Pośrodku jest straszny bałagan, ale to właśnie tam dzieje się magia.
Brene Brown „Rosnąc w siłę”
Jak jeszcze można spożytkować „nie wiem”, które pojawia się w kontekście zmian?
Zajrzyjcie również do pierwszej części mojego artykułu.
- Być może dotychczasowe radzenie sobie widziałeś jako problemowe. Zastanów się jednak, w czym ono pomaga, co umożliwia? Może głodzenie się sprawia, że wyglądasz tak, jak chcesz? Może unikanie rozmowy z szefem o podwyżce sprawia, że nie musisz mierzyć się z lękiem przed odmową czy utratą pracy? Może dysocjowanie się sprawia, że nie musisz spotykać się z nieprzyjemnymi odczuciami i trudnymi historiami ze swojego życia?
- Zastanów się też, w czym to dotychczasowe radzenie sobie przeszkadza. Dlaczego nie działa? Co zabiera? Co uniemożliwia? Od jakich wartości Cię oddziela? Czy uniemożliwia relację z kimś ważnym? Czy oddziela od ukochanej pracy czy pasji? Na rzecz czego zamierzasz podjąć trud zmian? Poszukaj dokładnej odpowiedzi. Pamiętanie o tym, po co to wszystko, może w chwilach zwątpienia uchronić Cię przed rezygnacją ze zmian.
- Rozważ koszty zmian. Jakie mogą być? Czy jesteś gotów je ponieść? Z jakimi stratami się będą wiązały? Z jakimi niewygodami będzie trzeba się zmierzyć? Może tym kosztem będzie już samo ryzyko zmian? A może to, że ktoś będzie rozczarowany Twoimi wyborami? A może jeszcze coś innego? Lubię w tym kontekście przywoływać metaforę remontu albo przeprowadzki. Z założenia te działania mają służyć czemuś dobremu, ale same w sobie zazwyczaj są niezwykle kosztowne energetycznie, wiążą się z wieloma emocjami, dyskomfortem i zaskoczeniami. I najczęściej nie ma od nich odwrotu.
- Poświęć trochę uwagi temu, jakie ma być nowe. Na jakie obszary Twojego życia może mieć wpływ? Jak będziesz sobie radziła z dbaniem o wygląd, gdy przestaniesz się głodzić? Jak zadbasz o bezpieczeństwo, gdy przestaniesz korzystać z dysocjacji? Jak poradzisz sobie z silnymi emocjami, gdy zrezygnujesz z cięcia się? Jakie wartości chcesz realizować? Jaką osobą chcesz być?
Zaplanuj to nowe tak, żeby nie było go za mało (bo „za mało” nie wprowadzi zmiany), ani za dużo (bo „za dużo” może przytłoczyć). Terapeuci systemowi mówią, że nowe ma być optymalnie różne od starego. „Optymalna różnica” opisana przez Tomasa Andersena to jeden z ważniejszych konstruktów, z których korzystam w pracy terapeutycznej. W gabinecie przydaje się wtedy rozmawianie o strefach: komfortu, dyskomfortu i paniki (nie mam pojęcia, skąd ten podział pochodzi i kto go opracował, ale często z niego korzystam i okazuje się użyteczny w rozmowach o zmianach). Nowe mieści się w strefie dyskomfortu. Zatem, jakie Twoje działanie będzie na tyle łatwe, że nie wprowadzi żadnej różnicy (strefa komfortu)? A jakie będzie na tyle trudne, że wyprowadzi Cię z równowagi i sprawi, że zechcesz po prostu uciec i ponownie ukryć w tym, co znasz (strefa paniki)? Jakie z kolei Twoje działanie ma szansę być optymalnie różne – tak, że będzie niewygodne, ale jednocześnie nie przerażające (strefa dyskomfortu)? Czy będzie to na przykład wejście do supermarketu mimo odczuwania lęku i kupienie jednej rzeczy? Czy może rozmowa ze współpracownikiem o tym, że trudno jest Ci skupić się na pracy, gdy on kolejny kwadrans głośno rozmawia przez telefon? A może powiedzenie mężowi „nie mogę teraz z Tobą o tym rozmawiać, bo jestem wściekła, daj mi chwilę”, zamiast nakrzyczenia na niego, jak zwykle? To oczywiście tylko przykłady.
- Przygotuj się jednak na to, że nie wszystko da się zaplanować. Zmiany to przecież niewiadoma i sporo chaosu. „Pośrodku jest straszny bałagan, ale to właśnie tam dzieje się magia” – pisze Brene Brown. I najpewniej to tam właśnie są skarby. Zresztą, zobaczcie tę cudną animację
- Szukaj zasobów – w sobie i na zewnątrz. Co masz takiego, by sobie poradzić ze zmianami? Jakie masz siły w sobie, które pozwolą Ci iść do przodu mimo braku pewności, zgubić się, skoczyć na głęboką wodę, ale jednocześnie nie pogrążyć się w chaosie i w przerażeniu? Jak to było w przeszłości? Przecież doświadczałeś już wielu zmian, co wtedy Ci pomagało? Co pozwala Ci ufać, że poradzisz sobie w obliczu nieznanego również teraz? Masz pewnie wiele umiejętności i talentów, z których będziesz mógł skorzystać. Przypomnij je sobie. I pozwól sobie odkryć kolejne w drodze do nowego.
- Poszukaj nowego w twoim życiu teraz – bo okazuje się, że jego zwiastuny już są (i najczęściej były nawet przed terapią) i w codzienności klientów, i w relacji terapeutycznej. Czasem bardzo małe – wtedy trzeba ich wypatrywać bardzo, bardzo uważnie. Czasem nowe polega na zauważaniu własnej myśli czy odczucia. Czasem jest to spacer zamiast objedzenia się, czasem jest to wzięcie dwóch oddechów i pobycie w ciszy zamiast rozpoczynania kłótni, a czasem wypowiedzenie słów „Ja uważam inaczej”, zamiast pozostawania w milczeniu. Nowe jest najczęściej samo przyjście na terapię i rozmowa o tym, co trudne, zamiast wybierania pozostawiania tego tak, jak dotychczas.
- Poszukaj tego, co wiesz. Zdecyduj, co nie ulegnie zmianie. To ogromnie ważna część procesu zmian. Po czym poznasz, że Ty, to nadal Ty? Co masz w sobie takiego, co lubisz, co Ci służy i z czym nie chcesz się rozstawać? Bo, jak mówią terapeuci systemowi, „im więcej nowego, tym więcej starego”. Chyba „optymalna różnica” ma swoją siostrę bliźniaczkę – „optymalną nieróżnicę”.
- Patrzę na powyższe punkty i stwierdzam, że całkiem sporo jest do zrobienia między starym a nowym (a pewnie i tak nie napisałam o wszystkim). I przypomina mi się zdanie, które przeczytałam gdzieś w internecie: „If you get tired learn to rest, not to quit”. I myślę, że odpoczynek w procesie zmian jest tak samo ważny, jak działanie. Dlatego zaplanuj go. A jeśli tego nie zrobisz, to pewnie Twoje ciało samo się o niego upomni (na przykład poprzez zmęczenie). Albo „nie wiem” skłoni Cię do zatrzymania.
Z tym nowym i starym jest trochę jak z przenikaniem się dnia i nocy. Kiedy kończy się dzień, a zaczyna noc? Nie wiem. Trudno to jednoznacznie stwierdzić. „Nie wiem” jest w tym kontekście takie zwykłe, naturalne, nie wymaga szukania odpowiedzi. Terapeuci narracyjni z podobną oczywistością mówią o ciągłym rekonstruowaniu tożsamości – tak to rozumiem, że jesteśmy właściwie stale w procesie zmian, stale żegnamy się z jakąś częścią nas samych i naszego świata i witamy z inną; pewna doza „nie wiem” jest w nas stale obecna i po prostu wpisana w nasz rozwój.
I na koniec przychodzi do mnie taka myśl, że jeśli „nie wiesz” bardzo bardzo długo, poświęcasz na wyjście z „nie wiem” wiele swojej energii, ważysz argumenty, zastanawiasz się, a mimo to stoisz w miejscu, to być może próbujesz się pozbyć tego „nie wiem”, które jest po prostu częścią życia? Może to „nie wiem” nie ma szans doczekać się wyjaśnienia? Może warto przekierować swoja uwagę na to, co już wiesz? Zabrać „nie wiem” ze sobą i wszystkie te myśli o braku gotowości czy odwagi i, mimo ich obecności, działać na rzecz tego, co dla Ciebie ważne? Może to, co już wiesz, jest zupełnie wystarczające? Powodzenia!
To, co napisałam mocno mi się łączy z artykułami Karoliny i Sabiny. Zajrzyjcie do nich.
Katarzyna Rawska