Studnię warto budować zanim zaczniemy umierać z pragnienia.
Lubię moją pracę terapeutyczną. A moja praca lubi mnie. Poznaję to po tym, jak zaprasza mnie do cierpliwej dbałości o siebie. Jak troskliwie przypomina, że zanim usiądę naprzeciwko człowieka i jego świata potrzebuję mieć w sobie przytomność, przestrzeń, łagodność i pełną uwagę. Czyli potrzebuję być obecna.
I to właśnie o pełną, przestronną obecność w mojej pracy, o obecność w kontakcie ze sobą i z ludźmi, którzy przynoszą do gabinetu swoje życiowe historie dbam podczas, jak to sobie nazywam, moich nieformalnych superwizji (w przeciwieństwie do tych formalnych, również ważnych i cennych, podczas których omawiam jakość i warsztat pracy z moją superwizorką i innymi psychoterapeutami).
Dzisiaj więc o tym, co moje i co uznaję w tej chwili za ważne dla wzmacniania jakości mojej pracy.
Tai chi
W życiu żyję często dużym tempem. Lubię to. W gabinecie (ale i w życiu w ogóle) potrzebuję również szacunku dla ciszy, dla indywidualnego tempa moich rozmówców (i nienarzucania własnego), dla spokojnego przepływu myśli w mojej głowie, dla cierpliwego słuchania odczuć płynących z ciała, dla namysłu mojego i moich klientów. Te wszystkie ważne sprawy potrzebują swojej niespieszności.
Podczas wykonywania formy tai chi moje ciało naturalnie zwalnia, zwalnia i umysł, i oddech. Choć i tu zdarza mi się usłyszeć od mojego nauczyciela: „Maria, nie spiesz się”. Uśmiecham się do tego zdania, bo dość często powtarzam je sobie podczas pracy. I bardzo mi w tej niespieszności dobrze.
Uważność w ruchu
Od jakiegoś czasu prowadzę zajęcia grupowe (nazwałam je „Cisza i spokój”), podczas których praktykujemy uważność w ruchu. Ćwiczymy w ciszy, skoncentrowani na oddechu, słuchamy śpiewu ptaków za oknem, słuchamy ciszy, uważnie chodzimy, sprawdzamy jak się ma nasze ciało w każdej kolejnej chwili, w każdym kolejnym ruchu. Przyjmujemy różne podarunki od ciała z łagodną ciekawością, nie oceniając, szanując jego granice, słuchając, czego mu trzeba.
Bez ciała trudno byłoby mi być obecną w gabinecie. I bez ciszy również. Dobrze mi być w przyjaźni z ciałem, żeby wiedzieć, kiedy zrobić sobie przerwę w pracy, kiedy pozwolić ciału odpocząć, kiedy dać mu jeść, żeby pozwoliło mi na dobrą pracę, a kiedy mogę zostać w gabinecie chwilę dłużej, będąc spokojną o jakość kontaktu i jakość budowanej relacji. Ciało jest mądre i na różne sposoby potrafi mówić nam, czego mu trzeba.
Medytacja
Wydaje mi się, że to podczas mojego kursu uważności (MBSR), w którym brałam udział kilka lat temu, usłyszałam, że „Dobrze jest zacząć budować studnię zanim zaczniemy umierać z pragnienia”. Wzięłam sobie to zdanie do serca. I z niegasnącym zdumieniem (i szacunkiem dla tej praktyki) obserwuję, jak kilka dni przerwy w medytacji zmienia jakość mojego codziennego funkcjonowania, również w gabinecie. I na odwrót, wystarczy codzienny, regularny kwadrans spokojnej obserwacji oddechu o poranku, żebym to, co przynosi mi świat potrafiła pomieścić w sobie bez większych trudności, ze zgodą i ufnością, że mam wszystko, czego mi trzeba, żeby sobie poradzić i nie przegapić przy tym tego, co w ludziach i w świecie dobre.
Oddech
Oddech jest moim ulubionym superwizorem. Szczególnie w gabinecie. Czasami on pierwszy zauważa niespokojny, płytki lub przeciwnie głęboki i miarowy oddech mojego rozmówcy, dostraja się do niego. Czasami wystarczy ten rytm oddechu zauważyć, żeby móc przywrócić jego miarowość lub świadomie zrobić głęboki wdech i długi, odpuszczający wydech. To piękne móc obserwować jak oddech pomaga rozluźnić ciało i daje przestrzeń emocjom i myślom. Jak pozwala się z nimi nie utożsamiać. To, co jednak cenię w oddechu najmocniej to to, że jest zawsze pod ręką i kiedy tylko jest taka potrzeba, koncentracja na nim pozwala mi wrócić do pełnej obecności w relacji ze sobą i z moimi klientami w każdym kolejnym momencie spotkania.
Lubię też słuchać historii, jakie opowiada mój oddech. Niektóre są o spokoju, niektóre o niepokoju, jeszcze inne o pośpiechu.
(O czym opowiada w tej chwili Twój oddech?)
Kick-boxing
Zdarza mi się od czasu do czasu zakładać rękawiczki i boksować worek treningowy. Piękny i bardzo skuteczny sposób na rozładowanie napięcia po całym dniu pracy i na głębokie rozluźnienie ciała i wytrzęsienie emocji. I na wzmocnienie serca!
Mnich
Nie jestem buddystką, co nie przeszkadza mi dość regularnie słuchać pewnego australijskiego mnicha, z którym jest mi dość mocno po drodze. Uczę się od mnicha odpuszczania, „użyczliwienia” (czyli takiego rodzaju uważności, która zawsze związana jest z życzliwością i wyrozumiałością dla siebie i innych), uczę się podchodzenia do życia z lekkością (przy jednoczesnym poszanowaniu dla wszystkiego, co jest), uczę się również zgody na świat, ze wszystkim, co przynosi: na mój świat, na świat moich klientów. Tak sobie myślę, że mnich pomaga mi docierać do mojej wewnętrznej prostoty, a prostota pomaga mi dbać o życiową (i wewnętrzną) przestrzeń. Ale i wzmacnia dbałość o moją neutralność, o poszanowanie różnorodności, tak ważne w mojej terapeutycznej pracy. A poza tym, mnich jest przezabawny! Posłuchajcie sami, choćby wystąpienia: „Cztery sposoby na to, jak odpuścić” (i wszystkich innych).
Radość
To było dla mnie bardzo ważne odkrycie: dbałość o źródła radości w moim życiu (i w mojej pracy). Aktywne ich szukanie, zabawa, szukanie beztroski w kontaktach z przyjaciółmi, dziećmi, w grach, sporcie, bezcelowych wygłupach. Lekkość jest ważną cechą życia. I niezbędną częścią odpoczynku. I lubię się śmiać w gabinecie. Nikt nie powiedział, że psychoterapia musi być zawsze bardzo poważna (niedługo przeczytacie więcej na ten temat w mojej recenzji książki o terapii prowokatywnej). Przyglądam się więc temu, czy radość jest blisko mnie, czy może trochę dalej i słucham, co ta odległość ma mi do powiedzenia.
Seniorzy
To jedna z cenniejszych form moich nieformalnych superwizji: mój regularny, zawodowy i prywatny, kontakt z seniorkami i seniorami, obserwowanie innej perspektywy patrzenia na życie, inaczej ważnej potrzeby życia życiem, które ma znaczenie, innej gęstości dystansu, innego znaczenia nadawanego relacjom, innej chęci życia. Uwielbiam ich słuchać, obdarowywać ich i przyjmować od nich skarby, którymi się dzielą. Czasami myślę sobie, że większość z mojego człowieczeństwa, również tego, z którego korzystam w gabinecie, mam od nich. To bardzo piękne dary.
***
Lubię te moje nieformalne superwizje. Lubię o nich pamiętać. I lubię to jak się zmieniają w czasie. Mogłabym jeszcze napisać o drzewach i o wietrze, i może nawet o Muminkach, ale to już pewnie przy innej okazji. Być może i Wy znajdziecie chwilę na to, żeby rozejrzeć się wokół i poszukać, które z Waszych życiowych ścieżek i wyborów wzmacniają Was w wykonywanej pracy i służą wspieraniu tego, co dla Was ważne, co jest Wam drogie?
Maria Sitarska