To straszna głupota, że ktoś tam decyduje
co jest ładne, a co nie!
Gdy patrzy na siebie w lustrze,
to zawsze coś wydaje mu się za duże lub za małe
i nic mu się w sobie nie podoba.
Twierdzi wręcz, że nic do siebie nie pasuje
i wszystko zostało połączone chaotycznie.
Ale kiedy ja patrzę na mojego potwora,
to wydaje mi się, że wszystko
jest na swoim miejscu.
fragmenty książki
Drogi delikatny czytelniku/czytelniczko*
Jeśli chcesz przeczytać pełną czułości i humoru, wspierającą i kojącą opowieść o samoakceptacji, która zachwyca ilustracjami i mądrością przekazu, to warto wzbogacić swoją biblioteczkę właśnie o tę pozycję. Książka, choć dedykowana dzieciom, myślę, że poruszy również serca starszych odbiorców, a właściwie mogłabym napisać odważniej – każdego z nas. Wszak, któż choć raz nie pomyślał /nie chciał/ nie dążył do tego, by zmienić w wyglądzie coś, czego nie akceptuje. I podobnie jest z głównym bohaterem opowiadania, Stworciem. On również nie jest wolny od poczucia niedoskonałości i wynajduje w sobie coś czego nie lubi, jak np.: nos, zęby, stopy, dłonie, wzrost, waga, okulary, włosy, głos, czy wymieniona w tytule, pupa. Historia napisana jest z perspektywy chłopca, u którego Stworcio mieszka, a który jest jego przyjacielem i obserwuje jego zamartwiania się. Komentuje je w sposób czuły, dowcipny, stawiając każdą z trosk w innym świetle. Jak sam stwierdza „Na każdą rzecz, której on w sobie nie lubi, znajdę dziesięć takich, które ja uwielbiam!”. Jest wiele fragmentów, które mnie rozczuliły i rozbawiły, jak np. fragment o sierści, której potwór nie lubi, gdyż rośnie mu wszędzie, natomiast okiem chłopca, jest tak dlatego, że „jest taki wrażliwy, że czułość wychodzi mu nawet uszami!”, a dzięki niej, jest więcej miejsca do przytulania.
Myślę, że trudno jest znaleźć człowieka wolnego od kompleksów i całkowicie akceptującego swoje ciało. Z moich obserwacji wynika, że najbliżej do tego stanu, najmłodszym. Jest w nich otwartość, radość, czułość i troska względem siebie oraz pełna akceptacja. Przeczytanie historii Stworcia pięcioletniej Lilianie skończyło się zachwytem nad ilustracjami, sympatią do głównego bohatera i stwierdzeniem, że całe szczęście, że jej się wszystko w sobie podoba. Niestety, im człowiek starszy, tym uczy się powoli, że odstaje od kanonu piękna narzucanego przez świat**, który wyznacza, co jest niedoskonałe i namawia do poprawy. Dlatego tak ważnym jest, by wrócić do pierwotnej radości, otwartości i troski, względem naszych ciał i nas samych. Uczyć się nowego spojrzenia, w którym jest łagodność i czułość względem tego co jest. Dać sobie miłość, a później dać ją innym. W nieoceniającym spojrzeniu, we wspierających słowach, przytuleniu pełnym ciepła. Ta książka przypomniała mi, jak istotne jest to, jakimi ludźmi się otaczamy i jak cennym jest mieć wokół siebie osoby, które w trudniejszych chwilach przypomną nam o naszym pięknie. Tym zewnętrznym i wewnętrznym. I o tym, jak ważny jest dystans i poczucie humoru. Życzę nam wszystkim, byśmy mieli wokół siebie takich ludzi i żebyśmy sami potrafili być dla nich takim światłem, byśmy pamiętali o naszej wyjątkowości i o tym, że to co nas wyróżnia, czyni nas nami, aż wreszcie byśmy pokochali to, co jest do pokochania i przyjęli siebie w całości.
Anna Maria Potęga
* W oryginale „Dear gentle reader”, zwrot zaczerpnięty z książek Julii Quinn „Bridgertonowie”
** W internecie można znaleźć filmiki prezentujące, jak zmieniały się standardy piękna przez stulecia