„Bańka mydlana wcale nie jest fioletowo-różowa” – stwierdziła ze zdumieniem uczestniczka moich warsztatów. „Bańka jest też niebieska i żółta i zaklęte są w niej wszystkie kolory tęczy” – skonstatowała.
Nauka uważnego patrzenia była jedną z umiejętności, którą tego dnia ćwiczyłam z nauczycielami. Najzwyklejsza bańka mydlana miała sprowokować uczestników do przyglądania się otaczającej ich wokół rzeczywistości uważnie i bez oceniania. Taką, jaka ona jest, a nie tak jak widzieli ją oczami swojej pamięci. Jak często bowiem zamiast patrzeć, przewijamy w głowie film z przeszłości. Wchodząc stale w nowe doświadczenia, niczego nowego w nich nie dostrzegamy, bo już wszystko przecież WIEMY.
Czy naprawdę widzimy świat wokół nas, słyszymy go, odczuwamy, smakujemy? Czy raczej zadawalamy się protezami zmysłów – patrzymy, nie dostrzegając; słuchamy, nie słysząc; jemy, nie wyczuwając smaku potraw, ba! jemy nie zdając sobie sprawy, że jemy? „Jak pies je, to nie szczeka” mówiła moja babcia Janina. Buntowałam się wtedy na tę – odbieraną przeze mnie jako nonsensowną – regułę, teraz widzę, że babcia była jedną z moich pierwszych nauczycielek uważności. Przypomniałam sobie jej słowa, czytając kiedyś poniższą deficję “zen”.
Jeden z wybitnych mistrzów buddyzmu zen został zaproszony przez amerykańskich filozofów i religioznawców. Chcieli dowiedzieć się więcej o medytacji. Po publicznym spotkaniu zaproszono mistrza na obiad. Jeden z profesorów był bardzo podekscytowany wizytą. Podczas obiadu opowiadał o sobie, popisywał się erudycją. Wszyscy przy stole byli już nieco zniecierpliwieni jego gadulstwem. Być może coś wyczuwając, młody profesor zwrócił się do gościa −Mistrzu, czym właściwie jest zen? −Jak jesz, to jedz − odpowiedział mu szorstko mistrz.
J. Santorski: „Dobre życie“
Ale wskazówki, by zachować milczenie podczas jedzenia to nie jedyne lekcje uważności, jakich udzielili mi moi dziadkowie. Gdy spędzałam u nich wakacje, prowadzili mnie do swojego ogrodu, pozwalali własnoręcznie zrywać owoce i warzywa, zwracali uwagę na fakturę skórki, soczystość miąższu i zapach, zniewalający aromat truskawek, czereśni, groszku, koperku. Pozwalali eksperymentować, smakować, zachłystywać się rzeczywistością.
Czy współczesne dzieci mają tyle szczęścia co ja, by swe dzieciństwo spędzać uważnie, ze zgraną paczką kolegów, stale brudnymi kolanami i buzią umazaną jeżynami? A może – jak główny bohater książki “Szczurek Rysio i smak uważności” utracili gdzieś po drodze zarówno radość z wspólnego bycia z rówieśnikami, jak i – tak przecież naturalną dla dzieci – uważność. Szczurek Rysio to moja ulubiona książka z serii “Kraina Uważności”. Choć jej główne przesłanie dotyczy tego, by jeść mądrze i uważnie, ta książka jest jednak o czymś o wiele ważniejszym. Pokazuje jak łatwo uczynić z jedzenia substytut bliskości i rozrywki, jak rekompensować sobie kolejną paczką żelków swoje niepowodzenia. Szczurek Rysio przechodzi wewnętrzną przemianę, odkrywa smak poziomki, uczy się uważnie jeść, a za tą umiejętnością idą kolejne – uważnego przygotowywania posiłków i uważnego bycia z innymi. Niepozorny szczurek stać się może nauczycielem mądrego życia, nie tylko dla dzieci, ale i dla dorosłych. Kupcie tę książkę koniecznie, jeśli macie w domu miłośników pochłaniania ciastek garściami, a może sami nimi jesteście…
A. Pawłowska, (2015) Szczurek Rysio i smak uważności. Poznań: Wydawnictwo Poznańskie. Książka z serii Kraina Uważności
Autorką recenzji jest Sabina Sadecka.