Psycholog nie powinien należeć do żadnej metody, lecz raczej wszystkie metody powinny należeć do niego
Viktor Frankl
Tak samo coach (Sebastian Szenrok)

Wiele razy uczestniczyłem w dyskusjach na temat tego, czym jest, a czym nie jest coaching. Jak rozpoznać dobrego coacha kierującego się zasadami i kodeksem etycznym i czym się on różni od coachingowego szarlatana po weekendowym kursie. Pamiętam burzę w środowisku coachów, którą rozpętał w 2015 roku tekst–wywiad zamieszczony w Newsweeku zatytułowany „Coaching to ściema”. Huczały fora internetowe, redagowano protesty skierowane do autorek tekstu, do redakcji gazety, do redaktora naczelnego, do całego wręcz świata. Oficjalne stanowisko zabrała Polska Izba Coachingu, Newsweek wdrukował odpowiedź. Sam w tym wszystkim uczestniczyłem, pisząc i publikując w różnych mediach społecznościowych teksty i opinie opatrzone tytułem–parafrazą tytułu artykułu – „Ściema to nie coaching”. Byłem wtedy początkującym coachem z roczną może praktyką i skromną liczbą trochę ponad 100 przepracowanych godzin coachingu. Mocno się wtedy zaangażowałem. Dzisiaj pewnie by mnie to aż tak nie poruszyło.

O czym były i często są takie dyskusje? Wydaje mi się, że najczęściej o definicjach. Nie trudno zauważyć, że praktycznie zawsze są one przepełnione emocjami, napięciem jakimś, wrogością wręcz. Ktoś coś MUSI powiedzieć, MUSI napisać, bo już nie może wytrzymać na zasadzie „muszę, bo się uduszę”. Ktoś inny musi NATYCHMIAST odpowiedzieć, skomentować, skrytykować. W tych rozmowach rzuca się w oczy ogromna potrzeba definicji i sztywnych ram, bo chyba inaczej świat wymyka się niektórym osobom spod kontroli. Nie mówię, że to źle. Ale zastanawiam się i szukam odpowiedzi na pytanie, co nie działa, skoro tak trudno jest się porozumieć.

Z racji na moje biznesowe wykształcenie i wieloletnie doświadczenie w firmach produkcyjnych, w procesach coachingowych często korzystam z narzędzi stosowanych w zarządzaniu firmami i zespołami. W sytuacji dylematów związanych z bezproduktywnymi dyskusjami na temat coachingu z pomocą przyszedł mi model nabywania kompetencji – Model Dreyfusa.

Model Dreyfusa, znany również jako Model Braci Dreyfus, którego autorami są bracia Hubert i Stuart Dreyfus, został opracowany na potrzeby wewnętrznej edukacji w lotnictwie USA. Celem stworzenia modelu było usprawnienie procesów nauczania Sił Powietrznych, ale bywa często uogólniany i stosowany w innych obszarach. Model Dreyfusa jest lubiany i chętnie stosowany w branżach technicznych i IT.

Na czym polega? Tłumacząc zasady modelu lubię odwołanie do rozwijania umiejętności jazdy na nartach lub na rowerze. To napięcie na początku, by po prostu utrzymać równowagę i się nie przewrócić. Te starania by przejechać na rowerze chociaż parę metrów prosto. A na nartach – by nauczyć się hamować i nie dać się porwać prędkości i opcji zjechania „na krechę”. Co dzieje się dalej? Na nartach to coraz lepsze panowanie i kolejno przejście z oślej łączki na niebieskie trasy, potem czerwone i na końcu i dla chętnych – czarne. No i bywa że umiejętność nie tylko radzenia sobie, ale również czerpania ogromnej przyjemności z przejazdów w snow-parkach z rampami, poręczami, skoczniami i różnymi innymi przeszkodami. Na rowerze jest całkiem podobnie. Po początkowych staraniach utrzymania równowagi zdejmujemy dzieciom dodatkowe kółka i za jakiś czas widzimy jak jadą bez trzymania kierownicy rozmawiając między sobą, albo co gorsza przez telefon. Przyjemnie popatrzeć na ten luz podczas jazdy towarzyszący np. porównywaniu wskazań GPS-a z mapą przymocowaną do kierownicy i równoczesnemu obserwowaniu okolicy i prowadzeniu rozmowy.

Jednym słowem korzystając z Modelu Dreyfusa przyglądamy się i analizujemy zasady przejścia z obszaru nowicjusza do obszaru eksperta, a czasami wręcz guru. Ten najwyższy poziom, ekspercki można określić jako stan przepływu – flow, kiedy rzeczy same się dzieją.

Model Dreyfusa bazuje na czterech podstawowych kryteriach, właściwościach, z których każda jest złożona z dwóch wartości:
-wiedza: usztywniona lub sytuacyjna
-perspektywa: wybiórcza lub całościowa
-proces decyzyjny: analityczny lub automatyczny
-poziom świadomości: monitorujący lub samoczynny

Kombinacje tych kryteriów dają nam w rezultacie pięć różnych poziomów kompetencji:
Nowicjusz – (Zaawansowany) Początkujący – Kompetentny – Zaawansowany – Ekspert.

Mam wrażenie, że największe nieporozumienia w dyskusjach na najróżniejsze tematy, w tym wypadku na temat coachingu, pojawiają się wtedy, gdy rozmawiają ze sobą osoby o zupełnie różnych poziomach kompetencji.

W ramach superwizji koleżeńskiej oglądałem i słuchałem niedawno kilku sesji coachingowych (oczywiście za wiedzą i zgodą klientów coachingu), prowadzonych przez znajomych coachów z różnym doświadczeniem. Był to np. początkujący coach, jeszcze w trakcie studiów coachingowych, szykujący nagranie egzaminacyjne, jak również dużo bardziej doświadczony coach prowadzący inny proces. W czasie rozmów z nimi już po obejrzeniu sesji, uświadomiłem sobie jeszcze raz, jak w tym zawodzie ważne jest doświadczenie i jak potrafi zmieniać punkt widzenia.
Postaram się teraz, zgodnie z Modelem Dreyfusa, przyporządkować i nazwać postawy, sposoby działania i metody prowadzenia coachingu w zależności od kompetencji i doświadczenia coacha.

Coach Nowicjusz – z uporem trzyma się sztywnych zasad typu „nie wolno doradzać”, „nie dawać przykładów” itd. Choćby nie wiem co się działo i co daje do zrozumienia klient – wprost, lub między słowami – coach trzyma się kurczowo wyuczonej struktury np. GROW. Zdarza mu się skorzystać z narzędzia, które tak naprawdę nie bardzo pasuje do sesji, ale które po prostu postanowił użyć, ewentualnie sięga po te najbardziej popularne i przedstawiane w podręcznikach lub po np. różnego rodzaju gadżety, karty, itp. No i ma listę pytań, które „trzeba zadać”, i które zada choćby nie wiem co, bo nauczono go, że właśnie te pytania się w coachingu zadaje.

Coach Początkujący – nadal trzyma się zasad, ale jest już bardziej otwarty na klienta. Potrafi zauważyć takie oczekiwanie klienta, ale poświęci dłuższą chwilę uprzedzając i tłumacząc zawile, że to co robi, to nie jest już klasyczny coaching i że właśnie, jeżeli klient tylko się zgodzi, to on wygłosi swoje zdanie, albo poda jakiś przykład ze swojego doświadczenia i że właśnie zmienia warunki kontraktu coachingowego i że zgodnie z różnymi definicjami to… Zauważyłem, że coachowie właśnie z tego poziomu najchętniej uczestniczą w dyskusjach branżowych i są najbardziej „wszystkowiedzący” na zasadzie – wiem wszystko, wszystko widziałem, nie mam może zbyt dużego doświadczenia, ale już teraz znam się na temacie najlepiej.

Coach Kompetentny – momentami porzuca zasady. Improwizuje. Traktuje reguły wybiórczo, dopasowując je do procesu. Wypracowuje własne metody, własne narzędzia np. rysunki, schematy, tabele i inne. Jest coraz bardziej otwarty na klienta, bardziej słucha i wychwytuje, co jest dla klienta ważne, w sensie, czego potrzebuje i o co prosi. Równocześnie coraz bardziej wypracowuje swoją specjalizację. Na tym poziomi robi się już trochę holistycznie.

Coach Zaawansowany – posługuje się intuicją i doświadczeniem z wielu sesji i procesów. Bez wielogodzinnego doświadczenia, nie ma żadnych szans, by znaleźć się w tym miejscu. Paradoksalnie często wracają początkowe zasady i reguły prowadzenia coachingu, ponieważ coach na tym poziomie właściwie rozumie, kojarzy i potrafi docenić, o co w nich tak naprawdę chodzi. Słucha klienta. Nie zadaje pytań „z listy”, korzysta od razu z tego, co klient już powiedział lub czego dał sygnał. Ale trzymając się w ryzach, by nie wejść we własne domysły i interpretacje. Mowa ciała klienta już mu dużo mówi, potrafi odczytać sygnały niewerbalne. Ma opanowany warsztat narzędzi, intuicyjnie dobiera odpowiednie dla klienta.

Coach Ekspert – poziom „flow”, tak trochę na zasadzie „nie wiem, że wiem i umiem”. Korzystanie z umiejętności jest automatyczne. Patrzenie całościowe, świetna intuicja, rozpoznawanie najdrobniejszych czynników. Wszystko to w połączeniu z postawą konieczności ciągłego podnoszenia kompetencji. Wynika to z tego, że ten poziom, mimo że jest w modelu ostatnim, nie jest poziomem zamkniętym. Ekspert z biegiem czasu może stawać się coraz to lepszym ekspertem, ale najczęściej pozostaje ekspertem skromnym.

W jednym z artykułów na temat Modelu Dreyfusa („Wspinaczka do profesjonalizmu”, Sławomir Sobótka, w Software Developer’s Journal) przeczytałem i całkowicie się z tym zgadzam, że:

„Będąc na niższych poziomach, mamy tendencję do zawyżania swej samooceny. Nawiasem mówiąc, niektórzy mają chyba do tego wrodzone skłonności. Natomiast będąc na wyższych poziomach, przychodzi pokora i zaniżamy swe kompetencje. Najbardziej niebezpieczni dla siebie samych, tudzież otoczenia jesteśmy na poziomie Advanced Begginer. Wydaje nam się, że osiągnęliśmy wówczas mistrzostwo, ponieważ nie mamy jeszcze wyrobionego szerszego poglądu”.

Autor w tych zdaniach w żaden sposób nie odnosił się ani do coachów, ani do coachingu, lecz do specjalistów z branży IT. Świadczy to jak najbardziej o uniwersalności modelu.

Patrząc na to wszystko, niezmiennie zastanawiam się, czym tak naprawdę jest coaching.

Próbując korzystać z różnych definicji, to paradoksalnie chyba łatwiej powiedzieć czym coaching NIE JEST niż czym jest. No bo, to co robimy my coachowie, to jest coaching, który nie jest: szkoleniem, udzielaniem rad, wskazówek i rekomendacji, sugerowaniem rozwiązań, dawaniem przykładu, treningiem, mentoringiem, terapią, konsultacjami, doradztwem…

I tak sobie myślę, że najważniejsze ze wszystkich to są te podstawowe kompetencje coacha, czyli umiejętność zadawania pytań i umiejętność słuchania, a właściwie słyszenia. Tak właśnie, myślę, że COACHIG JEST SŁYSZENIEM, i że jak się jest ekspertem, to reszta niejako sama się dzieje.
I że zawsze trzeba pamiętać i za każdym razem sobie powtarzać, że to klient ma być zadowolony z sesji coachingowej, a nie coach. I że nawet kiedy nie jesteśmy zadowoleni ze swojej pracy, to warto zapytać klienta o jego zdanie. Możemy się pozytywnie zaskoczyć, czego wszystkim coachom i sobie życzę.

Sebastian Szenrok
coach i konsultant biznesowy