Tytuł brzmi nieco skomplikowanie, ale nie zrażajcie się. Fantastycznie się “to” czyta. I jestem pewien, że nie tylko mi – studentowi pracy z procesem – ale także wielu innym osobom.

Książka ta, pełna interesujących przypowieści, przykładów z terapii, wciągnie zapewne nie tylko psychoterapeutów czy studentów psychologii procesu, ale także wielu innych terapeutów. To bowiem, o czym pisze autor jest niezwykle istotne w każdym podejściu terapeutycznym, które aspiruje do ogarnięcia klienta całkowitym, holistycznym spojrzeniem w przekonaniu, że tylko w ten sposób można próbować mu mądrze pomóc. Przebijające z jej stron ciągłe przypominanie o pokorze nie tylko psychoterapeucie, ale także klientom w mierzeniu się z tym “nieznanym”, “nieświadomym” jest tym, co najmocniej zostało ze mną po jej lekturze. Jest to bardzo ważny głos w czasach, w których tak wiele różnych podejść do pracy z człowiekiem obiecuje szybką ulgę w cierpieniu bez wkładania w pracę nad sobą praktycznie żadnego wysiłku.

I właśnie z tego powodu w jakim duchu napisana jest ta książka, każda osoba, która pracę nad sobą bierze na serio odnajdzie w niej coś dla siebie. Mnóstwo przytaczanych żartobliwych metafor, anegdot sprawia, że łatwiej otwieramy się na szczerą refleksję nad swoim życiem. I zarazem, w trakcie jej czytania towarzyszył mi przez większość czasu stan lekko obniżonego nastroju wywołany, zdaje się, zdaniem sobie sprawy jak daleko jest dla mnie nadal ten ideał możliwości pracy z “wszystkimi klientami we wszystkich stanach i sytuacjach”. Potrzebowałem po prostu takiej lekcji pokory.

Kilka słów wyjaśnienia. O C.G.Jungu, twórcy psychologii analitycznej, najpewniej wiele osób słyszało, czego nie da się powiedzieć o Arnoldzie Mindellu. Otóż, jest on swego rodzaju kontynuatorem myśli Junga – rozwinął własne podejście do pracy z ludźmi, które nazwał psychologią zorientowaną na proces (ang. Process Oriented Psychology, w skrócie POP) – często nazywaną też po prostu psychologią procesu. Ta książka jest w dużym stopniu właśnie o tym czym jest psychologia procesu i czym różni się od analitycznego podejścia Junga, więc daruję sobie tutaj wchodzenie w szczegóły. Nadmienię tylko, że psychologia zorientowana na proces posiada dużo fantastycznych narzędzi przydatnych w bardzo rozmaitych kontekstach – zarówno w pracy z jednostkami, parami, mniejszymi i większymi grupami oraz organizacjami, a nawet z konfliktami globalnymi. Poza tym próbuje pracować z tak ekstremalnymi stanami świadomości jak śpiączka czy stany psychotyczne.

No tak, ta recenzja nie będzie obiektywna, bo jestem nadal zakochany w POPie – i to nie tylko z powodu faktu, jak różnorodne są możliwości jego zastosowań (co m.in. cudownie zapobiega powstawaniu wypalenia zawodowego), ale także z tego powodu jak zgrabnie łączy pracę ze sobą, z klientami oraz ze światem. Studiowanie POPu i praca z ludźmi w tym podejściu to jedna z najbardziej fascynujących podróży jaka mi się do tej pory w życiu przydarzyła – jak mawia Mindell: “POP jest łatwy i zajmie ci 10 lat zanim nauczysz się nim pracować”. Cóż za potencjał do przygody! I jednocześnie nie jest to przygoda dla amatorów lekkich i przyjemnych wycieczek – raczej dla poszukiwaczy Prawdy, cokolwiek to oznacza.

Tomasz Teodorczyk podjął się niełatwego zadania wytłumaczenia czym jest POP, jakie wewnętrzne nastawienie do pracy z klientami jest potrzebne w pracy tą metodą i pokazania podstawowych narzędzi, którymi operuje w rozmaitych kontekstach. Pisze o tym wszystkim, oczywiście, z własnej perspektywy, jednego z najbardziej doświadczonych nauczycieli pracy z procesem w Polsce. Mnie jego punkt widzenia przekonuje, a do tego napisał książkę w stylu bardzo lekkim jak na wagę i złożoność poruszanych tematów. Jeśli ktoś interesuje się POPem, to uważam, że jest to pozycja obowiązkowa, tym bardziej, że czyta się ją przyjemniej niż wiele książek samego Mindella.

Absolutnym hitem jest moim zdaniem, pisany z przymrużeniem oka, rozdział: “Survival kit, czyli jak przetrwać w psychoterapii zorientowanej na proces” – dla każdego klienta (obecnego czy przyszłego) oraz psychoterapeuty dowolnego kierunku, nawet jeśli nie mieli nigdy do czynienia z POPem:

“Jeżeli, przychodząc na terapię, masz jakieś konkretne cele do osiągnięcia, to możesz od razu o nich zapomnieć. Oczywiście, możesz nawet o nich powiedzieć i, rzecz jasna, zawsze zaczynacie od tego, co jest dla Ciebie problemem, ale ani się spostrzeżesz, a będziesz się zajmował czymś zupełnie innym. Możesz przyjść na przykład ze swoją trudnością podjęcia decyzji w sprawie zmiany pracy, a zakończysz sesję, miotając się po gabinecie jak wariat lub leżąc spokojnie i doświadczając wizji oceanu. Dlatego też nie oczekuj, że dostaniesz jakąkolwiek zrozumiałą odpowiedź czy poradę na swój problem. Nie udało mi się, niestety, znaleźć odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego w takim razie będziesz chciał tam nadal przychodzić? A niestety tak się zazwyczaj dzieje. Niektóre osoby opowiadały mi, że jest jakiś dziwny urok w ich [psychoterapeutów] ciągłym stawianiu znaków zapytania przy najbardziej oczywistych kwestiach (…)”

Przeżywałem jej lekturę na kolejnych stronach nie tylko jako student POPu, ale także jako człowiek, który uczy się niełatwej sztuki ciągłej pracy nad sobą i przyjmowania trudnych doświadczeń z pokorą, zaciekawieniem i  nadzieją na dalszy rozwój. Czytanie jej w takim podejściu zmieniło coś zarazem we mnie, jak i w moim otoczeniu. W niedzielne przedpołudnie zagościła do naszego domu scenka, która nieczęsto się zdarza. Słońce świeci przez szyby, za oknem mróz, a my siedzimy w salonie jednocześnie i osobno, i razem – każdy z przyjemnością zajęty swoimi sprawami: synek buduje z klocków katapulty dla samochodów, córka szyje ubranka dla lalek, żona też coś ceruje i robi sobie manicure, ja czytam i jednocześnie razem słuchamy i zgadujemy różne odgłosy ptaków z płyty CD. Co za scena idealnego życia rodzinnego! Moment piękny, niepowtarzalny i nieomal że nierealny. Co za szczęściarz ze mnie, że mam takie życie, że mamy z Moniką takie cudne dzieci, że Monia taka cudna, że mamy siebie. Jeden z tysięcy slajdów składających się na nasze życie rodzinne; ulotna chwila. I jest to też owoc naszej pracy nad sobą: każdego z osobna i wspólnej pracy nad naszą relacją, pracy niekiedy żmudnej i zniechęcającej – bo bez tego wszystkiego nie byłoby tej scenki. Dlatego warto przyglądać się z pokorą tajemnicy jaką wszyscy w sobie nosimy od życia do śmierci: “kim jestem?” i “jakie jest moje miejsce w świecie?”. Tak działa ta książka.

Maciej Gendek

Tomasz Teodorczyk “Mindell i Jung. Reedycje i inspiracje”