autorytety, swoje dogmaty i w końcu trendy i antypatie. Czasami różnią się one w obrębie kraju [patrz: nowojorskie upodobanie do psychoanalizy i terapii poznawczo-behawioralnych trzeciej fali i kalifornijski zachwyt nad psychologią humanistyczną i egzystencjalną], a nawet w obrębie tego samego miasta [„psychodynamiczny“ UAM i „poznawczo-behawioralny“ SWPS w jednym tylko mieście Poznaniu].

Otwierając książkę Christiny Berndt „Tajemnica odporności psychicznej“ zastanawiałam się, co wiem o współczesnej psychologii niemieckiej. I pomyślałam, że NIC. Oczywiście znam genialnych psychologów – Żydów pochodzenia niemieckiego – zwłaszcza Kurta Lewina i jego genialną teorię pola [choć on taki raczej niemiecko-amerykański był], Fritza Perlsa, twórcy podejścia Gestalt, od którego uczę się psychoterapii i dziś. Znam i inne klasyczne niemieckie nazwiska jeszcze bardziej klasycznej psychologii [z Wundtem na czele]. Ale o tym, czym teraz żyje psychologia niemiecka chętnie bym się przekonała. I dzięki książce „Tajemnica odporności psychicznej“ wiem już o tym nieco więcej.

Christina Berndt nie jest psycholożką, jest dziennikarką naukową, a taką publicystykę cenię sobie bardzo. Napisała książkę, która zbiera wiele najnowszych  badań na temat rezyliencji, czyli odporności psychicznej. Część – przyznam – zupełnie dla mnie zaskakujących, a nawet stojących w sprzeczności z badaniami, które są mi [ideologicznie] bardzo bliskie, zwłaszcza nurtem psychologii stanowiącej podwaliny rodzicielstwa bliskości [przeczytajcie koniecznie to, co Christina pisze o roli żłobków w kształtowaniu elastycznego charakteru przyszłych dorosłych] i w ogóle o koncepcji „zaszczepienia“ na stres.

Do części badań się uśmiechałam, jak do tego, które mówi o tym, że nawet muchy mogą wpaść w depresję, a – co jeszcze bardziej zaskakujące! – reagują świetnie na terapię antydepresantami. Aaa, i jeszcze do tego, że i małpy też przechodzą kryzys wieku średniego.

Zafascynował mnie rozdział o mózgach dzieci, których dzieciństwo miało traumatyczny charakter. Berndt cytuje badania, które pokazują, że u tych dzieci nie wymierają synapsy obecne w mózgu emocjonalnym [układzie limbicznym]. Nigdy wcześniej nie pomyślałam o tym, że zanikanie nieużywanych synaps może mieć dla nas aż tak dobroczynne znaczenie. I że, gdy mamy tych synaps za dużo lub gdy mamy dużo tych niewłaściwych, to skazani jesteśmy na cierpienie również w życiu dorosłym.

Wdzięczna jestem autorce za przywołaniu metafory dzieci dmuchawców i dzieci orchidei. Te ostatnie wyrastają na mądrych dorosłych, jeśli się je potraktuje z czułością i uwagą. Jeśli jednak nie damy im tego, co potrzebują, zmarnieją. Odwrotnie zaś dzieci dmuchawce, mogą rosnąć niezależnie od warunków, jakimi się je otacza. Myślę ostatnio dużo o tym, jak wiele wokół mnie orchidei, którym dano szanse i takich, o które nie zadbano. I z podziwem tropię wokół siebie dzieci i dorosłych dmuchawce, odporne na wszystko.

Jeśli podobała Wam się książka „Dlaczego zebry nie mają wrzodów“, to pewnie spodoba się Wam i ta pozycja. Nie jest to, jakby wskazywał tytuł, poradnik, jest to raczej rzeztelne kompendium wiedzy o stresie, o wychodzeniu z niego i o tym, jak się mu nie dać.

Polecam gorąco!

Sabina Sadecka

Książkę kupisz tutaj.

Christina Berndt [2013], Tajemnica odporności psychicznej. Jak uodpornić się na stres, depresję i wypalenie zawodowe. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.