Z moją książką roku 2021 wiąże się dłuższa historia, którą pokrótce nakreślę. Bliski jest mi świat uzależnień, chociaż nie ze względu na moje uzależnienia behawioralne, bo z nimi w dużej mierze udało mi się uporać. Bliski jest mi z powodu moich bliskich. Z tego względu kilka lat temu sięgnęłam po trylogię Wiktora Osiatyńskiego, czyli Rehab, Litacja i Rehabilitacja. Poszukiwałam w jego opisach zmagania z alkoholizmem jakichś wskazówek, chciałam lepiej zrozumieć mechanizmy uzależnienia, poznać ten pijany świat, który wciąga jak czarna dziura. Zaczytując się w trylogii, walczyłam równolegle o własne lepsze, bardziej udane życie, mimo splotu różnych trudnych okoliczności życiowych. Sama trylogia jest oczywiście godna uwagi, ale tu nie będę się o niej rozpisywać. W pewnym miejscu pracy nad sobą Osiatyński przerabiał książkę Susan Jeffers Nie bój się bać. Zapadło mi w pamięć to, że wszystkim powtarzał, że jest to książka, którą najmocniej wpłynęła na jego życie. I prawdopodobnie, należałoby dodać, na zdrowienie. Chodziło w niej o pracę nad lękiem, który hamuje nasze działania, blokuje rozwój i nie pozwala żyć pełnią życia. Zrozumiałam wtedy, że ja sama życiowo utknęłam w jakimś błędnym kole i bardzo potrzebuję iść właśnie tym tropem.
Zaczęłam czytać ją w 2019 roku i podeszłam do niej dość ambitnie na samym początku. Uznałam, że skoro Osiatyński tak szczegółowo ją „przerabiał”, to i ja powinnam od siebie czegoś wymagać. Byłam bardzo zawzięta w tym postanowieniu. Książka zaczyna się od opisu różnego rodzaju lęków, należących do tzw. „poziomów”. Pierwszy poziom lęku dotyczy tego, co może się zdarzyć i aktywności danej osoby, drugi dotyczy własnego ja (jak np. lęk przed odrzuceniem i przed sukcesem). Trzeci poziom sprowadza się do ogólnego stwierdzenia, że „nie mogę sobie z tym poradzić”. Innymi słowy, gdybyśmy redukowali lęki z pierwszego poziomu do poziomu drugiego, a potem do trzeciego, dotarlibyśmy do jednego, wspólnego rdzenia wszystkich lęków: „WSZYSTKIE TWOJE LĘKI BIORĄ SIĘ Z OBAWY, ŻE NIE PORADZISZ SOBIE Z TYM, CO CI ZGOTUJE ŻYCIE”.
I tu Susan Jeffers odczarowuje to magiczne myślenie. Prawda, jej zdaniem, jest zupełnie inna:
„GDYBYŚ WIEDZIAŁ, ŻE PORADZISZ SOBIE ZE WSZYSTKIM, CO CI SIĘ PRZYTRAFI, TO CZEGO MIAŁBYŚ SIĘ BAĆ?”.
Oczywiście – jak się można domyślać – „NICZEGO!”.
Chodzi tu o zrozumienie, że za tymi blokadami przed osiąganiem tego, czego chcemy w życiu, kryje się coś jeszcze: brak nam wiary w siebie. Nie należy więc doszukiwać się źródeł naszych lęków, rozpamiętywać ich w nieskończoność i roztrząsać, bo to nigdy nie przyniesie niczego konstruktywnego. Powinniśmy raczej zaufać sobie, by móc w stosownym momencie powiedzieć do siebie „COKOLWIEK SIĘ STANIE, BEZ WZGLĘDU NA OKOLICZNOŚCI, DAM SOBIE RADĘ!”. Jakże trudne było dla mnie to wyzwanie.
W kolejnym rozdziale pogłębiamy zmiany związane z naszym nastawieniem wobec lęku. Oczywiście byłoby to piękne, żeby dało się tak po prostu wyłączyć ten lęk „jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki”, ale tak to niestety nie działa. Dlatego też trzeba popracować nad zmianą swojego schematu myślenia. I tu autorka podsuwa nam kolejne sposoby w postaci pięciu prawd na temat lęku:
„1. DOPÓKI SIĘ ROZWIJAM, LĘK ZAWSZE BĘDZIE MI TOWARZYSZYŁ.
2. JEST TYLKO JEDEN SPOSÓB POZBYCIA SIĘ LĘKU PRZED ZROBIENIEM CZEGOŚ – RUSZYĆ SIĘ I TO ZROBIĆ.
3. TYLKO WTEDY POLUBIĘ SIEBIE, KIEDY RUSZĘ SIĘ… I TO ZROBIĘ.
4. NIE TYLKO JA ODCZUWAM LĘK, KIEDY WKRACZAM NA NOWY TEREN. KAŻDY GO ODCZUWA,
5. PRZEDZIERANIE SIĘ PRZEZ BARIERĘ LĘKU JEST W SUMIE MNIEJ PRZERAŻAJĄCE NIŻ ŻYCIE W CIĄGŁYM STRACHU PŁYNĄCYM Z POCZUCIA BEZRADNOŚCI”.
Ten ostatni punkt jest wyjątkowo dosadny i bardzo pomógł mi wygenerować pożądane przeze mnie zmiany, które były niejako rewolucją w moich życiu. Przyznam szczerze, że później czytałam książkę dalej i niestety nie byłam już tak pilną uczennicą w kolejnych zadaniach, jednak pojęłam główny sens jej przesłania.
I właśnie w 2021 roku wróciłam do niej raz jeszcze. Uznałam, że przecież udało mi się „zdać na piątkę” u samej siebie egzamin z dwóch pierwszych rozdziałów. Kolejny, trzeci rozdział dotyczył przechodzenia z pozycji cierpienia do pozycji siły, zgodnie z którym powinniśmy przeformułować nasz sposób komunikowania się na taki, który dodaje nam i naszym działaniom więcej mocy i nie pozwala nam na to, żebyśmy czuli się bezradni i słabi. Na przykład, w słowniku cierpienia powiemy „to nie moja wina”, co w słowniku siły będzie brzmiało „jestem w pełni odpowiedzialny”. Podoba mi się też inna zamiana: z „mam problem” na „mam szansę”. Brzmi tak lekko, uwalniająco, dodaje nadziei. I moje ulubione zadanie, które realizuję od przeszło pół roku: poszerzanie własnej strefy komfortu poprzez podejmowanie kolejnego, coraz to większego ryzyka (i nie chodzi tu bynajmniej o jazdę po pijanemu za kółkiem samochodu lub postawienie dorobku całego swojego życia w grze hazardowej). Ryzyko, o którym mowa, pozwala nam przechodzić coraz bardziej z pozycji cierpienia na pozycję siły. Więc mogą to być różne zadania, które były wcześniej dla nas trudne albo mieliśmy jakieś blokady związane z ich wykonaniem. Ja wybrałam głównie pracę nad wystąpieniami publicznymi, ale też nad nawiązywaniem i podtrzymywaniem nowych znajomości.
Na zakończenie dodam, że zdecydowanie polecam lekturę tej książki, nie tylko osobom, które mają trudności związane z uzależnieniami, współuzależnieniami lub zaburzenia lękowe. Z pewnością pomogła mi w przerwaniu tego błędnego koła, w którym tkwiłam. Między innymi dzięki niej ruszyłam do przodu i w obecnym roku będę kontynuowała pracę nad sobą pod jej kierunkiem. Za co mogę z całego serca podziękować Wiktorowi Osiatyńskiemu.