Obiad – tak skrupulatnie przygotowany i zapakowany wieczór wcześniej – wypada na schodach przed domem. Rozładowany akumulator samochodu. I jeszcze nerwowy mail odczytany w przerwie między spotkaniem pilnym i ważnym, a tym zupełnie nieważnym, choć jeszcze pilniejszym. Na deser podejrzane wyniki morfologii, odczytane na komputerze w czasie piętnastu minut, które miały być naszą regeneracyjną przerwą. Co dziś mnie jeszcze złego spotka?

Mogłabym uznać, że tak po prostu czasami bywa. Takie dni zdarzają się każdemu. Tak, takie postawienie sprawy byłoby najpewniej najrozsądniejsze. ByłoBY.

Zaczyna się od niewinnej myśli, że ten dzień nie jest taki, jaki MIAŁ być. Za nią idzie myśl kolejna – że to ja pewnie nie jestem taka jaka być POWINNAM. A potem – to już prawdziwa myślowa kaskada ponurości.

Moje spojrzenie na świat – zazwyczaj o szerokiej ogniskowej – zawęża się i matowieje. W głowie pojawiają się ponure etykiety na temat tego, co mnie otacza – pogrubione i z wykrzyknikami. Patrzę i nie widzę. Spisuję za to skrupulatnie otaczające mnie przeciwności. Delektuję się tym, jak mi źle. Już nie pamiętam, co spowodowało, że zaczęłam myśleć w tak ponury sposób. Te myśli po prostu są. I ten świat – taki okropny – też po prostu jest.  Czarno-biały. Albo jest dobrze albo źle. A gdy jest źle to jest NAJGORZEJ.

Pstryk.

Jestem. I zaczynam rozumieć to, co przecież wiem od lat. To nie zły świat psuje mój nastrój, raczej to ja złym nastrojem psuję swoje widzenie tego świata. Katastrofizowanie nie sprawia, że czuję się lepiej, oddgradza mnie za to skutecznie od adekwatnego widzenia rzeczywistości, od swoich potrzeb, od poczucia wpływu.

Jak bardzo chciałabym się katastrofizowania oduczyć. Jak i wszelkich pułapek wąskiego myślenia.

Bardzo jestem wdzięczna za książki, które uczą patrzeć szeroko. Wąskie myślenie nie tylko utrudnia życie, ono może nas nawet tego życia pozbawić. O najbardziej dotkliwych konsekwencjach ograniczonego postrzegania świata opowiada książka “Wróg” Davide’a Cali’ego, z genialnymi ilustracjami Serge’a Blocha. Widząc świat czarno-biało, według kryteriów – moja grupa to ludzie dobrzy, grupa obca to ludzie źli, oni winni, my ofiary  – rozpętujemy wojny, jesteśmy zdolni zabijać innych i narażać na zabicie siebie.

“Wróg” to książka dla dzieci. Między innymi. To książka o tym, jakim złem są konflikty zbrojne. Między innymi. Dla mnie to jednak przede wszystkim książka o tym, jak JEDYNE SŁUSZNE myśli zawężają nam świat i jak – w imię żelaznej logiki “faktów”, których nikt nie podważa – myśli robią z nas głupców.  “Wroga” powinno przeczytać każde dziecko. Ale najbardziej przyda się lektura tej książki osobom dorosłym. To oni przecież rozpętują wojny. I to oni bywają dla siebie samych największymi wrogami.

Książkę “Wróg” wydało poznańskie wydawnictwo “Zakamarki”.

Autorką recenzji jest Sabina Sadecka.