Mapy świata konstruowane na podstawie różnych wskaźników różnorodności – etnicznej, religijnej, językowej – mogą się od siebie różnić. Ale na każdej z nich Polska wygląda tak samo: jako jeden z najbardziej homogenicznych krajów globu. Najważniejszym czynnikiem odpowiedzialnym za taki stan rzeczy jest nasza historia. Państwo polskie w obecnych granicach powstało na mocy decyzji podjętej przez zwycięzców drugiej wojny światowej. Odcięcie wschodnich terytoriów różnorodnych etnicznie dodanie terytoriów zachodnich, z których usunięto ludność rdzenną, utworzyło państwo w 99% jednolite etnicznie i w 87% jednolite religijnie – kraj Polaków-katolików. Czy to dobrze, czy źle? Odpowiedź brzmi: to zależy. Uprzedzając nieco dalszy tok wywodu, można jednak powiedzieć, że homogeniczność kulturowa nie jest zaletą. I nie da się tej sytuacji utrzymać ani obronić fizycznie, blokując „obcych kulturowo” na przejściach granicznych, ani moralnie chroniąc swoją kulturę przed „skażeniem” obcą, choć Polska uporczywie to czyni. Obserwując zmiany społeczne, ekonomiczne, klimatyczne zachodzące w ostatnich latach na świecie, można powiedzieć, że największe fale migracji ludności są jeszcze przed nami i z pewnością Polski nie ominą.
Istnieje tysiąc i jeden sposobów na zorganizowanie życia sobie i innym na zasadach pokojowego współistnienia. Dużo mniej potrzeba, by pokój zamienił się w piekło. Nie da się zapewnić dobrostanu jednostkom, grupom, narodom za pomocą magicznego słowa „tolerancja”. Jest ono ważne, ale niewystarczające. Polacy chlubią się tradycją bycia tolerancyjnym, wielonarodowym państwem, powołują się na historię Polski Jagiellonów, na tolerancję religijną, na zapewnienie przyjaznego środowiska dla innowierców innych nacji… niegdyś. Czy tolerancja jest tożsamościową wartością Polaków? Na poziomie deklaratywnym niewątpliwie tak. A w praktyce? Odpowiedź jest bardziej złożona teraz niż kiedykolwiek w historii państwa polskiego.
Fragmenty książki
Muszę przyznać, że książka długo leżała u mnie i czekała na recenzję. Za oknem wiele się zmieniło, nie tylko pogoda, ale też to, że jeśli będę chciała wyjść do sklepu muszę założyć maseczkę i pamiętać o dystansie społecznym. Odpowiedź na pytanie: jaki jest świat, w którym żyjemy (w sensie globalnym i lokalnym) wydaje się coraz trudniejsza do uchwycenia. Niemniej, przecież wszyscy jakoś odpowiadać próbujemy – w tej odpowiedzi kryje się potrzeba porządkowania i rozumienia naszej rzeczywistości. Książka Anny Kwiatkowskiej w tym zadaniu niewątpliwie pomaga.
Ale! Porządkując moją recenzję zacznę od formalności – jest to książka naukowa. Znajdziemy w niej wiele definicji, nazwisk, przytoczonych badań. To co się autorce udaje, to utrzymać ciągłość i przejrzystość narracji, przy jednoczesnej (dla mnie miło zaskakującej) lekkości pióra. Książkę czyta się bardzo dobrze. Podczas lektury, z tyłu głowy miałam pytanie: „jak to się robi”? Jak publikuje się tak ciekawie i jasno napisane prace naukowe (w jakimś stopniu jest to praca z gatunku przeglądowych, które zwyczajowo bywają nieco nudne).
W publikacji pojawiają się fotografie, swoiste ilustracje różnic i znaków kulturowych (większa ich część pochodzi z prywatnego archiwum autorki). Dodatkowo każdy z rozdziałów opatrzony jest wierszem. Co dla mnie jest dodatkową informacją i podpowiedzią zostawioną przez autorkę: temat o którym mówimy jest ważki, nieoczywisty i zniuansowany. Autorką każdego wiersza – otwarcia jest Rupi Kaur. Wychowywana w Kanadzie córka emigrantów pochodzących z Indii. Na marginesie – do poezji Rupi Kaur sięgnęłam właśnie dzięki tej książce i nie mogę Was nie zachęcić do tego samego!
Kwiatkowska w kolejnych rozdziałach ogląda pojęcie wielokulturowości w różnych ujęciach od faktograficznego, przez dyskurs społeczno-polityczny, po procesy grupotwórcze czy te związane z akulturacją. Omawia też wielokulturowość jako doświadczenie jednostki i jej miejsce w procesie kształtowania się tożsamości (różnych aspektów tejże). Moją uwagę zwróciły przede wszystkim fragmenty poświęcone temu, w jaki sposób tworzą się stereotypy, a także jak można wydostać się z ich pułapki. Mimo, że jest to proces złożony, to nie niemożliwy. Drugim ciekawym momentem książki jest omówienie tendencji czy zjawisk związanych z kolektywizmem i indywidualizmem. Pojawia się pytanie o to, czy przenikając się, mogą one pracować na rzecz integracji społeczeństw? Rozdział kończący książkę jest poświęcony temu, jak wygląda życie codzienne w różnych kulturach. Tutaj na warsztat Kwiatkowska bierze pojęcia takie jak „dom”, „kuchnia / jedzenie”. Zestawia ze sobą również różne rozumienia pojęcia czy koncepcji „szczęścia” na przykładzie duńskiego hygge i japońskiego ikigai.
Książka jest dobrym przykładem na interdyscyplinarne ujęcie tematu i dlatego jej treść może być użyteczna wielu różnym osobom. Na pewno uwrażliwia na złożoność wielokulturowości i niuansów, jakie ze spotkania kultur mogą wynikać. Przydatna będzie w pracy terapeutów (zwłaszcza tych, który pracują z wielokulturowymi parami czy rodzinami), pracowników socjalnych, pedagogów czy nauczycieli. Wszystkich tych, którzy w swojej pracy spotykają i starają się lepiej zrozumieć trajektorię ludzkich losów. Zwłaszcza w polskim kontekście, gdzie, jak pokazuje autorka, trudno mówić o „przesiąknięciu” wielokulturowością. Myślę, że większość z nas wyposażona została raczej w perspektywę osób monokulturowych – chodzi mi o przekonanie, że jesteśmy „tacy sami”, że „na pewno współdzielimy i rozumiemy doświadczenia otaczających nas osób”. Jednocześnie coraz więcej Polek i Polaków ma doświadczenia migracyjne, zakłada wielokulturowe rodziny, spotyka na swojej drodze ludzi wychowanych w innych krajach i kulturach, którzy chcą zacząć nazywać Polskę domem. Wiemy też, że zjawisko migracji ludności będzie się w kolejnych latach tylko nasilać, a nie słabnąć. Dlatego warto sięgać do literatury, która na nieco obce tematy, rzuca światło. Autorka zaprasza czytelników i czytelniczki do przyglądania się wszystkim warstwom, z których składa się wielokulturowość. Niewątpliwie wielokulturowość dostarcza kłopotów i szans. Poznanie Innego to często okazja do poznania siebie. Pytanie brzmi, czy starczy nam odwagi na wyruszenie w taką podróż, gdy nadarzy się okazja.
Na zakończenie mały bonus ode mnie – wiersz autorstwa Rupi Kaur z tomiku „Słońce i jej kwiaty” (tł. Anna Gralak):
bomby rzuciły dziś całe
miasta na kolana
uchodźcy weszli na łodzie wiedząc
że ich stopy mogą już nigdy nie dotknąć ziemi
policja zabijała ludzi za kolor skóry
w zeszłym miesiącu byłam w sierocińcu dla
dzieci porzuconych na chodniku jak śmieć
później w szpitalu patrzyłam jak matka
traci dziecko i zmysły
gdzieś umarł kochanek
jak mogę nie wierzyć
że moje życie to istny cud
skoro dano mi je
pośród tego całego chaosu
okoliczności
Syma Marta Al Azab-Malinowska
Anna Kwiatkowska, Wielokulturowość w ujęciu interdyscyplinarnym, Wydawnictwo PWN