Pracuję jako psycholog w szkole nietypowej. Kameralnej, stawiającej na indywidualność i dobrą atmosferę nauki. W szkole rozumiejącej, że do efektywnej nauki potrzebne jest doświadczanie tego, czego się uczymy, a zupełnie zbędne stresowanie ucznia czy stawianie go pod pręgierzem oceny liczbowej. Koniec roku jest dla mnie czasem refleksji, które postanowiłam spisać.

Wakacje, dywagacje

Inspiracje do tekstu są dwie. Pierwsza to naturalny czas podsumowań związany ze zbliżającym się rozdaniem świadectw. Pustoszejące szkolne korytarze, cichnące dzwonki, wycieczki szkolne i wlewające się do szkolnych zakamarków wakacje pozwalają pewne rzeczy przemyśleć, zatrzymać się w biegu. Druga inspiracja to świeżo przeze mnie przeczytane czasopismo „Psychologia dla rodziców” (wydanie czerwcowe z tego roku, jeszcze dostępne w kioskach), w którym znajdziemy obszerny rozdział poświęcony edukacji. Rozdział biorący pod lupę, a często też pod ostrze krytyki, polski system edukacji i to, jakie miejsce zajmuje w nim uczeń.

Houston, mamy problem!

Wnioski z lektury pisma, ale przede wszystkim z moich obserwacji, rozmów z uczniami i nauczycielami, książek (w tym rekomendowanej przeze mnie TUTAJ „Neurodydaktyki” Marzeny Żylińskiej) spisuję poniżej w formie listy problemów, jakie dostrzegam w polskiej szkole. Bolączek, które sprawiają, że nie jest ona ulubionym miejscem spędzania czasu dla dzieci i młodzieży.

  1. Uczniowie nie wiedzą po co uczą się tego, czego się uczą

Psychologowie badający zjawisko motywacji mówią wyraźnie, że nauka jest możliwa wtedy, gdy dostrzegamy sens, przydatność w tym, czego się uczymy. 70% wiedzy przyswojonej w mojej karierze szkolnej – o ile od razu nie uległa niszczącemu wpływowi pamięci krótkotrwałej – prawdopodobnie nigdy nie została przeze mnie wykorzystana w życiu. Dzieci w moich czasach nie pytały po co mają się uczyć budowy pantofelka. Dzisiejsze dzieci o to pytają – po co mam się tego uczyć, skoro mogę w 3 sekundy zapytać o to wujka Google’a? Nauczyciel musi umieć na to pytanie odpowiedzieć coś więcej niż: „bo taka jest podstawa programowa”. Powinien mieć pełne przekonanie, że przekazywana wiedza na coś się młodemu człowiekowi przyda. Bowiem proces uczenia się zachodzi wtedy, gdy widzimy w nim praktyczny cel i sens.

  1. Uczniowie za dużo słuchają, a za mało robią

Jeśli słuchają to jeszcze pół biedy. Częściej nawet tego brak, bo są na lekcji tylko ciałem, a duchem na boisku, przed komputerem czy na przerwie, do której odliczają wolno płynące minuty. Recepta na zwiększenie zaangażowania jest prosta, acz wciąż niedoceniana. Wyjść z roli nauczyciela, który wykłada ex cathedra i pozwolić uczniom eksperymentować, uczyć się od siebie nawzajem i bawić się. Nawet banalna prezentacja, którą uczeń przedstawia na forum klasy jest ogromnym krokiem naprzód.

  1. Uczniowie mają za mało zajęć z ekonomii, psychologii, komunikacji

Aby osiągnąć sukces zawodowy istotna jest nie tylko znajomość wybranej dziedziny czy bycie świetnym specjalistą, ale także kompetencje miękkie: umiejętność współpracy w zespole, rozwiązywanie konfliktów, kreatywność. Szkoła powinna uczyć tych umiejętności podczas rozmaitych zajęć z psychologii, komunikacji, etc. Ponadto warto uczyć dzieci obchodzenia się z pieniędzmi, począwszy od planowania domowego budżetu w młodszych klasach, a skończywszy na prowadzeniu własnej firmy i rozliczaniu podatków na wyższych poziomach edukacyjnych. Specjalizacja w danej dziedzinie, kompetencje miękkie plus świadomość finansowa młodych ludzi to prosta recepta na prognozowane spełnienie zawodowe.

Chcieć znaczy móc

Ale żeby nie pozostawać tylko i wyłącznie krytykiem, dzielę się kilkoma wskazówkami, co zrobić, by w szkole działo się lepiej. W końcu nie trzeba być wielkim reformatorem edukacji, ani wprowadzać bardzo radykalnych zmian. Szczególnie jeśli środowisko nie jest na to przygotowane. Wtedy nasze rewolucyjne pomysły mogą spotkać się z oporem. Można jednak pokusić się o drobiazgi, które mogą wprowadzić powiew świeżego powietrza do szkolnych klas. Oto kilka inspiracji:

– Tutoring uczniowski – to prosty pomysł na to, by dzieci uczyły się od siebie nawzajem. Korzyści są obopólne: zarówno dla uczącego, jak i dla tego, który się uczy. Bycie rówieśnikiem-mentorem to ogromny zaszczyt dla ucznia, który wyróżnia się w jakiejś dziedzinie. A dla osoby, która ma z czymś trudność, prosty sposób na poznanie zagadnienia i nauka współpracy.

– Ankiety uczniowskie – cudowne w swej prostocie narzędzia do badania uczniowskiej satysfakcji ze szkoły. Oceny bywają surowe, ale – gdy odpowiednio skonstruuje się pytania – można dostać masę ciekawych informacji zwrotnych. Takie odwrócenie ról – to nie nauczyciel, a uczeń ocenia – daje dzieciakom duże poczucie sprawstwa i upewnia ich w tym, że ich zdanie jest dla nas ważne.

– Prezentacje uczniów i dzielenie się zainteresowaniami – nawet banalna prezentacja, którą uczeń przedstawia na forum klasy jest ogromnym krokiem naprzód. Nie dość, że otwiera przed uczniem możliwość załapania wiedzowego bakcyla, to jeszcze buduje poczucie sprawstwa i ważności. W końcu udało mu się samodzielnie i z sensem opracować jakiś kawałek materiału. Wszystkie oczy były zwrócone ku niemu. A jak wiadomo, potrzeba uwagi zarówno u tych młodszych, jak i starszych uczniów jest wielka.

– Dzień Pustej Klasy – co prawda formalnie jest on obchodzony 9 czerwca, ale powinien stać się dla szkół stałym rytuałem. Na czym polega? Najprościej mówiąc, na wygonieniu uczniów z ławek i szkolnych sal na zewnątrz: do lasu, nad rzekę, na piknik. Tam, gdzie będą mogli uczyć się wszystkimi zmysłami i bez sztywnego podziału na przedmioty.

Marta Nowakowska