Jeszcze żaden człowiek nie zmienił się jedynie pod wpływem decyzji podjętych wyłącznie rozumowo, bazując na racjonalnych rozważaniach czy dogłębnych przemyśleniach.
Nöni Hofner

Przemyśl dobrze i na spokojnie, co mógłbyś powiedzieć klientowi. A gdy go potem spotkasz, zapomnij o libretcie!
Carl Gustav Jung

 

Często słyszę, że mam trudną pracę. Że te problemy, które ludzie przynoszą, to cierpienie, któremu towarzyszę, te niełatwe emocje, te łzy, że to wszystko we mnie zostaje. I że to jest bardzo poważne. I bardzo smutne.

I pewnie jest to jakaś część obrazu tej pracy. Ale jest też druga (i jeszcze wiele innych), na którą kieruję w moim życiu dużo światła: to opowieść o radości bycia z ludźmi. Kiedy widzę przed sobą człowieka i zaczynamy rozmawiać, bardzo szybko pojawia się we mnie, jak pisze w swojej książce „Styl prowokatywny w terapii i coachingu” Noni Höfner: „pełen zaangażowania zachwyt”. Jestem zupełnie spokojna o to, że osoba, na którą patrzę ma w sobie o wiele więcej źródeł siły, energii i dobra, niż przedstawia w opowieści na swój temat, że czasami potrzeba chwili na to, żeby się z tej dobrze znanej historii wydostać i dostrzec to wszystko, dzięki czemu ciągle żyjemy i dzięki czemu zdarza nam się czuć trochę lepiej (a czasami i całkiem dobrze). Jesteśmy wszyscy bardzo bogaci. Czasami potrzebujemy tylko innej mapy, żeby poszukać swoich skarbów.

Albo terapii prowokatywnej!

Jakże wiele wspólnych dla systemowego myślenia obszarów znalazłam w tej książce! Spośród wielu innych zachwycił mnie ten o władzy w gabinecie (znacie ten dowcip? „Jaka jest różnica między psychoterapeutą a Bogiem? Bóg nie myśli, że jest terapeutą”). Z jak dużą dbałością podchodzą do klienta i jego autonomii terapeuci prowokatywni: wierząc i wiedząc, że pełna odpowiedzialność za sposób i jakość życia jest po stronie naszego rozmówcy, że żaden z terapeuty ekspert od cudzych wyborów, że nie wolno, co jest mi ogromnie bliskie, sugerować klientowi rozwiązań (bo to nie my będziemy żyć życiem naszego rozmówcy, tylko on sam i każdy ma pełne prawo układać się z tym życiem po swojemu). I, co często słyszałam również w mojej szkole, a o czym czytam również tu: „Człowiek ma pełne prawo, by nie chcieć się już więcej zmieniać”. To duża wolność, być za siebie odpowiedzialnym i dobrze mi się czytało o tym, jak bardzo warto dbać o to, by tej wolności klientom (ani sobie samym) nie odbierać.

Bliska jest mi również opowieść o możliwej lekkości i niemożliwym do zamknięcia w żadnej definicji elemencie tej pracy: do nieprzywiązywania się do „litery prawa”, czy modalności, w której się pracuje, czy do pomysłu na spotkanie, czy do modelu interwencji. Psychoterapia to spotkanie dwóch ciągle się zmieniających osób, to, w pewnym sensie, żywioł, a na pewno pełna życia i uważnej obecności, ale również spontaniczności relacja. Sporo tu przeczytacie o tym, że warto się do siebie (do swojego obrazu) nie przywiązywać, że ciekawie i pomocnie jest się trochę „zrelatywizować”, podważyć dogmaty, jakie mamy na swój temat. Trochę się przewietrzyć.

Lekkość dotyczy tu również zaproszenia radości, humoru i śmiechu do gabinetu.  Z tym śmiechem, to jest jednak w stylu prowokatywnym tak, jak pisze autorka, że „klient powinien śmiać się nieco bardziej niż terapeuta, gdyż śmiejemy się z klientem a nie z niego”. Nie ma więc w tym śmiechu ani cynizmu, ani sarkazmu, jest za to głębokie poszanowanie wartości klienta.

I tu pojawia się zasadnicze założenie terapii prowokatywnej, które nazwałam na użytek własny „dotknięciem klienta do żywego”, a co Noni Hofner nazywa „naładowaną emocjami decyzją o zmianie”. Nie ma co ufać racjonalnemu mózgowi, logicznym argumentom i wiedzy o tym, czego potrzeba zmianie, żeby się zadziała. Dopóki nie poczujemy. nie doświadczymy chęci zmiany w trzewiach (albo raczej w mózgu limbicznym), nie zanurzymy tej chęci w emocjach, w tym, co w nas najżywsze, gorące, trudno nam będzie tę zmianę w życie wprowadzić. I to właśnie, w mózg limbiczny, jak czytamy w książce, bezpośrednio uderzają interwencje prowokatywne, czyli takie, które wyolbrzymiają problemy (często do poziomu absurdu), ochoczo zgadzają się na niespecjalnie korzystne samoopisy klientów lub z przekonaniem podkreślają beznadziejność sytuacji oraz całkowity brak szansy na poprawę (być może znacie z innych podejść terapeutycznych interwencje paradoksalne, to trochę o tym właśnie). W założeniu terapii prowokatywnej, trzeba znaleźć taki sposób, by szybko i skutecznie wybić człowieka z gorsetu przekonań, jakie na swój temat nosi (i głosi), żeby wydostać go (a czasem i wykopać) ze ślepego zaułka, w którym utknął. A że z pewnością każdy z nas, kiedy utknie i jeszcze się tam w tym utknięciu starannie okopie, najmniej na świecie marzy o ryzykowaniu zmiany (bo po co jeszcze zapraszać do życia dodatkowy lęk ze zmianą związany), to i takie mocne, zaskakujące, spontaniczne i niespodziewane wybicie serdecznego terapeuty prowokatywnego może przynieść zadziwiające skutki. Tak długo terapeuta prowokuje, aż klient zaczyna się sprzeciwiać, trochę wycofywać, trochę jednak bronić swojego obrazu (i swoich zasobów), by na koniec przekonywać terapeutę, że… nie jest przecież znowu tak źle w tym jego życiu.

Oczywiście, nie warto stosować prowokatywnych interwencji bez uprzedniego zadbania o dobrą jakość relacji, o serdeczność i zaufanie (prowokatywnym terapeutom zdarza się wszystko to uczynić podczas jednego spotkania). „Zasadnicza życzliwa postawa terapeuty” to podstawowa umiejętność potrzebna w tej pracy (nie tylko w tym podejściu zresztą). Warto lubić ludzi (i nie tracić ich z oczu na rzecz wyłącznych rozmów o ich problemach. Jesteśmy przecież zdecydowanie ciekawsi niż nasze trudności). I warto lubić i siebie: czuć się ze sobą swobodnie, ufać swojej jasnej i radosnej części, poddać się swej twórczej wyobraźni i całym ciałem i duchem (ciało, zarówno odczucia z niego płynące, jak i jego mowa są w tym podejściu bardzo ważne) być życzliwie obecnym w świecie klienta. Warto jeszcze lubić się trochę powygłupiać. To zdecydowanie ułatwia stosowanie stylu prowokatywnego w terapii.

Noni Höfner pisze: „Przyznaję, że czasami sama jestem zaskoczona tym, co wypowiadają moje usta”. Czytając jednak transkrypcje sesji, które, poza częścią wprowadzającą w sposób prowokatywnego myślenia, również znajdziecie w tej książce, nie mogłam wyjść z podziwu dla jakiegoś takiego bezbrzeżnego zaufania, serdeczności i wyrozumiałości, jakie autorka ma dla samej siebie. I te interwencje są świetne!

I mądre. A tak o mądrości, niezbędnej, jak pisze Noni, w tej pracy czytamy w książce:

Mądrość oznacza pogodzenie się z własnymi ograniczeniami bez traktowania ich jako niemożliwych do zniesienia. Im mądrzejszym się jest, tym więcej czerpie się radości z życia. Złość powodująca zaciskanie zębów czy rezygnacja wpędzająca w depresję z powodu własnych niedoskonałości nie są mądre, do niczego też nas nie prowadzą. Złość oślepia, a rezygnacja unieruchamia. Jedynie spokój może emocjonalnie wzmocnić naszą motywację do zmiany, abyśmy mogli złagodzić dziwactwa, które nam naprawdę przeszkadzają, lub się ich pozbyć […] Luźne podejście do własnych ograniczeń nie tylko jest odciążające, lecz także wymaga luźnego, tolerancyjnego podejścia do dziwactw i niedoskonałości drugiego człowieka.

I tak sobie myślałam, czytając tę książkę (i śmiejąc się w głos!), że być może to o to w tym wszystkim chodzi: o uwolnienie radości, o pielęgnowanie tego, co lekkie, o uśmiech i o serdeczny, głęboki, odprężający śmiech.

I tego Wam, drodzy, życzę!

Maria Sitarska

Noni Höfner, Styl prowokatywny w terapii i coachingu, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Sopot 2017