Dotarłem do celu jakim jest życie.
Thich Nhat Hanh

Chcę cię słuchać, ponieważ chcę cię kochać.
Thich Nhat Hanh


Praktyka uważności jest dla mnie praktyką obecności. Nie wiem, co mamy więcej do dania. Nie wiem, czym więcej moglibyśmy być obdarowani. Obecność, o której chcę Wam napisać jest taką jakością bycia, która porusza mnie głęboko na wielu poziomach, w wielu kontekstach pracy i życia. Chciałabym też dać Wam tekst, który jest moim wyrazem troski wobec zdania, które słyszę od lat, bardzo często: „nie chcę być dla moich bliskich obciążeniem”. Znacie to? Jak Wam się przyjmuje wsparcie, kiedy cierpicie? Jak Wam się choruje? Jak Wam się prosi bliskich o zaparzenie herbaty – dla siebie? Jak Wam jest, kiedy nosicie w sobie choroby przewlekłe? Kiedy boicie się o życie. A jak jest Wam – towarzysze cierpienia Waszych kochanych? Jak Wam prosi się o troskę dla siebie? Jak Wam się bierze od życia siłę? Jak dbacie o siebie, żeby móc dbać o nią, o niego? Żeby nie stracić siebie z oczu?  

I czy to nie jest trochę tak, że z tego trudnego może zrodzić się (lub rodzi się) piękne?  


*

Wietnamski mistrz zen i nauczyciel uważności, Thich Nhat Hanh podarował światu cztery wskazania, wokół których mam ochotę ułożyć dla Was opowieść o praktyce bycia z człowiekiem, który cierpi. To będzie pewnie jedna z wielu opowieści, jakie znacie. Być może jesteście w tej chwili mocno zanurzeni w trudnym, w ciężkim, być może jeszcze próbujecie walczyć, albo macie nadzieję na to, że Wasza siła wystarczy, żeby przemienić rzeczywistość. Jakkolwiek jest, warto może pamiętać, że oświetlona część księżyca, którą widzimy na niebie, to nie jest cały księżyc. Ten jest zawsze pełen, nawet jeśli w tym momencie nie potrafimy go takim widzieć. Podobnie, być może, jest z życiem. Podobnie, być może, jest z każdym spotkanym człowiekiem. Z każdą doświadczaną sytuacją. There is more in you – taki napis znalazła nauczycielka uważności Florence Maleo-Mayer w jednym z domów seniora. Te słowa poruszają mnie za każdym razem i codziennie od nowa decyduje się brać je w życie, do pracy, do siebie (czy nie o tym jest psychoterapia? czy nie o tym mogłoby być życie?). Jesteśmy kimś więcej, niż widzimy, że jesteśmy (niż myślimy o sobie, o nim, o niej). Praktyka pełnej obecności, w pełnej bliskości z życiem, które dzieje się teraz, z chwili na chwilę może nam o tym łagodnie przypominać.  

Kochanie, jestem tu dla ciebie

Kiedy jest przed nami człowiek, członek rodziny, klient, przyjaciel, nieznajomy spotkany na ulicy, dziecko, kiedy jest więc przed nami człowiek, a my mówimy mu na różne sposoby „jestem tu dla ciebie” przekazujemy mu najcenniejszy z możliwych aktów człowieczeństwa – obecność. Obecność, o której myślę, a którą pielęgnujemy praktykując uważność, jest pełnym zaangażowaniem w bycie. Nie trzeba nic specjalnego robić. Może nawet warto czasem zaniechać działania (szukania ratunku, wynajdywania rozwiązań, łatania dziur, kolejnych diagnoz, poszukiwań – na to wszystko przyjdzie czas). Kiedy jednak mamy przed sobą człowieka, który cierpi, to co mamy najpiękniejszego do dania, to bycie z nim w tej chwili, która się dzieje. „Dotarłem do celu jakim jest życie” – pisze Thich Nath Hanh. To takie wystarczające i pełne zdanie. Życie jest więc celem. Jest ciepłem ciała naszego kochanego, jest smutkiem na twarzy naszego klienta, jest jego oddechem, jest naszym oddechem. Kiedy mówimy: jestem tu dla ciebie, mówimy też: przyjmuję cię w pełni takiego, jaki jesteś w tej chwili, ze wszystkim, co masz i czego nie masz, ze wszystkim, co jest w tobie bólem, ze wszystkim, co jest w tobie piękne. Czuję ciepło twojego ciała, czuję w tobie życie, widzę, że jest w tobie cierpienie i widzę, że jest w tobie to, co jest warte życia. Jesteś pełen tak jak księżyc.

Obecność jest również zaproszeniem do tej chwili, która jest teraz praktyki głębokiego słuchania i pełnej miłości mowy (określenia pochodzą z tradycji Thich Nhat Hanha). Słuchamy człowieka przed nami otwartym ciałem i sercem. Mówimy do człowieka przed nami otwartym ciałem i serem. Nie trzeba tu nawet zawsze zapraszać słów. Staramy się uspokoić umysł, zauważać myśli, oceny, założenia, które nam podpowiada, zauważyć te wszystkie strachy, które przybywają z przyszłości i pozwolić im odejść, nie przywiązując się do nich, nie przytrzymując. Życie dzieje się teraz, oddech dzieje się teraz. Życzliwość i współczucie dzieją się teraz. Strach dotyczy przyszłości. A przyszłości teraz nie ma.

Jeśli to możliwe, dotknij człowieka, o którego się troszczysz. Poczuj ciepło życia, które w nim jest, poczuj tętno, zobacz jak unosi się jego ciało, kiedy nabiera powietrza i jak rozluźnia się, kiedy je wypuszcza. Oddychaj z nim. Zobacz w nim księżyc.   

Kochanie, wiem, że tu jesteś

To zdanie jest dla mnie o docenieniu obecności. O tym, że możemy przyczyniać się do rozkwitu ludzi, których spotykamy na drodze, możemy – tak jak podlewa się kwiaty – pomagać im rosnąć, zauważając ich ważną obecność w naszym życiu. Docenianie jest jak podlewanie kwiatu.

Kiedy jest przed nami człowiek, któremu towarzyszy choroba (ból, cierpienie) możemy czasami zapominać, że ona/on jest pełnym człowiekiem, nie tylko swoją chorobą, bólem, cierpieniem. Że poza bólem, nosi w sobie miłość, przywiązanie, talenty, właściwe sobie poczucie humoru, marzenia.  Że dzieje się w nim życie, że jest. Być może niczego więcej nie mamy ludziom do dania, ponad wdzięczność za to, że ich życie może dotykać naszego. Że wzbogaca nasze. Że możemy się widzieć, że możemy dzielić wspólną obecność (a może raczej łączyć). Teraz, w tej chwili, ze wszystkim, co ją wypełnia. Ze wszystkim, co przepływa przez nasze życie.

Kochanie, wiem, że cierpisz, dlatego jestem tu dla Ciebie

Ta mantra jest rozwinięciem pierwszej i dotyczy zauważonego cierpienia. O zauważonym cierpieniu pisałam Wam w tym artykule. Kiedy towarzyszymy cierpieniu bliskich lub ludzi w ogóle (a może i nie tylko ludzi), nasza uważna obecność jest pięknym podarunkiem i bywa, że wystarcza. Wraz z obecnością często jednak naturalnie pojawia energia współczucia: pytamy, co mogę dla ciebie zrobić, żebyś cierpiał mniej. Jak mogę być. Czego ci teraz potrzeba? Czasami świat układa się tak, że nie możemy nic zrobić, że przychodzi czas zgody na to jak jest. Zawsze jednak możemy otulić naszych kochanych (czy ludzi, którym towarzyszymy w innych kontekstach) intencją złagodzenia bólu. Życzeniem, żeby świat im sprzyjał, żeby było lżej. Jak nauczyłam się na przepięknych warsztatach prowadzonych przez badaczkę współczucia, Julię E. Wahl, za życzliwą intencją podążają procesy motywacyjne, a za nimi, pomału, zmiany behawioralne. Bardzo lubię tę myśl.     

Kochanie, cierpię. Staram się to przezwyciężyć, pomóż mi

Czasami jest nam trudno. Czasami czujemy się bardzo zmęczeni towarzyszeniem cierpieniu. Czasami poczujemy się zranieni zachowaniem bliskiej nam osoby. Tak to czasami bywa. Jak pisał Yalom w jednej ze swoich książek: „Kiedy jesteśmy zmęczeni atakują nas myśli, z którymi już dawno sobie poradziliśmy”.  

Kiedy zauważymy w sobie ból, cierpienie, zranienie, z łagodnością pozwólmy mu być. Poodychajmy z nim. Dajmy sobie przestrzeń na to, żeby uspokoiło się nasze ciało, żeby uspokoiło się serce. Dajmy sobie troskę. I poprośmy o troskę. „Kochanie, cierpię. Staram się to przezwyciężyć, pomóż mi” – to zdanie nie jest łatwe. Ale jest zdaniem o miłości. A miłość, w moim rozumieniu, jest dbałością o to, żeby również w trudnym dbać o to, co łączy. Czasami potrzebujemy większej osobności, być może, kiedy opiekujemy się długo chorującym bliskim członkiem rodziny lub kiedy wykonujemy zawód związany z pomaganiem, potrzebujemy jej trochę więcej. To jest okej. Żeby dbać o dom, warto mieć dobrze wypielęgnowany ogród.

Być może jest jednak tak, że do pielęgnowania ogrodu (do budowania tego, co nas zasila, co nas rozluźnia) możemy zapraszać również te osoby (myślę tu szczególnie o kontekście domowym), które na co dzień są odbiorcami naszej troski, opieki. Być może jest w nas taka część, która potrafi pamiętać, że oddech jest życiem i póki płynie, może nas karmić? Może być źródłem zachwytu? Być może jest tak, że potrafimy wykarmiać się zauważoną, celebrowaną obecnością?

Czytałam kiedyś, że opiekowanie się może być piękną medytacją. Życzę nam wszystkim, żeby to było właśnie tak.

Dbajmy o siebie. I pozwólmy innym zadbać o nas.

Maria Sitarska