Mój drogi przyszły terapeuto (lub przyszła terapeutko),
Jeśli tak dalej pójdzie, to będę Cię szukać co jakiś czas w moim życiu. Czasami będę Cię potrzebować zawodowo i na fakturze napiszesz mi wtedy “psychoterapia szkoleniowa”. Czasami będę do Ciebie przychodzić bez potrzeby otrzymania od Ciebie świstka. Wtedy zajmę się tym, czym muszę się zająć, by żyć lepiej. Lub ruszyć dalej z życiowego impasu. Czasem cel zawodowy i osobisty będą się przeplatać, a – kto wie – może tak będzie zawsze. I może tak właśnie musi być. Bo jak bym się nie zasłaniała swoją rolą, to przecież to zawsze ta sama ja siadam i na fotelu psychoterapeuty i w swoim własnym domowym fotelu.
I wiem, że gdy się w końcu pojawisz, to życie postawi przede mną taką osobę, jakiej właśnie w roli psychoterapeuty w danym momencie potrzebuję. Zawsze przecież byłeś dokładnie taki, jaki miałeś być, a ja nauczyłam się dzięki naszemu procesowi tego, czego byłam gotowa się wtedy nauczyć. Nigdy więcej. Ale i nigdy mniej.
Nie będę więc szukała terapeuty idealnego. Bardzo nie chciałabym, byś taki był. Bądź, proszę, omylny, momentami zagubiony i pokazuj mi, że Ty też NIE WIESZ. Bądź tak ludzki, jak to możliwe. Ryzykuj. Nie zastępuj mojej niepewności swoją pewnością. Nie serwuj mi chwilowej ulgi, kosztem trudniejszych okazji do tego, bym mogła się zmienić.
Nie zamykaj mnie w żadnej etykiecie. Ani w żadnym oczekiwaniu. Wiesz, dobrze, że jestem bardziej skomplikowana niż wszystko, co wyczytałeś. Ty też jesteś. Wszyscy jesteśmy. Czasami o tym zapominam, więc tak bardzo potrzebuję, byś mnie tego uczył.
Ale, proszę też, byś pamiętał, że jestem prostsza niż wszystko, co o sobie myślę. Pozwalaj mi odnaleźć punkty zaczepienia, tam gdzie myśli stale wszystko komplikują.
Nie pozwól, by Twoja wiedza przysłoniła Ci Twoją mądrość. I bądź mnie stale ciekawy. Może dzięki temu i ja nauczę się ciekawić tym, co we mnie trudne.
Nie bierz też, proszę, swojej roli tak bardzo na serio. Pomagasz mi, ale tylko wtedy, kiedy ja wkładam w nasz proces co najmniej taki sam wysiłek jak Ty. Nie wysilaj się za mnie.
Chciałabym czuć się przy Tobie bezpiecznie, ale nie leniwie. Nie zaprzyjaźniaj się ze mną, ale miej dla mnie dużo serca. I bądź czujny na momenty, w których potrzebuję, by skończyła się Twoja rola terapeuty, a zaczęło człowieczeństwo.
Bądź uważny na mnie, ale i na siebie. Potrzebuję w terapii nie tylko Twojej głowy. Potrzebuję tego, byś czuł, kiedy zatrzymuje Ci się oddech lub w brzuchu czujesz kamień. To przecież może być informacja o mnie i o tym, jak bardzo przeżywam rzeczy, o których nie umiem Ci opowiedzieć.
Możliwe, że spóźniam się na naszą terapię, bo nie umiem Ci inaczej zakomunikować czegoś ważnego o naszej relacji. Bądź na to wyczulony i mów mi o tym. Ale też, i o to bardzo serio Cię proszę, terapeuto moich marzeń, byś wiedział, że czasami zdarzają się awarie komunikacji lub inne życiowe huragany, które sprawiają, że ja się po prostu spóźniam. Tylko tyle. Przecież i Ty się spóźniłeś w wiele miejsc wiele razy.
Nie interesuje mnie nurt, w którym pracujesz. Chciałabym jedynie czuć, że masz za sobą w swoim życiu momenty graniczne, z których zaczerpnąłeś inspiracje do swojego życia i pracy. Że zdarzało Ci się chmurnieć, ale nie gorzknieć. Że przecież wiesz, że jesteśmy niebem, a nie chmurami. Będę się tego od Ciebie uczyć.
Wiem, że relacja z Tobą mnie zmieni. Ale potrzebuję też i tego, byś czuł, że relacja terapeutyczna wpływa na obie strony. Choć oczywiście na każdą inaczej.
Proszę Cię, dbaj o siebie. Potrzebuję Cię zadbanego. I tego, byś z taką samą troską, jak traktujesz mnie, podchodził do siebie. Nie zostawiaj siebie na koniec kolejki.
Potrzebuję tego, byś kochał swoją pracę. Ale niekoniecznie ślepą miłością. To jest aż praca i tylko praca.
Mój drogi przyszły terapeuto, nie mogę się doczekać naszego spotkania. Dziękuję Ci, że nawet teraz, gdy jeszcze Cię nie ma (i kto wie – może wcale nie istniejesz) inspirujesz mnie tak bardzo.