Depresja to takie bardzo nieprzyjemne coś,
Co się nam wpycha do głowy bez pytania i sprawia,
Że nic nas nie cieszy, że źle się czujemy i nie dość,
Że sami siebie nie lubimy, to jeszcze myślimy,
Że inni też nas nie lubią, bo i za co?
fragment książki

Depresja wepchnęła się również do głowy Gęsi – głównej bohaterki książki Marty Guśniowskiej. Gęś odbiegała wyglądem od wszystkich innych typowych gęsi, zresztą charakterem też – bo w odróżnieniu od nich nie umiała się szarogęsić, a nawet gęsić w jakimkolwiek innym kolorze. Oprócz tego wydawało jej się, że jej marny żywot jest kompletnie bez sensu.

Taką właśnie historię opowiada nam autorka. I to w jaki sposób! Dzieje Gęsi przedstawione są niezwykle obrazowo, bardzo komicznie, a cała opowieść okraszona jest niesamowitą grą słów i zachwycającym językiem. Książkę czyta się błyskawicznie, a ogląda – z podziwem. Autorem fantastycznych, bardzo precyzyjnych i eleganckich, ale przy tym niezwykle prostych, ilustracji do książki jest Robert Romanowicz. Ukłony, panie Robercie. Na uwagę zasługuje również nietypowy format książki – dla zobrazowania na zdjęciu powyżej uchwyciłam recenzowaną książkę i zeszyt A5. Choć mam mnóstwo książek w swojej biblioteczce, to jeszcze żadnej w tym formacie. Jestem przekonana, że „A niech to Gęś kopnie” byłaby idealna na prezent. A to dlatego, że jest połączeniem wspaniałej lektury i porządnego, gustownego wykonania – sztywna, przyciągająca uwagę okładka, grube kartki, czarodziejskie ilustracje- ucieszy się z niej i Mały i Duży.

Marta Guśniowska wykorzystała w swojej książce mit podróży bohatera, analizowany przed kilkudziesięciu laty przez Josepha Campbella, amerykańskiego znawcę mitów i autora książki „Bohater o tysiącu twarzy”. I nic dziwnego, bo podróż archetypowego bohatera jest motywem wszechobecnym, w filmach, książkach, grach komputerowych. W życiu.

Przed wyruszeniem w podróż życie bohatera jest przerażająco zwyczajne, przewidywalne, nudne. Tak jak życie naszej Gęsi, która spędza wieczory na kanapie z książką i miską parującej owsianki. Monotonia codziennego życia przysłania Gęsi to, co jest w nim najważniejsze – czyli sens. Bohaterka oprócz swojego życia nie lubi również siebie, uważa się za brzydką i wyjątkowo nieudaną. Nie jest zadowolona z życia na gospodarstwie, ale nic z tym nie robi, tkwi w miejscu. Aż tu w pewnym momencie otrzymuje wezwanie do podróży, którym jest niespodziewane spotkanie z Lisem, w bardzo nietypowych okolicznościach. W tym momencie bohater albo lekceważy wezwanie (a w jego życiu nic się nie zmienia), albo je podejmuje, idąc za głosem serca i wyrusza w drogę. Nasza odważna Gęś wybiera tę drugą opcję i biegiem puszcza się w pogoń za uciekającym Lisem. A wszystko po to, żeby… być jego kolacją. Lis nie ma apetytu na Gęś (jest szczególnie nieapetyczna), ale postanawia jej pomóc. Gęś wraz z Lisem wyruszają w podróż, której zwieńczeniem ma być oryginalna kolacja u Wilka. Tak jak w campbellowskim monomicie – po przekroczeniu progu i zrobieniu pierwszego kroku nie ma już powrotu do tego, co znane. Zaczyna się przygoda. Zaczyna się życie.

Nasza bohaterka wędruje przez las ze swoim kompanem i po drodze napotyka różne zwierzęta, które ją czegoś nowego uczą, przeżywa ciekawe przygody, stawia czoła wyzwaniom, przekracza własne ograniczenia.  Poznaje nowy, tajemniczy świat i przez interakcję z nim i jego mieszkańcami – również siebie. Zwieńczeniem podróży przez nieznany las jest ostateczna konfrontacja (Campbell mówi o Głównej Próbie) – spotkanie z Wilkiem, do którego kolacja przyszła na własnych nogach. Wilk może być metaforą ciemnej strony naszej bohaterki, jungowskiego Cienia. A to, co się potem dzieje w wilczym mieszkaniu – to próba jego integracji. Jest to też symbol śmierci i odrodzenia, przejmowania mocy swojego (pozornego) przeciwnika,  scalenia osobowości. Po takim doświadczeniu już nic nie będzie takie samo jak wcześniej, a przede wszystkim – nasza Gęś. W trakcie podróży archetypowemu bohaterowi udaje się zdobyć coś niezwykle cennego, a mianowicie – sens życia (którego podobno Gęś już nigdy nie straciła).

Co było sensem życia Gęsi? Co wydarzyło się w domu Wilka? Jak zgasić ogień pod brytfanną? Jak potoczyły się dalsze losy Gęsi? Czego (oprócz pływania) nauczyła się w trakcie podróży przez las? Co jeszcze zyskała – oprócz swojego sensu? Warto sięgnąć po „A niech to Gęś kopnie”, aby poznać odpowiedzi na te pytania, bo podobnie jak „Alicja z Krainy Czarów”, jest to książka zarówno dla bardzo małych, jak i baaardzo dużych „dzieci”…

Kto wie, być może przygody Gęsi popchną Cię do wyjścia z domu i wyruszenia na mały spacer albo większą wyprawę? Niekoniecznie po świecie. „Przejdź się po środku swej duszy, dalej niż do tej pory, po to, by móc odkryć rejony myśli spokojnych i dobrych dni” jak to śpiewa Zeus.  Na taką podróż tak naprawdę wyruszyła nasza Gęś. I o istotności takiej wędrówki pisał również Stachura  – „Wydaje ci się, że zaszedłeś bardzo daleko i bardzo wysoko w poznawaniu świata, a ty – nie wiedząc kim jesteś – po prostu nie ruszyłeś z miejsca”. Myślę, że zarówno Stachurze, jak i Zeusowi, spodobałaby się historia Gęsi. Może więc warto na chwilę zatrzymać się i sięgnąć po książkę Marty Guśniowkiej, a potem w końcu ruszyć z miejsca? Oby tak było, szerokiej drogi!

Anna Alaszkiewicz

Marta Guśniowska, „A niech to gęś kopnie!”, Tashka
https://tashka.pl/produkt/ges/