Biorę sobie ciebie…
fragment ślubnej obietnicy

„Komunikacja nie jest możliwa” – mawiają systemowcy. To zdanie – i znaczenie, jakie mu nadałam –  zapoczątkowało jedną z większych rewolucji w moim sposobie dotychczasowego myślenia o świecie i o relacjach z ludźmi (i z samą sobą!). I o tym chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć.

Kiedy rozmawiają ze sobą dwie osoby, niezależnie od kontekstu w jakim się znajdują (czy jest to relacja partnerska, czy terapeutyczna, czy przyjacielska, czy każda inna) dochodzi do spotkania dwóch odrębnych światów. W każdym z nich, co innego jest ważne, co innego się liczy, inne żyją motywacje do różnych zachowań i inne nadawane są znaczenia temu, co się w świecie wydarza. Żeby jeszcze trochę rzecz skomplikować (choć z czasem doszłam do wniosku, że jest to jednak ogromnie wyzwalające, nawet jeśli trudne) światy, w których żyjemy konstruowane są przez nas indywidualnie, przez nasze mózgi, ściśle mówiąc, a jeszcze konkretniej przez nasze zmysły. To, co wyróżniamy, to, co zauważymy (w kontakcie z drugim człowiekiem na przykład), co usłyszymy, poczujemy, jest tym, co uznajemy za osobiście ważne. Świat jest przecież tak niesamowicie wypełniony różnymi sprzecznymi sensami, interpretacjami, wariacjami! A my, obserwatorzy świata, dostrzegamy to, do przyjęcia czego mamy w sobie jakąś ważną motywację. To, co znajduje się w obrębie naszego (mojego i twojego osobno) świata, ma dla nas duży sens, ważną funkcję, nawet jeśli nie zawsze widzianą, nazwaną.

O terapii

Konsekwencje takiego widzenia siebie-w-świecie i innego-w-świecie są dość niezwykłe i może nawet nieco kontrowersyjne. Dla terapeuty systemowego oznacza to, że kiedy przyjmuje od klienta opowieść o jego problemie, warto by miał świadomość, że jego-terapeuty rozumienie tej trudności i jego pomysł na rozwiązanie, odnoszą się li tylko do świata znaczeń terapeuty, nie do świata znaczeń klienta. Stąd, w terapii systemowej, tak duży szacunek dla umiejętności i mądrości klientów i zaufanie w to, że potrafią oni, zapraszani do różnicowania opowieści problemowych i do nadawania własnych, nowych i bardziej użytecznych znaczeń temu, co w ich życiu się wydarza, rozsmakować się w fakcie, że są autorami swojego życia, w tym również rozwiązań dla problemów, które przynoszą do gabinetu.

O przyjaźni i innych relacjach miłosnych

Mam pięknych przyjaciół. Każdy i każda z nich żyje w swoim świecie odniesień, różnie w różnym czasie widzianych historii, różnie opowiadanych życiorysów i nadawanych wydarzeniom sensów. Teoria komunikacji zasiała w mojej głowie myśl, która powoli, korzystając z zasobu czasu pozwoliła mi spojrzeć inaczej również na relacje przyjacielskie. Doszłam więc do, być może trochę radykalnego wniosku, że nie musimy się rozumieć (jeśli pomyślicie w ten sposób również o swoich relacjach partnerskich, to będzie się to wiązało, prawdopodobnie, z jakimś sprzeciwem). Kiedy jednak myślę o tym, że słuchając powierzanych mi historii – i tych radosnych, i tych smutnych, i wszystkich innych zajmowałam się długo próbą zrozumienia, czyli dość złudnym przekonaniem, że mam taką zdolność, że to jest możliwe, i że o to w bliskich relacjach w gruncie rzeczy chodzi, zapominałam o drugiej stronie medalu, o czymś, co dzisiaj cenniejsze jest dla mnie i ważniejsze niż podejmowane próby rozumienia. Zapominałam o tym, by przyjąć drugiego człowieka ze wszystkim, co przynosi, ze wszystkim, co ma i czego nie ma. Oznacza to dla mnie głębokie uszanowanie jego perspektywy widzenia życia, którym żyje oraz pełną zgodę i zaufanie do tego, że każde zachowanie moich bliskich (i moje własne, i nie tylko bliskich, zresztą) ma swój ważny powód, ma swój ważny sens i tylko jeśli zostanie przyjęte – swobodnie i z akceptacją dla ludzkiej różnorodności – może, kiedy będzie na to czas, zaprosić do życia jakąś zmianę, jakąś inną o życiu, o sobie opowieść.  

Kiedy szukałam w sobie różnych dróg do napisania tego artykułu, mocno towarzyszyło mi kilka słów ślubnej obietnicy: „biorę sobie ciebie”. Pomyślałam, że ćwiczenie się w umiejętności przyjmowania wybranych przez nas do kochania ludzi (partnerów, partnerki, dzieci, innych osób bliskich, z którymi decydujemy się tworzyć rodzinę), przyjmowania w taki sposób całościowy, łaskawy, z poszanowaniem odrębności światów mieszkańców i mieszkanek tych rodzin, z życzliwą ciekawością eksplorując każdą z tych, jakże odmiennych od naszej, planet, jest jednym z piękniejszych doświadczeń, jakie możemy sobie wzajem podarować. W końcu, jak powiedziała kiedyś jedna z moich nauczycielek terapii w odniesieniu do życia w rodzinie: „każdy z nas żyje w trochę innej dżungli”.

PS. Z teorii komunikacji wynikałoby również, jakże wyzwalające od konieczności wchodzenia w niekończące się spory o rację, założenie, że każdy domownik ma 100% (swojej) racji i że jest to najzupełniej w porządku. Prawda, że ciekawe?

To tylko jedna z możliwych opowieści o świecie, na ten moment mi najbliższa. Życzę Wam, żebyście z odwagą i ciekawością poszukiwali własnych i możliwie jak najczęściej czuli się w tych poszukiwaniach przyjęci ze wszystkim, co się Wam po drodze przydarza, ze wszystkim, czego doświadczacie.

Maria Sitarska