Niedawno miałam okazję brać udział w pięknym wydarzeniu. Od dwóch lat należę do Fabryki Młodych Profesjonalistów, która zajmuje się organizacją warsztatów dla różnych grup, w tym studentów politechniki, dietetyki, seniorów, a ostatnio rozpoczęła również projekt warsztatów
dla pacjentów kliniki psychiatrii w Poznaniu.

Warsztat oscylować miał wokół tematyki stresu. Towarzyszy on każdemu z nas, codziennie.
Jednak osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne doświadczają go w wymiarach, które nawet trudno nam sobie wyobrazić. Jak zatem mówić o tym adekwatnie?

Nie umniejszać. Doświadczenie stresu jest dojmujące i prawdziwe. Nawet, jeśli sytuacja wydaje nam się „obiektywnie” błaha, druga osoba może ją widzieć w zupełnie inny sposób poprzez osobiste okulary swojej historii, kondycji, wiedzy. Nie ma wydarzeń mniej i bardziej stresujących. Nie ma „właściwych” sytuacji, w których stres jest na miejscu i takich, gdzie nie jest. Psychologia wykształciła pewne techniki, jakimi możemy starać się ograniczać stres, może oceniać pewne myśli jako nieadaptacyjne, utrudniające, nie przybliżające do satysfakcjonującego życia, ale nie dewaluuje ich doświadczenia.

Nie wyolbrzymiać. Odczuwanie stresu świadczy o tym, że jesteśmy żywi. Stres może mieć obezwładniającą siłę, paraliżuje nasze ciało, rozpala umysł i emocje, ale nie ma nas krzywdzić. Paradoksalnie stres powstał po to, by nas chronić. Pokazuje nam, co jest dla nas ważne.  Nie dewaluując, ale i nie wyolbrzymiając go, nie traktując jako czegoś, czego trzeba się pozbyć, bo to niedobrze się stresować, nie napędzamy także wtórnego stresu. Stres wtórny rodzi się,
gdy stresujemy się, że się stresujemy. Nie akceptujemy go, jako pojawiającego się przeżycia,
ale wyobrażamy sobie najgorsze możliwe skutki, zastanawiamy się, co to o nas mówi. Nie jest to
w żadnym stopniu pomocne. Stres osób cierpiących na zaburzenia psychiczne może pojawiać się w sytuacjach innych niż „standardowe”, może pojawiać się częściej lub/i z większą intensywnością, ale jest dokładnie tym samym doświadczeniem stresu, co u każdego z nas.   

Towarzyszyć. Sam proces leczenia jest także procesem stresującym. Nie w sposób jednoznaczny, bo dostarcza także wiele wsparcia i ma prowadzić do zmniejszenia cierpienia. Jednak to, co pomaga może nakładać także oczekiwania, rozczarowania, napięcia, poczucie odpowiedzialności, jest wymagające i rodzi napięcia. Warsztaty zorganizowane na oddziale były dodatkową aktywnością, czymś zupełnie nowym, nieznanym, jakimś zadaniem, wiążącym się z niepewnością. W takiej sytuacji szczególnie ważne jest, by docenić każdą najmniejszą rzecz, by dawać każdemu taką przestrzeń, jakiej potrzebuje, stojąc obok i będąc gotowym odpowiedzieć na potrzebę. Taką, by poświęcić większą uwagę i taką, by pozwolić się wycofać, gdy dzieje się zbyt dużo i dana osoba nie jest tego w stanie udźwignąć. Pozwolić działać w swoim tempie albo zwyczajnie być. Towarzyszenie wiąże się z dawaniem poczucia bezpieczeństwa, byciem uważnym na granice i respektowaniem ich, ale także z byciem autentycznym sobą. Sztuczność bardzo łatwo jest dostrzec czy wyczuć. Przyznanie się do odczuwania stresu samemu może zmniejszyć napięcie i u prowadzących i u grupy, normalizuje też samo zjawisko. Ale autentyczność to też ekspresja pozytywnych reakcji, uśmiechu, wdzięczności.

Ten warsztat wiele mnie nauczył i tym chciałam się z Wami podzielić. Nauczył mnie większej uważności na uczestników, zamiast błądzenia po swoim umyśle i barykadowania się za murami kolejnych punktów planu. Dostrzegania zaangażowania, które może przejawiać się w najróżniejszy sposób, nawet przez samo uczestnictwo.  Że każdy bierze tyle, ile jest mu potrzebne, albo ile da radę wziąć. Doceniania tego i samej siebie, swojej pracy. Bo właśnie podczas tego warsztatu, bardziej niż podczas któregokolwiek innego pomyślałam, że moja praca nad nim i nawet te małe dwie godziny jego trwania mają głęboki sens i mogą pomagać na sposoby, które nawet nie przychodzą mi do głowy.

Elwira Wawrzyniak