Wszyscy staramy się jak możemy
Brene Brown, Rosnąc w siłę
Szkoła podstawowa
Mówią, że dzieci, które nie mają w domu dość miłości, szukają jej w szkole. Przypominam więc sobie tych nauczycieli, którzy – świadomi swojej roli w życiu dzieci, wszystkich, ale pewnie szczególnie tych, dźwigających na barkach dużo więcej niż podręczniki szkolne – podarowali im czas pozalekcyjny, szóstki na zapas, do obronienia, jak w Stowarzyszeniu umarłych poetów, słowa: „Podoba mi się, jak myślisz” (do chłopca, który bardzo wątpił w wartość swoich myśli). Słowa otuchy i zainteresowania, gdy drobna dziewczynka stała w kącie szkoły z nosem na kwintę (bo w domu panował emocjonalny bałagan). Pamiętam tych nauczycieli, których sama darzyłam miłością i przywiązaniem. Pamiętam te momenty, w których nie chodziło o tabliczkę mnożenia, tylko o podarunek więzi, o prezent na przyszłość z niekończącym się terminem przydatności do spożycia. O zalążek wiedzy o tym, co to jest poczucie bezpieczeństwa.
Liceum
Przypominam sobie licealnych łowców talentów. Tych dobrych dorosłych, którzy przychodzili do szkoły uczyć życia, nie przedmiotów. Nauczycieli, którzy ofiarowywali dorastającym dzieciakom przestrzeń do rośnięcia, poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa, którzy dopingowali nieśmiałe decyzje lub siali ziarno pod umiejętności, których przyszłą wspaniałość potrafili dostrzec już wtedy, przycupniętą za rumianą od niepewności twarzą. Pamiętam nauczycieli, którzy zatrzymywali nas na korytarzach i pytali, czy wszystko w porządku, czy nie trzeba nam czegoś (ważnego). To były drobiazgi, mgnienia czasem. Drobinki złota.
Studia
Pamiętam, kiedy podczas studiów psychologicznych, które pełne były rozmów o źródłach słabości, braku i tęsknot, o bólu, z którego rosły deficyty i trudności, zdarzyły się zajęcia z psychologii osobowości; rozmowy o książce Neurotyczna osobowość naszych czasów Karen Horney. I pamiętam też, że kiedy rozmawialiśmy o tym, w jakich okolicznościach dorosłego świata powstają w dziecku wewnętrzne konflikty, przez krótką chwilę zatrzymaliśmy się przy postaci „dobrego dorosłego”, trzeciej, poza skonfliktowanymi rodzicami/głównymi opiekunami, osoby, w którą dziecko ma szansę schronić się ze swoim cierpieniem, oddać trochę, uzyskać wytchnienie. I że to może być skarb na życie. I przyszłe źródło siły.
Relacje i psychologia pozytywna
Pamiętam również, znalezione w sieci wyniki badań Johna Gottmana dotyczące funkcjonowania par, które dookreśliły moje intuicje i dopowiedziały życiowe obserwacje. Gottman podzielił pary na grupy „masters” (związki, które po latach pozostawały bliskie, dobre, pełne miłości) oraz „disasters” (związki przepełnione wrogością, ulegające rozpadowi lub karmiące się wzajemną nieżyczliwością). Z tych badań wzięłam sobie myśl, że wzajemna życzliwość (czynnik zbawienny dla wzrostu miłości) jest decyzją, wyborem, że niektórym z nas szukanie i wspieranie w innych tego, co dobre, mocne, co piękne, przychodzi naturalniej, inni potrzebują do tego treningu. Pamiętam też, że pomyślałam: jakie to proste, podstawowe i jednocześnie: jak bardzo dla wielu z nas trudne do osiągnięcia.
Potem jeszcze zdarzyły się lektury książek mówiących o psychologii pozytywnej, które przyniosły teorię kapitalizacji emocji pozytywnych*, jako dopełnienie Gottmanowskiej koncepcji i piękny sposób na ćwiczenie „mięśnia życzliwości”. Od tej pory kapitalizuję i z dziećmi, i z dorosłymi, i z seniorami, niemal na wszystkich prowadzonych przez mnie zajęciach. Na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiemy, kiedy potrzebna nam będzie pamięć o chwilach radości i chwały.
Jest w badaniach Gottmana jeszcze jeden ważny aspekt (obecny też w psychologii pozytywnej) – sposób w jaki odbieramy komunikat. Jeśli otrzymujemy w podarunku czyjeś słowa (mówiące o potrzebie, o zachwycie, o tęsknocie) i przyjmujemy je z życzliwą ciekawością – mnożymy dobrostan zarówno naszego rozmówcy, jak i swój własny. Jeśli po naszej stronie jest obojętność, wrogość lub zniecierpliwienie, to tak jakbyśmy rosnącemu kwiatu łamali łodygę.
Psychoterapia
W pracy terapeutycznej korzystam z filozofii myślenia systemowego. Prawdopodobnie wybrałam tę drogę dlatego, że to, co pokazuję moim klientom jest tym, co i mnie niegdyś pokazano i czego doświadczyłam na wielu poziomach układania się w życiu (i w różnym czasie). Doświadczenie mojej własnej terapii jest bowiem ze mną do dziś, jest pod ręką, jest moją skrzynką z narzędziami do uruchamiania życzliwości (do siebie samej i innych ludzi), z których chętnie korzystam, choć każdorazowo są to inne narzędzia! (Heraklit, mówił, że nigdy nie wejdziemy powtórnie do tej samej rzeki, bo i rzeka nie jest ta sama i my tacy sami nie jesteśmy).
Jednym z najcenniejszych dla mnie skarbów myślenia systemowego jest skierowanie uwagi na to, co w nas mocne, dobre i nam służące. Przekonanie o tym, że wiele takich użytecznych rzeczy, ludzi, myśli, umiejętności w sobie i wokół siebie mamy. Czasami jednak o tych wszystkich zasobach, o tych życzliwych doświadczeniach, zapominamy i koncentrujemy się na tym, czego nam brak, co doskwiera, co jest do wymiany. Psychoterapia systemowa polega więc, między innymi, na tym, żeby „odpamiętać” zasoby, żeby stać się cierpliwym kolekcjonerem drobnych aktów życzliwości. Wszystkich dostępnych nam źródeł siły.
Choć od mojej własnej terapii w tym właśnie nurcie minęły długie lata, obserwuję jak – wraz z kolejnymi etapami życia – wracają do mnie lub nawet układają się po raz pierwszy usłyszane w gabinecie metafory, nowe znaczenia, opowieści, które snuję o sobie i o mojej historii życia. To niezwykłe doświadczenie pozwala mi uszanować czas potrzebny do wzrostu i do użyźniania nowych sensów, do moszczenia się w zmianie lub w decyzji o pozostaniu w tym samym.
Życie
Ale przecież nie tylko psychoterapia może być taką kopalnią złota. Pierwsze ziarna siły (nawet w czasie niemocy) sieją, jak starałam się Wam pokazać w tym artykule, ważne dla nas osoby dorosłe, czasami rodzina, kiedy indziej nauczyciele, być może sąsiedzi, przyjaciele.
Pierwsze i kolejne ziarna siły siejemy w życie innych osób i my. Potrafimy to robić pięknie, niekiedy ukradkiem, zawsze wtedy, kiedy odnosimy się do dzieci, dorosłych, współpracowników, partnerów/partnerek, żon, mężów, sąsiadów i listonoszy, ludzi nieznajomych z życzliwością, zawsze wtedy, kiedy – jak Brene Brown – zakładamy, że „Wszyscy staramy się jak możemy”. Nigdy nie wiemy, kogo mamy po drugiej stronie, z czym napotkany człowiek się zmaga, jakie cierpienie nosi. Nie ryzykujmy więc obojętności. Nie ryzykujmy pogardy.
Jest dla mnie niewyczerpanym źródłem poruszeń obserwowanie, jak w najtrudniejszych nawet chwilach w życiu, kiedy wydaje się, że świat na wszystkich płaszczyznach jest bezlitośnie czarny – potrafimy dostrzec palące się w oddali światło. I często idziemy w tamtą stronę, po drodze, powoli przypominając sobie te małe odłamki dobra, te drobne akty życzliwości, które przyjmowaliśmy jako dzieci, które potrafimy przyjmować i dziś, by pomału wplatać je w historię naszego życia i pozwalać im jaśnieć.
Życzę Wam wielu takich świateł na Waszej drodze!
*Kapitalizacja emocji pozytywnych polega na intencjonalnym zauważaniu, wynotowaniu/odnotowaniu w pamięci i dzieleniu się z innymi tym, co dobrego, wartościowego, radosnego, jasnego nas w życiu spotyka. Poprzez sam akt dzielenia się (zakładając życzliwego odbiorcę naszych darów po drugiej stronie) mnożymy emocje odczuwane podczas tych wydarzeń. Oznacza to, że podczas dzielenia się/ celebrowania/ świętowania, doświadczamy emocji jeszcze bardziej, niż podczas ich trwania. Co więcej, im pilniej trenujemy, tym bardziej czynimy jasną stronę życie dostępną dla naszej pamięci – łatwiej więc w codzienności przypominamy sobie o niej. Spróbujcie!