Nie wszystkie sytuacje mają dobre strony, nie wszystko wychodzi na dobre. Niektóre są naprawdę bardzo złe i to jest w porządku.
Język pozytywności nie jest czymś, co wymyśla się na poczekaniu. Został nam wpojony. Zostaliśmy uwarunkowani, by powtarzać te frazesy; słyszymy je od innych ludzi od dziecka. Wierzymy, że pozytywność ostatecznie przyniesie dobry skutek (nawet jeśli nam nie pomaga). Tak jakbyśmy bali się przyznać, że nie działa, ponieważ tyle razy słyszeliśmy, że powinna zadziałać.
Pozytywne myślenie jest często plasterkiem na ranie postrzałowej. Zamiast pomagać, prowadzi do tłumienia emocji, co szkodzi ciału, umysłowi, związkom i społeczeństwu.
fragmenty książki
—
“Przynajmniej masz jakąś pracę, niektórzy nie mają tyle szczęścia”.
“Skoro los/Bóg ci to zesłał, to znaczy, że dasz radę. Dostajemy tyle, ile jesteśmy w stanie unieść”.
“Powinnaś być wdzięczna, tyle dobrych rzeczy zdarzyło ci się w życiu”.
Te i inne zdania to, według terapeutki Whitney Goodman (na Instagramie znanej jako @sitwithwhit), tzw. toksyczna pozytywność, czyli zjawisko polegające na presji, aby zawsze i bez względu na okoliczności okazywać pozytywne nastawienie. Książka “Toksyczna pozytywność” jest z jednej strony poradnikiem samopomocowym, a z drugiej książką edukacyjną, której lektura pokazuje, jak często ulegamy presji, by na siłę myśleć pozytywnie i zauważać pozytywne strony sytuacji, bez dania sobie szansy na bycie autentycznym_ą i przeżycie w pełni emocji, które w danej sytuacji się pojawiają. Jak wskazuje sama autorka, książka najczęściej trafia w ręce osób, które doświadczył toksycznej pozytywności lub nie wiedzą, czym taka pozytywność jest i dlaczego w ogóle o pozytywności można mówić, że jest toksyczna.
Czy pozytywność zawsze jest wrogiem autentycznego przeżywania? W jakich obszarach przejawia się toksyczna pozytywność? I jak wspierać, by nie zaprzeczać emocjom bliskich osób? Postaram się znaleźć odpowiedzi na te pytania.
Ze słowem “toksyczny” mam spory problem. Jest ono bardzo mocno oceniające i kojarzy się negatywnie. Kiedy mówimy o “toksycznych ludziach”, często mamy na myśli takie osoby, które w naszych życiach powodują chaos, podważają nasze wartości czy odbierają nam poczucie sprawczości. Nic więc dziwnego, że “toksyczna pozytywność” może budzić mieszane odczucia, a nawet sprzeciw – często, gdy próbujemy kogoś pocieszyć i mówimy “Wszystko będzie dobrze”, “Uśmiechnij się” albo “Czas leczy rany” nie mamy nic złego na myśli, a nasze intencje są jak najbardziej dobre. Toksyczna pozytywność w bliskich relacjach często nie wynika wcale ze świadomej chęci zaprzeczenia czyimś emocjom, a z próby dodania otuchy. Toksyczność polega więc nie na tym, jacy jesteśmy, jaką mamy relację z drugą osobę czy jakie są nasze intencje. Chodzi tu o (intencjonalne bądź nie) odbieranie komuś prawa do bycia smutnym, sfrustrowanym, złym w obliczu trudnego wydarzenia.
Jednym z najbardziej trudnych, a jednocześnie powszechnych doświadczeń jest doświadczenie śmierci bliskiej osoby. Nawet jeśli w naszym życiu nie zdarzyło się do tej pory coś podobnego, przekazy kulturowe i popkulturowe czy obserwowanie innych osób pozwalają sobie wyobrazić, jakie emocje przeżywa osoba doświadczająca straty. Nie ma wątpliwości, że wiele z tych emocji jest po prostu niesamowicie trudnych. Jednak paradoksalnie, to właśnie w obliczu żałoby wiele osób sięga po “toksyczną” pozytywność, w nadziei, że pozytywny komunikat zmieni coś na lepsze. Whitney Goodman podaje takie przykłady nieudanych wypowiedzi, które nie stanowią wsparcia, a znajdują się w częstym repertuarze komunikatów kierowanych do żałobników:
- “Jest teraz w lepszym miejscu”
- “To część boskiego planu”
- “Musisz być silna dla swojego dziecka”
- “Wszystko dzieje się z jakiejś przyczyny”
- “To nas uczy, żebyśmy zawsze odczuwali wdzięczność za to, co mamy”
Tego typu wypowiedzi lubią się z wielkimi kwantyfikatorami (“wszystko”, “zawsze”) i czasownikami modalnymi (“musisz”). Nawet jeśli intencja osoby wypowiadającej komunikat jest szczerze dobra, to jednak nie da się nie zauważyć, że takie zdania albo zachęcają do szybkiego przejścia przez żałobę, albo też umniejszają emocje żałobnika. Własne doświadczenia żałoby kojarzą mi się przede wszystkim z przejmującym bólem, którego nie tylko nie da się uciszyć, ale którego przede wszystkim NIE CHCĘ uciszyć. To ból, z którym, kiedy jest się w kontakcie, pozwala odnaleźć się w nowej rzeczywistości, nie zaprzeczać jej i być w kontakcie ze wszystkimi pojawiającymi się emocjami. Nie chodzi o to, by go specjalnie przedłużać i “karmić”, ale o to, by pozwolić mu być, ponieważ ból po stracie jest naturalny i potrzebny. Toksyczna pozytywność głosi “Nie smuć się, trudno przebywać z osobą, która jest pogrążona w bólu” i, poniekąd, ma rację – obcowanie z czymś smutkiem, zwłaszcza gdy nie możemy mu zapobiec lub zmniejszyć go, przynosi dyskomfort. To, czego uczą nas trudne sytuacje, to właśnie tolerancja dyskomfortu, czyli mieszczenie w sobie nieprzyjemnego i świadomość, że trudne jest częścią ludzkiego doświadczania. Jak pisze w książce Whitney Goodman “Bycie człowiekiem oznacza wygospodarowanie przestrzeni na to, co pozytywne, negatywne i wszystko, co znajduje się pomiędzy”.
Czy to znaczy, że pozytywność nigdy nie jest dobra? Pozytywne nastawienie czy szukanie dobrych aspektów sytuacji lub bycie wdzięcznym za coś, czego się doświadczyło, nawet jeśli to było trudne mogą być pomocne i nam służyć. Podobnie jak pozytywne komunikaty kierowane do samego_j siebie, mające na celu motywowanie siebie lub zachęcanie do rozwoju w danym obszarze. Goodman pisze o metodzie dr Gabriele Oettingen nazywanej WOOP, która może być alternatywą do tradycyjnych, pozytywnych manifestacji i afirmacji typu “Jestem wspaniała” albo “Osiągnę wszystko, czego pragnę”. Metoda WOOP składa się z czterech kroków-pytań:
- Czego sobie życzysz? (Wish)
- Jaki jest twój pożądany rezultat? (Outcome)
- Jakie trudności możesz napotkać? (Obstacles)
- Jaki masz plan na osiągnięcie celu? (Plan)
Whitney Goodman zachęca, by korzystać z tej metody w dowolnej sytuacji. Dla mnie ważne są w niej wszystkie elementy: z jednej strony dwa pierwsze pytania dotyczą obszaru wartości i osiągania celu – zastanawiamy się, co jest dla nas ważne i po czym poznamy, że realizujemy się w tym kierunku. Kolejne dwa pozwalają rozpoznać własne ograniczenia i zewnętrzne trudności oraz zobaczyć, jakie działania mogą przybliżać nas do tego, czego sobie w swoim życiu życzymy. Do życia wartego przeżycia.
No dobrze, a co mówić osobom, które są bezpłodne, straciły kogoś, są chore, rozstały się, mają kłopoty zawodowe, są po traumatycznych przejściach, doświadczają dyskryminacji i uprzedzeń, cierpią na problemy związane ze zdrowiem psychicznym? To właśnie do tych obszarów wkracza toksyczna pozytywność, ponieważ każdy z nich wiąże się z dużym napięciem i dyskomfortem. Presja, by wyglądać na osobę szczęśliwą, jest tak silna, że trudno być autentycznym_ą, ale trudno też trwać przy osobie pogrążonej w bólu w kulturze, w której silne jest przekonanie, że niczego (sukcesu, dobrostanu) nie osiągniemy bez pozytywnego myślenia. Whitney Goodman zachęca, by w sytuacji, gdy mierzymy się z czyimś trudnym kawałkiem doświadczenia, rozmawiać z tą osobą o tym, czego potrzebuje. Pomocne mogą okazać się też takie komunikaty:
- “Wspieram cię i jestem tu, by ci pomóc”,
- “Jestem tutaj, jeśli chcesz o tym porozmawiać”,
- “Wspieram twoją decyzję”,
- “Jeśli chcesz, pójdę z tobą na kolejną wizytę”,
- “Jestem przy tobie”.
Warto przy tym wspomnieć o dwóch kwestiach, które również pojawiają się w książce “Toksyczna pozytywność”. Z jednej strony czasami warto wyjść z inicjatywą: wysłać wiadomość, ugotować obiad, zaprosić na spacer. Osoby, które cierpią, często mają trudność z tym, by wprost komunikować, czego potrzebują lub prosić o pomoc. Mogą też nie czuć się na siłach, by samodzielnie inicjować aktywności. Z drugiej strony, szanujmy granice i to, że ktoś w danym momencie może nie być gotowy na rozmowę lub przyjęcie konkretnej formy pomocy.
Książka “Toksyczna pozytywność. Jak zachować zdrowy rozsądek w świecie ogarniętym obsesją bycia szczęśliwym” Whitney Goodman to poradnik, który czyta się lekko, mimo że porusza trudne tematy. W moim odczuciu jest jak dobrze napisany artykuł, z którego chce się zapamiętać jak najwięcej – o tym, jak uprawomocnić czyjeś uczucia i o tym, jak dbać o dawanie sobie prawa do przeżywania wszystkich emocji, nawet gdy kultura zderza nas z komunikatami takimi jak “Odpowiedni czas na żałobę to rok” albo “Myśl pozytywnie, żeby wyzdrowieć”. Ta książka (jak i żadna inna) nie zastąpi jednak terapii. Może być do niej wstępem, jeśli czytelnik_czka poczuje, że potrzebuje wsparcia w uważnianiu własnych emocji i pozwalaniu sobie na ich przeżywanie.
Kinga Bartkowiak