Atlas w istocie jest bohaterem tragicznym. Choć tak odważnie pokonuje trudności i nieustannie stara się udowadniać, jak jest dzielny, to jednak ani sam nie wierzy w swoje zwycięstwo, ani też nie potrafi przekonać do niego najbliższych. (…) Nie jest feniksem, który odradza się z popiołów, ale raczej Syzyfem beznadziejnie skazanym na swój los.
fragment książki

Mitologia nigdy mnie nie zafascynowała, choć od dziecka czytałam dużo. Nie miałam więc okazji poznać historii tytana Atlasa skazanego przez Zeusa na dźwiganie sklepienia świata u źródeł. Poznałam za to ludzi, którzy na swych barkach usiłowali udźwignąć całe światy – i to nie tylko własne. Publikacja Ireny Pospiszyl została poświęcona tym właśnie herosom codzienności, którzy żyją w przekonaniu, że tylko ich wysiłek uchroni ich samych i najbliższych przed chaosem i rozpadem.

Czym jest według autorki tytułowy Syndrom Atlasa? To sposób radzenia sobie w sytuacjach trudnych (zwykle pojawiający się w reakcji na wydarzenia traumatyczne lub długotrwałe doświadczanie zagrożenia), pułapka adaptacyjna, polegająca na utrwalonym przekonaniu, że tylko JA SAM mogę rozwiązać problem, który stanął na mej drodze i tylko JA SAM mogę zapanować nad tym, co się w moim życiu wydarza. To samodzielne próby walki o bezpieczeństwo dla siebie i bliskich, to „dawanie sobie rady” zawsze i wszędzie, bez proszenia o pomoc. To świetne zorganizowanie, czujność, troska o wszystkich poza sobą i własnymi potrzebami. Atlas, jak pisze Pospiszyl, utkany jest z przeciwieństw. Rozdaje swoją pomoc wszystkim w koło, jednocześnie czując się wykorzystywanym. Robi wszystko, by wokół swej osoby stworzyć centrum życia rodzinnego i stać się niezastąpionym, nie mając jednak poczucia zakorzenienia i będąc w relacji zależności od innych. Jest odważny i umiejący wszystko załatwić, lecz lęk (przed utratą kontroli) nie daje mu spokoju. Brzmi jak trudne życie, prawda?

W swojej książce autorka opisuje funkcjonowanie i cechy Atlasów oraz prezentuje badania własne, których celem było ustalenie różnic w zakresie cech (Pospiszyl mówi o „objawach”, ja wolę nazywać je cechami) typowych dla syndromu Atlasa pomiędzy osobami doświadczającymi szczególnie trudnych sytuacji a tymi, które nie mają tak wielu obciążeń stresogennych. Zainteresowanie badaczy następstwami traumy nie od dziś jest duże, lecz najczęściej mówi się o skutkach zaburzających zdolności adaptacyjne: o depresji, PTSD, uzależnieniach, wyuczonej bezradności. Są one też zwykle bardziej widoczne niż ludzie, którzy mogą przecież uchodzić za wzór w naszym społeczeństwie nastawionym na hiperproduktywność: są niezniszczalni, mają „twardą skórę” i nigdy się nie poddają. Czyż nie brzmi to jak przejaw doskonałego zdrowia psychicznego? To pozory. Bo Atlas nie przeżywa dumy, nie czuje ulgi, nie daje sobie chwili na odpoczynek. Traci bliskich, bo chcąc ich kontrolować, ingeruje w ich życia za bardzo. Czuje się osamotniony, przeciążony i wykorzystywany. Ale nie potrafi przestać. Lęk jest zbyt duży.

Choć książka adresowana jest nie tylko do specjalistów, momentami trudno było mi czytać ten tytuł bez chwil oderwania uwagi – złożoność języka wymaga pełnego skupienia, nie jest to więc coś łatwego do poczytania przed snem. Pospiszyl opisuje swe badania w sposób jasny, zamieszcza też w aneksie pełne analizy statystyczne i metodologię dla dociekliwych, odpuszczając czytelnikowi konieczność zagłębiania się w te często trudne do odczytania kwestie bezpośrednio w trakcie lektury.

To ważna książka, zwłaszcza w kontekście współczesnego świata, który chce nam wmówić, że zmęczenie jest miarą sukcesu – może nam pomóc rozpoznać w herosach ludzi wykończonych i zlęknionych. To ważne, by zamiast podziwu zapytać o to, kiedy ostatnio patrzyli w niebo. Kiedy odpoczywali nie robiąc nic. Kiedy pomyśleli o tym, czego chcą dla siebie. I kiedy odetchnęli z ulgą.

Natalia Stasiowska

Irena Pospiszyl, Syndrom Atlasa. O tych, którzy byli silni zbyt długo, wydawnictwo PWN