Pryk! Jak się masz? “Pryk, w porządku, a Ty?” Gdy zapada noc, śledzie porozumiewają się ze sobą… za pomocą podwodnych bąków! Bąbelkowe pęcherzyki gazów wypuszczane ze śledziowych odbytów służą tym rybom do rozmowy i wymiany informacji w podwodnych ciemnościach. 

Ropucha ma krosty na całym tułowiu i o dziwo, nie tylko nie rozpacza, ale wręcz bardzo je sobie chwali! Te niezbyt piękne brodawki są w rzeczywistości podskórnymi zbiorniczkami, w których gromadzi się płyn o właściwościach nawilżających i chłodzących. I co Wy na to? (…)

(…) jeśli jednak, (…) kot czy kruk znajdzie się zbyt blisko piskląt (kosa – przyp. A. B-J), rodzice natychmiast ruszają do ataku. Cały szwadron dorosłych kosów krąży nad głową drapieżnika i zrzuca na niego maziste, obrzydliwe bomby kupowe. I dobrze mu tak!

Szanowna Publiczności!

Wy trwożliwi, i wy, którym nie brak w sercu odwagi. 

Wy, którzy w szczycie zapomnienia szepczecie o “kupce” i “dupce”, i gdy tylko te słowa opuszczą Wasze usta, milkniecie natychmiast, zafrasowani własnym nietaktem.

I Wy, którzy “kupska” i “dupska” wyrzucacie z siebie bez mrugnięcia okiem, a popłoch w oczach innych jest dla Was wyrazem uznania i słodką nagrodą. 

Oto przed Wami, “Mała księga obrzydliwości”! 

Niewinna z pozoru książeczka, niech nie zwiedzie Was pastelowymi ilustracjami i piękną oprawą graficzną – na każdej stronie czai się jakiś bąk, ślina cieknie z kartek strumieniem, kupologia to nauka, której autorzy zdają się wierni, a ich poświęcenie na rzecz popularyzacji tej dziedziny, jest godne podziwu. Co dalej? Gluty (oj, ciągną się!), błoto (eksluzywne SPA), siki (niezawodny eliksir miłości), wszy (a fe!) i ścieki (bo każdy ma swój wymarzony dom). 

Czy ta skromna zapowiedź to za mało, by zmierzyć się z “Ohydą”? Dodajmy więc improwizowany spis treści: “wszy na przekąskę, siusiu jako osobista wizytówka, plucie trującą flegmą, śpiwór z glutów, bombardowanie kupą (…) perfumy z wymiocin, odchody dla ochłody czy smarki jako witaminy”. Po przeczytaniu tej książki dowiecie się, które zwierzęta mogą pochwalić się najobrzydliwszymi zwyczajami oraz – czemu im one służą. Zobaczycie, że natura w grę pt. “pragmatyzm i funkcjonalność” radzi sobie na mistrzowskim poziomie. I dziwnym trafem, uznała, że ludziom także coś się z jej mistrzostwa skapnie. 

Autorka pozwoli sobie w tym miejscu na dygresję natury osobistej, a czytelnicy muszą jej to wybaczyć (podobno osobiste elementy nadają recenzjom większą wiarygodność. Podobno. Z pewnością pozwalają się wygadać).

Dygresja: Jako mama INTENSYWNIE ząbkującego roczniaka, poczułam coś na kształt ulgi, gdy dowiedziałam się, że strugi, które codziennie ścieram (raczej z mniejszą niż większą pieczołowitością) z powierzchni wszelakich i rozległych, czemuś służą. Może powód nie jest aż tak intrygujący jak w przypadku niektórych zwierząt, ale nie można mieć wszystkiego. 

Dopowiedzenie do dygresji: Co do roczniaka – nie ma pewności, czy jego ewolucja idzie w stronę człowiekowatych czy wielbłądowatych, które – wściekłe – dosłownie ubijają ze swojej śliny pianę. Zawsze pozostają jeże – nie wiadomo, po co im ślina, ale plucie zieloną śliną i powlekanie nią kolców brzmi na tyle odlotowo, że nie potrzeba dodatkowych wyjaśnień. 

Jeżeli w Waszej głowie jest teraz raczej “ej… to może być ciekawe!”, zamiast początkowego “O fuuuuuu!, autorka może uznać, że jej skromny zamysł perswazyjny został osiągnięty, a pochwała ohydy – poczyniona.

Bez wulgaryzmów, uproszczeń, omówień nie wprost oraz zdrobnień. Z dużym poczuciem humoru, piękną oprawą graficzną, językiem zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Zapraszam do odczarowania ohydy, oswojenia naturalności, poznania języka, którym można o zjawiskach fizjologicznych mówić, ot tak, po prostu.

Aleksandra Brońska-Jankowska

Emmanuelle Figueras, Gaël Beullier, Ohyda. Mała księga obrzydliwości, wydawnictwo Babaryba