Wydaje ci się, że zadajesz wszystkie pytania,
które trzeba zadać, ale potem okazuje się, że
nie zadałaś najważniejszych.
Tych, które zada twoje dziecko.

cytat z książki “Nie przeproszę, że urodziłam”

Świat jest bardziej skomplikowany niż nasze prawdy o nim.
Stefan Themerson

Nie ma decyzji bezkosztowych. Każdy wybór stawia nas zarówno w sytuacji zysku z realizacji scenariusza, którego się podejmiemy, jak i straty wynikającej z zaniechania alternatyw. “Najlepiej” jest zatem nie wybierać, podążając za tym, za czym podążają inni i/lub realizować scenariusz, który jest tyle oczywisty, co bezrefleksyjny. Są osoby, które mogą sobie pozwolić na luksus niemyślenia*. Matura, studia, praca, rodzina – to takie oczywiste, po co się nad tym zastanawiać. Dopiero gdy wypadamy – z jakichś, często niezależnych od siebie powodów – z głównego społecznego nurtu, dostrzegamy, jak bardzo bezdroża bywają ryzykowne. I że decyzje bywają trudne nie tylko w momencie ich wykluwania się, ale i długo długo później, gdy zostajemy z ich konsekwencjami i myślami na temat tego, co się jednak nie zdarzyło.

Moje klientki, które zgłaszają się do mojego gabinetu z diagnozą niepłodności często mówią o swoim dotkliwym doświadczeniu bycia poza granicami obowiązującego powszechnie systemu. Wyklucza się je z niego podwójnie. Jako osoby bez dzieci są pomijane i deprecjonowane, trochę jakby nie do końca były dorosłe i niezupełnie zasłużyły na atencję – członków rodziny, producentów dóbr szybko- i wolnozbywalnych, polityków. Gdy zaś w desperacji walczą o to, by jednak stać się rodzicami, wejść do upragnionego systemu – wyklucza się je po raz drugi. Bo grzech. Bo “dzieci frankensztajna”. Bo “najwyraźniej tak już jest, że nie masz mieć dzieci”.

Wierzę, że wolałyby nie wybierać między in vitro a brakiem dziecka. Wierzę, że chciałyby gnuśnieć w rozwleczonym dresie zaplamionym mlekiem wpatrzone w dziecko, którego wcale nie planowały, tak po prostu wyszło. Ale one musiały wybierać. Karolina Domagalska w “Nie przeproszę, że urodziłam” opisała ich wybory, ich korzyści i koszty. Ich życia po in vitro. I troche też i przed.

Komórka jajowa, która posiada materiał genetyczny dwóch kobiet, dziecko, które ma kilkaset biologicznych braci i sióstr lub dziadek, który jest biologicznym ojcem dziecka swojego syna. Córeczka, której siostra jest jej genetyczną mamą, urodzoną przez mamę siostry, a wychowywana przez nie obie, przy współudziale siostry nr 3.

Nie zdziwię się, jeśli powyższe zdania musieliście przeczytać dwa razy.

Wybory, których dokonały kobiety/pary pragnące dziecka wyprzedzają daleko nie tylko umocowania prawne i etykę. One wyprzedzają nawet wyobrażenia na temat tego, co jest w medycynie reprodukcyjnej możliwe, a co zupełnie nie. O nich wszystkich napisała Domagalska. I najpewniej nie po to, by szokować, ale by pokazać detreminację i nadzieję osób wykluczonych z systemu o nazwie “rodzice”.

“Nie przeproszę, że urodziłam” to również – pomimo swojego rysu medycznego i głebokiego osadzenia w historii i realiach leczenia niepłodności – uniwersalna historia o spełnianiu marzeń. A nade wszystko o cenie za ich spełnienie, której nie poznamy, dopóki ścieżki pt. in vitro nie podejmiemy. To również przypowieść o ludzkiej hybris, o której trzeba w świecie medycyny i postępu technicznego rozmawiać i którą nade wszystko trzeba nazywać.

Przeczytajcie książkę Karoliny Domagalskiej koniecznie, niezależnie, czy jesteście w samym centrum systemu, czy poza nim.

* To, że myśleć nie trzeba, nie znaczy, że się nie myśli. Ale można mieć po prostu łatwiej.

K. Domagalska (2015), „Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro”. Wołowiec: Czarne

Autorką recenzji jest Sabina Sadecka – psychoterapeutka pracująca z kobietami i parami doświadczającymi niepłodności, współzałożycielka centrum psychologiczno-coachingowego inspeerio.