Psychoterapia, praca nad sobą, która ma na celu rzeczywiste rozwiązanie problemów klientów, to najczęściej długotrwały proces. Wymaga przestawienia sposobu myślenia, zachowania na nowe tory i często zaopiekowania się ranami, które nosimy w sobie od dzieciństwa. Dwa kroki do przodu, zagubienie we mgle, krok na bok; momenty zwątpienia, po to, żeby znowu na jakiś czas z większym przekonaniem ruszyć w nowym dla nas kierunku – to wszystko normalne. Wprowadzanie takiej zmiany do życia wymaga od nas bycia w szczytowej formie po to, żeby wczuwać się z co raz większym przekonaniem o co chodzi w podróży na nowej drodze oraz, z drugiej strony, jak najszybciej wyłapywać, że znowu funkcjonujemy pod wpływem starych, nieprzydatnych już schematów. Dotykamy uczuć, przekonań na najgłębszych możliwych poziomach, w pewnym sensie totalnie przewartościowujemy życie. Ten czas wymaga maksimum świadomości i cierpliwości: zarówno od klientów, jak i terapeutów.

Przyjmowanie narkotyków i/lub alkoholu utrudnia poruszanie się w tym procesie i nie chodzi tu tylko o sytuacje, kiedy ktoś jest uzależniony. Zażywanie substancji zmieniających świadomość, jeśli są to więcej niż symboliczne ilości, najczęściej na wiele dni (mimo że technicznie rzecz biorąc jesteśmy już wtedy trzeźwi) upośledza funkcjonowanie układu nerwowego, a co za tym idzie naszą pełną zdolność radzenia sobie z emocjami oraz wyłapywania momentów, kiedy nie do końca uświadomione sytuacje z przeszłości wpływają na nasze zachowanie, znacznie utrudniając rozwojową zmianę stylu życia. Kiedy klienci często spontanicznie dzielą się informacjami, że: „była znowu impreza”, „zapaliłem sobie jointa”, „trochę przesadziłam”, itp. – warto zapamiętać te chwile i odnieść je ogólnie do procesu rozwoju klienta: czy idzie do przodu czy raczej tkwi w miejscu i niewiele się zmienia w jego/jej postawie? Nawet jeśli w swoich relacjach umniejszają znaczenie tych zdarzeń (obśmiewają je, ironizują) to często gdzieś głębiej, nieświadomie, zaczynają przeczuwać, że coś zaczyna być już nie tak.

Z klientami, którzy mają poważne problemy w relacji z substancjami – często tracą kontrolę nad ilością i/lub częstotliwością przyjmowania oraz dzieją się w ich życiu trudne sytuacje, które wynikają z brania/picia – nie należy w moim odczuciu w ogóle pracować w gabinecie, jeśli nie są w stanie zachować całkowitej trzeźwości pomiędzy sesjami. Powinni wtedy udać się na leczenie zamknięte i potem ewentualnie wrócić do gabinetowej formy pracy nad sobą. Podtrzymywanie w takiej sytuacji nadziei, że uda nam się wspólnie rozwiązać ich problemy na indywidualnych sesjach odbywających się jeden raz w tygodniu, jest moim zdaniem, z punktu widzenia terapeuty, nieetyczne.

O tym, że klienci mają problem z przyjmowaniem substancji psychoaktywnych, nawet jeśli jeszcze nie są uzależnieni, mogą świadczyć następujące zjawiska:

– stagnacja w procesie terapeutycznym – pracujemy razem kilka miesięcy, być może bywały momenty, że klienci uruchamiali już nowe sposoby działania, ale nagle mamy poczucie wylądowania znowu w tym samym miejscu i od kilku sesji nic się nie rusza; może być też tak, że mimo upływu czasu czujemy, że od początku terapii nic się nie zmienia w podejściu klientów do problemu;

– powtarzające się kłopoty z wyborem tematu do pracy na sesji: „tyle się dzieje, że trudno wybrać”; pojawia się (często nieświadoma) tendencja do zrzucania odpowiedzialności na terapeutów, żeby to oni wybrali temat albo istnieje duże ryzyko, że pracujemy nad jakimś problemem, a nagle w połowie sesji okazuje się, że „to nie to” albo cała sesja jest „przegadana” i nic z tego nie wynika (więcej na ten temat w artykule).

– trudność z podjęciem decyzji: czy pracować nad teraźniejszymi, dorosłymi aspektami problemów klienta/klientki czy też wracać do trudnych historii z przeszłości i tam, w tamtych zdarzeniach opiekować się zranionym, przestraszonym, odrzuconym „wewnętrznym dzieckiem”? – jest wtedy możliwość roztoczenia prawdziwej opieki nad dziewczynką lub chłopcem z tego okresu, którzy przecież nie mogli się sami sobą zaopiekować; zajmowanie się z kolei w podobny sposób tymi samymi emocjami w świecie dorosłego, który ma już zupełnie inne, z racji wieku i etapu rozwoju, możliwości radzenia sobie w życiu to ogólnie częsta przyczyna zastoju w pracy nad sobą na sesjach i jako terapeuci musimy bardzo na to zjawisko uważać;

– bardzo trudno generalnie łapać dystans do emocji, często pojawia się nawracające narzekanie na innych bez chęci pracy nad sobą, a bez tego nie da się wypracować w kliencie miejsca, które obserwuje siebie i otaczający świat „z zewnątrz” i z tego punktu podejmuje decyzję co do kierunku zmieniania swojego życia;

– klienci zrzucają na terapeutów odpowiedzialność w wielu obszarach procesu terapeutycznego: wybór tematu do pracy, zaangażowanie w interwencjach terapeutycznych, rytm spotkań – niby te decyzje są, a jakby ich nie było; są jak, z całym szacunkiem, „śliskie ryby”, których nie da się złapać – towarzyszy temu najczęściej zmęczenie, rozdrażnienie po stronie terapeutów, stopniowo przestajemy klientów „lubić”.

Co można zrobić? Najważniejsze to oczywiście zwrócić uwagę na problem, licząc, że uwaga w stylu: „zauważyłem, że przechodzisz teraz przez trudniejszy okres, znowu gorzej sobie radzisz i jednocześnie mówisz, że pijesz więcej alkoholu” zapoczątkuje dłuższą rozmowę w tym obszarze. Bardzo istotne jest, żeby wykorzystując dobrą relację z klientami i mając ich zaufanie, przekonać ich, że nie kierujemy sesji na ten tor, żeby ich ganić lub kontrolować tylko po to, żeby jeszcze skuteczniej im pomóc. Że to nie pierwszy raz się zdarza, że nad czymś pracujemy, sprawy idą do przodu, a kiedy pojawiają się używki pojawia się stagnacja. Jeśli powiedzą, że więcej piją lub biorą narkotyków, bo aktualnie jest im ciężko w życiu, to trzeba porozmawiać, że nie jest to dobry sposób radzenia sobie z sytuacją, i że jeśli nie zajmiemy się najpierw problemem z zażywaniem substancji, to wszystkie inne obszary pracy staną najpewniej w miejscu – marnujemy czas i pieniądze.

Następnie, jak już mamy zgodę na zajęcie się tym tematem, wypracować konsensus na zrobienie krótkiego, ale bardzo precyzyjnego planu jak ma wyglądać spożywanie substancji w najbliższym czasie (sugeruję minimalny okres 2-3 miesięcy, gdyż dopiero wtedy daje się realnie odczuć, że jesteśmy w lepszej formie, bo żyjemy trzeźwiej). W planie trzeba określić czy w ogóle dopuszczamy picie/branie, a jeśli plan nie dotyczy zupełnej abstynencji trzeba określić: 1) jakie substancje umawiamy się, że są „dozwolone”? 2) w jakich ilościach? 3) z jaką częstotliwością? Przy czym dla osoby, która nie jest uzależniona naprawdę nie powinno być wielkim problemem wytrwanie w całkowitej trzeźwości przez okres 10 tygodni i dłużej.

No i później, na kolejnych sesjach sprawdzamy jak ten harmonogram działa (jeśli wszystko jest ok, wystarczy poświęcić na to kilka minut sesji, ale musimy jako terapeuci tego pilnować). Ważne jest przyglądanie się: po pierwsze, czy udaje się realizować założenia, ale także (ważne!) jaki jest koszt emocjonalny, czy dzieje się to dużym wysiłkiem. Jeśli jest to trudne lub nie udaje się realizować uzgodnionego wspólnie planu, to naprawdę warto pracować z klientami, w stronę podjęcia decyzji, aby udali się na profesjonalną diagnozę do terapeuty uzależnień, żeby sprawdzić czy nie są już przypadkiem uzależnieni. Alkoholizm lub narkomania to problemy, którymi moim zdaniem należy zająć się najpierw, przed przystąpieniem do pogłębionej pracy w psychoterapii. Jeśli ktoś nie radzi sobie z codziennością na trzeźwo, to tym bardziej nie będzie w stanie podołać niełatwemu procesowi przebudowy swojego życia, często konfrontacji z trudnymi wspomnieniami, emocjami z przeszłości. Z drugiej strony, nierzadkie jest zjawisko u osób uzależnionych polegające na tym, że samo nauczenie się życia w trzeźwości i zrozumienie swojej choroby sprawia, że stopniowo odzyskują pełnię dorosłej mocy i dalsza praca w psychoterapii nie jest konieczna, bo potrafią już sami stawić czoła swoim „wewnętrznym demonom”.

Powodzenia!

Maciej Gendek

fot. Canva