Nie napiszę w tym roku o książce, która mnie niosła w ubiegłym, bo dłuższe teksty nie są dla mnie na teraz możliwe. Gdybym jednak miała pisać, to byłaby to opowieść o dwóch książkach: o „We are made for these times” Keiry Jewell Lingo i o „Refleksjach o żywym współczuciu” Roberta Gonzalesa. Obie książki są we mnie żywe, doświadczane nadal i służą mi w tym, co jest teraz (i było wcześniej) trudne i bolesne.

Chcę się z Wami podzielić kilkoma krótkimi formami. Pisanie każdej z nich pomogło mi skoncentrować serce i ukoić emocje związane z doświadczanym życiem i doświadczanym umieraniem. Niektóre słowa popłynęły z gabinetowych doświadczeń, inne z oddziału dla osób terminalnie chorych, inne z wojny, z wojen, z ucieczek, które dzieją się i dzieją i nie chcą przestać. Być może i Wam te słowa przyniosą oddech i moment skupienia w rozproszonym często bólem umyśle naszym, ludzkim, i świata.

Obyście Wy, my, one i one i oni, oby wszystkie istoty na Ziemi, niezależnie od tego, skąd pochodzą, jaką mają historię i jakiego są gatunku były zdrowe, bezpieczne i wolne od cierpienia.

Maria Sitarska


1.
„gdybym mogła teraz usiąść w ciszy”

gdybym mogła teraz usiąść w ciszy,
wypłakałabym rzekę.
gdybym nie patrzyła jak jecie płatki, przełykając wojnę z mlekiem
gdybym nie słuchała jak pytasz – jacy ludzie robią tę krew w Buczy,
jak to jest możliwe.

jak to jest możliwe.

gdybyś nie pytała nagle: de ja?
gdybym nie wieszała waszego prania,
a ty nie myła naszych podłóg.
gdyby to wszystko się nie łączyło, nie zdejmowało granic
(moje-twoje, nasze-wasze, wojna-pokój).
gdybym spała w swoim łóżku, gdybym była w swoim rytmie –
wypłakałabym rzekę.
teraz jestem raczej drzewem, czasem lasem.
przyjmuję wiatr (każdy), a wcześniej wzmacniam korzenie.
i w trakcie trwania deszczu też.

zapowiadam się wam jednak, letnie, ciepłe łąki
zapowiadam się wam, piaszczyste drogi.
jeszcze wam oddam ten płacz.
jeszcze mnie przyjmiecie.

2.
„a może jest tylko jedna śmierć”.

chcę, żeby śmierci były policzalne
i żeby każda miała twarz i serce

chcę, żeby cierpienia były policzalne
i żeby każde miało swój zauważony rytm oddechu

jak na Lampeduzie, kiedy grzebiecie ciała ludzi z łodzi
szukając tego, co pomoże innym rozpoznać swoich
kiedy przyjdzie czas

(matkom, żonom, braciom, dziecku, ukochanej)

ten chłopak, na przykład, wyrósł w Aleppo
którego nie mógł przecież zostawić za sobą
więc wziął je do łodzi i razem utonęli

a Ty w białej pościeli miałaś twarz hrabianki
ale w środku życie zaczęło wygasać
i nie wiedziałaś już czy trzeba tańczyć, czy uciekać
więc wzięłaś to wszystko ze sobą
i razem –

a Ty chciałaś rodzić dzieci,
ale życie zaniosło Cię gdzie indziej
więc wzięłaś to wszystko ze sobą i –

a Ty –

a może jest tylko jedna śmierć
i tylko jedno cierpienie
ta sama dla wszystkich
to samo –
może to nie ma znaczenia kto i jak osobno

jeśli płakalibyśmy wszyscy

3.
„w pandemii ludzie umierają nierozgoszczeni”.

pytałaś: co oznacza moje imię po japońsku
może – Kwiat Lotosu?
pytałam, co oznacza twoje.
nie chciałaś w tę stronę.

(być może dla twojego doświadczenia
nie starcza imion, nie starcza języków).

było mi z tobą ciepło
i byłaś jak wiatr, taka lekka.
i bolało Cię tak mocno bardziej
kiedy nas nie było.

(prosta lekcja życia)

czy rozgościłaś się w życiu?
czy było Ci w nim ciepło?
czy kiedy przyszła śmierć, ból zamienił się w morze?

(wydaje mi się, że tego chciałaś od morza)

chcę pamiętać ten telefon przy uchu,
w którym słuchałaś ciszy,
do którego przychodził sen
rzadziej głos
i potem zrobiłaś się mniejsza
i mniejsza
aż wreszcie jesteś kroplą wody
(oceanem, deszczem i łzą).

Teraz już wszędzie, kochanie.
Teraz już wszędzie.
*
Czy pomożesz mi się rozgościć?
w błocie,
w miłości,
w wietrze,
w domu.

W Tobie.

4.
„o korzeniach, prawdopodobnej miłości i pewnym końcu świata”.

nikt cię tu nie rozpozna, kochanie,
bo nie masz nikogo, kto by cię tu szukał.
twój dom jest poza tobą
choć to przecież nie jest dokładnie tak.

i jest.

głaszczę twoją coraz mniejszą głowę,
żebyś mogła doświadczyć głaskania
(to takie proste cię głaskać)
a ty mówisz –
a ty mówisz to twoje ulubione słowo: kocham
(twoje oczy robią się wtedy miękkie i głębokie jak jezioro)
umiesz też powiedzieć: korzenie

dziś jeszcze dodałaś: koniec świata.

sprawdzam, czy to już może: dziś.
kiedyś przyjdę i będzie już w trakcie lub po.
Czy to chcesz mi powiedzieć?

(chcę być twoim domem).

umawiamy się, że może jeszcze nie w tej chwili,
bo: kocham robi w tobie to jasne jeszcze
i to, co żyje.

I jeszcze te: korzenie.
O czym myślisz, Kochanie, kiedy mówisz o korzeniach?
Że nie ma domu?
Że nikt nie wie, że tu jesteś?
Że chcesz już wrócić do siebie?
Gdzie jesteś Ty?
Kim jesteś?
Jak mogę Cię spotkać?

Czy to już?

5.
„wiersz o listopadzie i grudniu 2021”.

spotkałam cię, człowieku, który miałaś imię, wolę i swoje upodobania

(żeby niebieski koc był ułożony równo,
żeby wstać i wyjść)
umarłaś, człowieku, od samotności,
której nie dało się przemienić

(i która jest, być może, największym bólem przepełnionego świata)

Nie mogłaś z niej wstać
I nie mogłaś z niej wyjść.

Nie dopłynęło też wystarczająco dużo miłości
(na czas?)

Nie chcę jednak spieszyć się z kochaniem ludzi, bo tak szybko odchodzą

ani z okazji świąt

Chcę kochać powoli
Żywych i umarłych
I tych, z których wyrosły drzewa

Z Ciebie, Dzieciaku, popłynął potok
I stałaś się jabłonią

śpiewasz z wiatrem
nadal karmisz

6.
„(dziś) znowu ktoś umarł”.

słyszę na schodach,
że dziś znowu ktoś umarł.

ludzie wynikają spomiędzy słów tak samo
jak te lipcowe rośliny wynikające z betonu.

(pomimo)

ona mówi, że przyszedł do niej brat,
ale chyba jej nie poznał.

jej słowa nie odnoszą się do rzeczywistości betonu,
są raczej z tych roślinnych,
tęskniących do życia.

znowu ktoś –
ten jej brat – już dawno
ten jego mąż – już dawno
to leśne dziecko – ledwo wczoraj.

ty do mnie mówisz słowami,
ale to mi się nie zgadza.
w okolicy serca słyszę, że jesteś teraz mała
i chcesz miłości.

wiesz, znowu ktoś umarł – słyszę na schodach,
które mogłyby prowadzić do domu,
ale tym razem prowadzą do lasu,
który przemienia ludzi w ściółkę.

(jak to las)
*
(dziś) znowu nikt nie umarł.
to tylko las zabrał nas z powrotem do siebie
i jutro znowu zaczniemy wyrastać
spomiędzy słów
spomiędzy betonu

(jak to życie).

7.
„dom”.

będę cię szukać w ciemnym lesie
i kiedy stopy zanurzę w rzece.
będę cię szukać w człowieku, który kaleczy
(wtedy będę szukać głębiej).
w deszczu, w liściach, w jarzębinie
będę cię szukać w muszych skrzydłach
i w zapachu motyli
i w zapachu ziemi
(która nadal jest ci świadkiem)
i w człowieku, który kaleczy
i w człowieku, który kaleczy
*
szukam ciebie w ciemnym lesie
który jest również jasnym lasem
i kiedy stopy zanurzam w rzece.
szukam cię w człowieku, który kaleczy
i jest również człowiekiem, który się boi.
w deszczu, w liściach, w jarzębinie
szukam ciebie w muszych skrzydłach
i w zapachu motyli
i w zapachu ziemi
i w zapachu ziemi.
*
a kiedy wrócę do domu
wtedy będę lasem
będę rzeką
i deszczem, muchą, jarzębiną
i człowiekiem, który kaleczy
i zapachem ziemi.
jak ty.
jak dom.