Tej jesieni dużo warsztatuję. Spotykam się z różnymi uczestnikami: studentami, managerami, rodzicami. Uczymy się nawzajem, w warsztatach komunikacji każdy jest trochę nauczycielem i trochę uczniem, ważne tylko aby się spotkać i wymieniać. A spotkać się, to być w relacji lub zakomunikować, że się nie chce w niej być, z różnych powodów, nie wszystkie muszą być nawet logiczne. Ważne, by padły. Dlatego rozpoczynamy od kontraktu. Kontrakt to taki opis świata w pigułce, który można przełożyć także na nie-warsztatowe warunki. Zaczynamy zatem od kontraktowania.
Czego potrzebujecie ode mnie jako moderatora, aby czuć się bezpiecznie i skorzystać z czasu, który wspólnie spędzamy? Jakie reguły pomogą nam zbudować dobrą relację komunikacyjną?
Co kraj to obyczaj i co grupa to inne punkty wrażliwości i potrzeby, zwykle jednak padają i powtarzają się: Start – bycie w sytuacji komunikacyjnej ciałem i duchem, bycie obecnym. Każde Start ma też swoje Stop – oznacza to, że nie musisz wchodzić w dane doświadczenie, ćwiczenie, jeśli z jakichś powodów nie jest dla Ciebie ok, jest trudne, nudne. Czasem rachunek zysków edukacyjnych i strat wychodzi na minus i na początek to uczciwe postawienie sprawy. Często wśród punktów kontraktu pojawia się również mówienie z pozycji – Ja, nie Ty. Ja czuję, ja myślę, ja potrzebuję, ja oczekuję. To dość trudne, gdyż zwykle chowamy się za perspektywą ywania innej osoby, a mówienie z pozycji ja oznacza pewną nagość i odsłonięcie swoich emocji. Bardzo ważna w pracy warsztatowej jest poufność. Jeśli przestrzeń warsztatu ma być bezpieczną „małą galaktyką”, w której uczestnicy opowiedzą o sobie, odsłonią sytuacje trudne lub nawet przytoczą porażki, muszą mieć świadomość, że ich opowieści pozostaną jako materiał rozwojowy, a nie staną się ciekawymi dykteryjkami towarzyskimi. To także sprawia, że grupa buduje zaufanie do siebie nawzajem. Niektóre grupy, zawsze ku mej uciesze, nazywają tę zasadę Vegas – co zdarzyło się w Vegas zostaje w Vegas, inne mówią Cztery Ściany. Ja zwykle dodaję do tego łagodność i wyrozumiałość wobec siebie i innych uczestników i otwartość na nowe doświadczenia lub cierpliwość, jeśli okazuje się, że wszystkie ćwiczenia i sekwencje są już dobrze uczestnikowi znane. A nóż pojawi się inne podsumowanie, inna refleksja, inna kontra. Jakaś zupełnie inna szczelina zostanie otwarta. Coś co nie będzie jeszcze ukształtowaną kompetencją ale może zarezonuje i złoży się w całość w innych spotkaniach, w innych miejscach, gdzieś daleko. Ciekawość to zawsze postawa, która pozwala wejść grupie na wyższy poziom interakcji i jest podwaliną dla zmian. Jednak zmiany czasem wydarzają się zupełni gdzie indziej niż w przestrzeni warsztatowej. Warsztat jest tylko spojrzeniem w lustro, którym jest wzrok i informacje o swoim zachowaniu zasłyszane od innych uczestników. Decyzje o tym, co w zauważonym obrazie zmienić, co wzmocnić, czego więcej na siebie nie zakładać, dzieją się już poza przestrzenią sali warsztatowej, a dobry warsztat ma jedynie pomóc zbudować pomost pomiędzy tym, co się wydarza w bezpiecznym mikrokosmosie, a umiejętnością przeniesienia tych umiejętności do realnego życia.
Tak zwykle zaczynamy. Lubię zaczynać z nowicjuszami. To znacznie prostsze niż burzenie złych nawyków komunikacyjnych. Nawyki to kompetencje, na które składają się postawy, umiejętności i zachowania. Skala kompetencji zakłada, że rozpoczynamy od nieświadomej niekompetencji, obszaru nierozpoznania i staramy się dotrzeć do świadomej kompetencji – czyli takiego stanu, gdzie poszczególne techniki, narzędzia, struktury używane są już w miarę swobodnie, ale nadal wymagają kontroli, wysiłku i planowania w głowie. Dużo trudniej pracuje się z osobami przetrenowanymi, „przekołczowanymi”, którym jednak duży wachlarz technik i struktur nie złożył się w spójną całość. Mają one wówczas poczucie dużej kompetencji, ale pozostają sztuczni, jakoś niewiarygodni. Nie zachęcają drugiej strony do wchodzenia w relację. Mówią wyuczonymi formułkami, ale za tym wszystkim nie stoi ich własne doświadczenie, refleksja. Wtedy następuje etap burzenia tego, co dotychczas umiemy i tu bardzo podziwiam uczestników, którzy odważają się burzyć sobie swoje strategie. Sami jeszcze nie wiedzą, czy zbudują na gruzach coś nowego, lepszego, ale mają odwagę za tym pójść. To cenne.
Ostatni etap nauki to nieświadoma kompetencja – powiedzmy szczerze, to zwykle nieosiągalne na warsztacie, ten etap uczestnicy osiągają w swoim życiu, jeśli zechcą pójść za tym, co zobaczyli, czego doświadczyli. Z warsztatu wychodzą z etapem świadomej kompetencji, porównywalnym do opanowania jazdy samochodem tuż po kursie lub podczas egzaminu. Niby wszystko jasne, ale nadal trzeba opowiadać sobie w głowie – sprzęgło, gaz, hamulec, lusterka, pasy. Warto sobie nowo nabyte strategie powtarzać w głowie w sytuacjach stresujących. Pamiętam, że podczas mojego egzaminu prawa jazdy powtarzałam to sobie nie tylko w głowie – lecz zupełnie na głos – ku zdziwieniu mojego egzaminatora i podsumowaniu – Nie wiem czy z panią wszystko w porządku, ale zdała pani.
Nie będę pisać o technikach, wiele z nich znajdziecie bez trudu. Napiszę o tym, co je integruje, a więc trochę o generalnych zasadach, o filozofii skomunikowywania się. Właśnie dzięki nim poszczególne techniki nie składają się w sztuczny twór, a mogą stać się sposobem funkcjonowania w relacji.
Anna Olszewska-Konopa
Drugą część artykułu znajdziecie na portalu w piątek.