„znudziła mnie ta nieprawdziwa historia”
„kończę z uwłaczaniem sama sobie”
„teraz czeka mnie inne wyzwanie. powrót. powrót każdej mnie do jednej całej”
„wracam do siebie. po długiej podróży donikąd wracam do siebie”
„kryzys nie niszczy, jest początkiem zmian”
fragmenty książki „Głupia” Magdaleny Żubrowskiej
Marta ma 27 lat i życie, w którym nic się nie zgadza – związek, kariera, codzienność, relacje (w tym ta z samą sobą). Chociaż w tańcu-życiu stawia kroki zgodnie z instrukcją, którą dostała od babci, wciąż nie tańczy płynnie i lekko. Raz za razem gubi rytm i w sumie to nie lubi melodii, do której tańczy. I jest bardzo, bardzo zmęczona: i ciągłymi próbami złapania rytmu i przekonania siebie, że melodia jest znośna, i, gdy znów jej to nie wychodzi, udawaniem, że wszystko się zgadza. To błędne koło nie prowadzi jej do dobrego życia. Nieszczęśliwa, udręczona i rozczarowana wkracza na ścieżkę zmian. Z żadnym jednak wielkim hukiem i pewnością sukcesu (tak bywa jedynie w bajkach). Raczej ze strachem i zwątpieniem, ale i z nadzieją (czyli tak, jak bywa w życiu znacznie częściej).
W „Głupiej” towarzyszymy Marcie w zmianach: w jej poszukiwaniach własnego rytmu i własnych kroków, w jej odkrywaniu prawdy o sobie i swoim życiu. Wraz z Martą przedzieramy się przez gąszcz cierpienia: rozczarowania, bezradności, smutku, rozpaczy, strachu, wściekłości, powtarzania tych samych – nieskutecznych – działań. Marta nie raz ma ochotę wrócić do udawania i tańczenia w nieswoim rytmie, i nawet zdarza jej się to robić. Jednak zawsze wraca do poszukiwań samej siebie.
Odkrywa kilka ważnych prawd (wszystkie są bolesnymi konfrontacjami, dlatego Marta – roztropnie – dawkuje je sobie):
- Że jej dotychczasowe życie, mimo jej starań, nie jest zgodne z tym, jak je sobie wymarzyła.
- Że reguły, zgodnie z którymi postępuje, nie działają. Że nie ma sensu dłużej się opierać na tym, co przekazały jej pokolenia kobiet z jej rodziny. Te reguły powstały w innym czasie i to do niego pasowały. Teraz nie są już aktualne i zamiast pomagać, stanowią balast.
- Że nawet jeśli wie, czego nie chce, to nie ma jeszcze pojęcia, jaką nową sobą chce być. Marta otwiera się na swoje „nie wiem” i mierzy się z nim, choć ono jest niewygodne. Bardzo. [To spotkanie z „nie wiem” wydaje mi się szczególnie ważne w procesie zmian, pisałam zresztą o tym tutaj i tutaj]. Mimo to Marta nie idzie na skróty: ani nie „przykleja się” do jakiejś wymyślonej wizji siebie, ani nie oczekuje, że ktoś podaruje jej tożsamość i wskaże, jak ma żyć, ani nie kradnie nikomu tożsamości, byle tylko nie doświadczać niepewności i zagubienia. A przecież mogłaby. Mogłaby domagać się porad i wskazówek od innych. Mogłaby też zmyślić samą siebie: w czasach, w których w internecie można być kim tylko się chce, w czasach, w których można dowolnie wykreować swoją tożsamość i potem ewentualnie do niej dobiec (albo i nie, bo po co, skoro wszyscy się nabrali), w czasach, w których tu i tam dumnie pobrzmiewa hasło „fake it till you make it” (które wydaje mi się dość przerażające). Marta jednak wybiera prawdę. Konsekwentnie, wytrwale mierzy się ze swoim „nie wiem” i uważnie szuka własnej, niepowtarzalnej tożsamości.
- Że odkrycie własnego rytmu to dopiero początek. Potrzeba jeszcze ułożyć do niego kroki i się ich nauczyć: ćwicząc, ćwicząc, ćwicząc. Potykając się raz po raz. Znów ćwicząc. Modyfikując je trochę. I znów ćwicząc. Marta nie udaje, że „oto jest wspaniale”, znowu jest uczciwa i kiedy stawia pierwsze kroki, przyznaje „tak, chwieją mi się nogi”, „boję się”, „nie wiem”. I ćwiczy dalej.
Lubię Martę i kibicuję jej w jej procesie zmian. Mam wiele podziwu dla jej odwagi i szacunku dla jej uczciwości. Rozpoznaję w tej historii i moje własne procesy zmian, i osób, z którymi terapeutycznie pracowałam i pracuję. Nic w tym dziwnego – autorka, tworząc postać Marty, inspirowała się historiami kobiet, którym towarzyszyła terapeutycznie. Przykro mi trochę, gdy okazuje się, że książka się skończyła i że nie dowiem się, co dalej u Marty [no, chyba że Magdalena Żubrowska napisze drugą część :)]. Rozstaję się z Martą tak, jak rozstaję się z moimi klientami, którym towarzyszyłam w zmianach, w odkrywaniu ich własnego rytmu i dostrajaniu się do niego: ze spokojem, z radością z bycia świadkiem rozkwitu, trochę ze smutkiem, ale i ze zgodą, że tak właśnie ma być i wiedziałam to przecież od momentu przekroczenia przez klienta/klientkę progu mojego gabinetu.
„Głupia” to wyjątkowa książka. Autorka, Magdalena Żubrowska, jest terapeutką systemową i ziarna tego podejścia do terapii i do człowieka są rozsiane po całej książce. Widać je choćby w rozłożeniu akcentów: historia Marty nie jest historią jej terapii (choć dowiadujemy się, że Marta w terapii uczestniczy i że to ważny element zmian) i gabinetowych rozmów, ale jest historią Marty-poza-terapią, Marty-w-swoim-życiu. To rozłożenie akcentów jest piękną ilustracją stosunku terapii systemowej do samej siebie: nigdy nie jest ważniejsza od klienta. To też wskazuje na przestrzeń, w której, według terapii systemowej, dzieją się zmiany: nie jest nią wyłącznie gabinet terapeutyczny (choć i tam zmiany są widoczne), ale głównie życie klienta (a więc przestrzeń niedostępna terapeucie).
W „Głupiej” poznajemy siłę przekazów międzypokoleniowych (czyli wypracowanych w rodzinach reguł i wskazówek odnośnie tego, jak żyć), ale i ich skończoność. Z historii Marty dowiadujemy się, że, z jednej strony, jesteśmy ich odbiorcami, ale z drugiej – twórcami. Możemy je przyjmować: na zawsze lub na jakiś czas, w całości lub w części. Możemy też je odrzucać. Możemy je modyfikować, uzupełniać o nowe elementy tak, by nam służyły. To jest wpływ, który mamy i warto z niego korzystać. Z kolei to, co stworzymy, poślemy dalej, następnym pokoleniom, które, tak jak jak my wcześniej, wezmą z nich to, co uznają za przydatne, a całą resztę odrzucą. I tak jest dobrze. Mamy korzenie, mamy też nowe pędy.
Magdalena Żubrowska, w historii Marty, przeprowadza nas przez trzy etapowy (niczym campbellowska podróż bohatera) proces zmian: rozpoznawania tego, co znane, ale nieużyteczne i rezygnowania z tego, poszukiwania nowego i wreszcie, odnalezienia. Część środkowa (poszukiwanie nowego) jest najważniejsza, najdłuższa, najtrudniejsza. Ale i nie do pominięcia, bo nie da się przeskoczyć z jednego „ładu” do drugiego. Pomiędzy jest nieunikniony kryzys, „nie wiem”. Jestem wdzięczna autorce że nie pokazuje cukierkowej wizji zmian. Magdalena Żubrowska pokazuje prawdę o procesie zmian i zawartych w nim: trudzie, wątpliwościach, ambiwalencji, krokach do przodu i wstecz, emocjach, samotności. Ale pokazuje też sens i potrzebę zmian.
I jeszcze jedna systemowa myśl zawarta w książce: pewne narracje o nas samych służą nam w określonym czasie. Potem się dezaktualizują i przestają działać na naszą korzyść. To ważne, by te wybrane kiedyś narracje zrozumieć i uszanować, a potem pożegnać po to, by wybrać i żyć nowe, bardziej adekwatne. Marta nie jest już przestraszoną dziewczynką, której mocą jest bycie niewidoczną dla pijącego ojca. Teraz jest dorosłą kobietą i ma inne moce i talenty, z których będzie mogła korzystać, jeśli tylko dopuści je do głosu. Przejmuje więc odpowiedzialność za siebie, rozpoznaje własne pragnienia, zaczyna dbać o własne bezpieczeństwo, wzmacnia swoje granice, uczy się asertywności, szuka nowego pomysłu na pielęgnowanie bliskości. I tak buduje siebie na nowo, jednocześnie rozwijając akceptację i zrozumienie dla siebie z kiedyś.
„Głupia” przyda się osobom, które doświadczają zmian (niezależnie czy są u ich progu, w trakcie, czy właśnie domykają proces) – choć pewnie bardziej kobietom (ale nie tylko rówieśniczkom Marty!). Bo takich kobiet jak Marta – tańczących nieswoją choreografię do nieswojego rytmu i nieszczęśliwych z tego powodu – są setki. Być może historia Marty będzie dla nich, dla Ciebie!, inspiracją do zmian i/lub wsparciem w już dziejących się zmianach.
„Głupia” będzie też (bardzo!) ciekawą lekturą dla terapeutów, dla których bycie w bliskości z ludźmi i ich decyzjami o zmianie-nie zmianie to chleb powszedni. Myślę, że w lekturze szczególnie rozsmakują się terapeuci wykształceni w Wielkopolskim Towarzystwie Terapii Systemowej, czyli tam, gdzie autorka książki.
Wreszcie, „Głupia” to gratka dla poznaniaków, bo razem z Martą spacerujemy w okolicach Śródki, Mostu Teatralnego, robimy zakupy na rynku Jeżyckim.
I jeszcze słowo o tytule. „Głupia”. Mam jakiś sprzeciw wobec tego tytułu, pewnie dlatego, że jestem po stronie współczucia i zrozumienia dla Marty, a nie oceny. Rozumiem jednak, że tak Marta myśli o sobie na początku, zanim decyduje o zaprzestaniu uwłaczania samej sobie. Marta z końca książki by tak siebie nie określiła, bo ona już zna czułe i troskliwe słowa.
Magdalena Żubrowska, Głupia, Wydawnictwo Powidoki
Książka do nabycia tutaj.
Inny mój tekst o zbliżonej tematyce.