Zbliża się kolejny rok szkolny. Dla niektórych to dopiero początek przygody ze szkołą, inni są gdzieś pośrodku, a jeszcze inni przygotowują się do zakończenia pewnego szkolnego etapu. Niezależnie od tego, początek września oznacza rozpoczęcie lub powrót do szkoły.
Pierwszoklasiści z ekscytacją lub pewnym niepokojem wyczekują tego dnia, a dzieci w starszych klasach już najczęściej wcale aż tak bardzo nie cieszą się z rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego.

Zastanawialiście się może, dlaczego tak jest? Co powoduje, że dzieci nie cieszą się z powrotu do szkoły? Przecież szkoła, w której dzieje się tyle ciekawych rzeczy, w której jest możliwość zdobywania wiedzy, w której organizowane są najrozmaitsze zajęcia pozalekcyjne, spotyka się mnóstwo innych dzieci, kolegów, koleżanek, powinna być miejscem wytęsknionym. Dlaczego więc dzieci odpowiadają negatywnie na pytanie o powrót do szkoły?

Jesper Jull pisał, że współczesna szkoła jest odpowiednia dla grupy około 30 procent dzieci, raczej grzecznych dziewczynek, które wpisują się w system. I, czytając go, tak sobie myślę, że dobrze, że jest chociaż taka liczba dzieci, które bez większych problemów przechodzi przez ten szkolny czas.

Ale co z resztą? Co z dziećmi, którym trudno się skupić albo przyswoić ten ogrom przedziwnej dla nich, często niezrozumiałej wiedzy? Uczniowie często stawiają pytanie: „po co ja mam się tego uczyć?”, komentują: „przecież to do niczego nie jest mi potrzebne”. I sporo w tym racji, część wiedzy faktycznie do niczego im się nie przyda. Obawiam się jednak, że tak naprawdę nikt im w szkole nie pokazuje, do czego ta wiedza może im się w przyszłości przydać. Nie chcę tu zajmować się kwestią związaną z jakością przedstawianej wiedzy, bo musiałabym przeanalizować cały system kształcenia i, choć uważam, że zawód nauczyciela jest jednym z najważniejszych i najbardziej odpowiedzialnych ze wszystkich zawodów na świecie, chcę się skupić tylko na dzieciach i na nas, rodzicach.

Każde dziecko jest inne, wyjątkowe, interesujące, utalentowane, piękne, ma ogromny potencjał i możliwości. Czas szkolny to czas na eksplorację swoich zdolności, mocnych i słabych stron, potencjału. Byłoby cudownie i, o ile zyskałby na tym świat, gdyby w szkole było miejsce na zauważenie talentów w dziecku i wspieranie jego rozwoju. Wszak każde dziecko ma jakiś talent. Każde! Nie tylko to, które samo wyrywa się do odpowiedzi. To, które cichutko siedzi, też go ma, tylko dzieje się w nim coś takiego, że ono samo nie jest w stanie o siebie zawalczyć.

Coraz częściej, zbyt często, spotykam się z dziećmi, które przed pójściem do szkoły dostają napadów lęku, a w dniu, kiedy mają mieć lekcje z przedmiotu X, dopadają je silne bóle brzucha. Zdarza się też, że ciało nie daje widocznego dla otoczenia sygnału, a młodzi ludzie chodzą na te zajęcia jak roboty, bez emocji lub z przekonaniem „i tak jestem najgorsza, najgłupsza”. Za każdym razem, kiedy słyszę, że dziecko w szkole nabrało o sobie negatywnego przekonania, chcę krzyczeć, czując ból tego dziecka. Podcięte w szkole skrzydła trudno jest uzdrowić.

Trudno jest mi pogodzić się z tym, że dzieci nie cieszą się na powrót do szkoły, bo wiem, że dzieci nie czują się w szkole widziane ani rozumiane. A nie czując się widziane i rozumiane, otrzymują cios bezpośrednio w poczucie własnej wartości i nie widzą sensu działania, nie wiedzą, po co mają się starać.

Dzieci są mądre i wiedzą, co należy do ich obowiązków. Codziennie chodzą do szkoły, odrabiają zadania domowe, piszą sprawdziany, biorą udział w konkursach, chodzą na korepetycje, zajęcia dodatkowe itd. Oprócz tego codziennie mierzą się z tym, co dzieje się z rówieśnikami, z tym, co ich spotyka w relacji z rówieśnikami, codziennie doświadczają relacji z nauczycielami i po każdym takim dniu przychodzą do domu po to, by nabrać sił i energii na kolejny dzień w szkole. Pamiętajmy o tym, Rodzice, że mogą czuć się zmęczone i często nam o tym mówią, prosząc byśmy docenili ich codzienny wysiłek, a w trudniejszych momentach dali im wsparcie emocjonalne.

Dzieci potrzebują od nas wsparcia, które polega na tym, że je widzimy i widzimy tę codzienną pracę, którą wykonują i emocje, których w związku z tym doświadczają. Owo wsparcie to taki szczególny rodzaj obecności, który każdy z nas, kiedy potrzebuje wsparcia lub prawdziwego, głębokiego kontaktu, wręcz uwielbia, a dzieci, które nie czują się widziane w szkole bardzo potrzebują poczuć to w domu. To jest bardzo potrzebne dla ich poczucia własnej wartości.

„Być obecnym to dawać całe swoje „ja” – całą uwagę i świadomość – kiedy jesteśmy ze swoim dzieckiem. Chodzi o to, byśmy byli mentalnie i emocjonalnie obecni przy dziecku w danej chwili”*. Dlatego dzieciaki mówiąc coś, patrzą na nas, by zobaczyć, czy i my ich w tym czasie widzimy, czy to właśnie na nich skupiamy swoją uwagę. Doświadczając pełnej wspierającej obecności rodzica nabierają wiary w to, że są ważne i ważne jest to, jak się czują, co myślą i przeżywają. Taki kontakt buduje poczucie własnej wartości, jest karmiący zarówno dla dziecka, jak i dla rodzica.

Jak można towarzyszyć dziecku, by czuło się widziane i rozumiane:

– docenić wszystkie starania, nawet lub szczególnie, jeśli coś się nie uda;
– zauważyć i podziękować za wysiłek wkładany w codzienną pracę;
– poprzyglądać się niechęci chodzenia do szkoły, porozmawiać o tym, jak bardzo się nie chce i dać temu zrozumienie (bo przecież każdy woli być na wakacjach niż w szkole, a zrozumienie nie oznacza przyzwolenia do zostania w domu tylko jest to element dawania wsparcia);
– zauważyć i nazwać emocje, które pojawiają się w dziecku;
– cieszyć się razem z dzieckiem nawet z najmniejszych sukcesów, który nam może wydawać się mały a dla dziecka będzie to spory sukces (np. że pamięta o robieniu zadań domowych);
– pytać, czy czegoś od was potrzebuje, jak się czuje, czy chce porozmawiać?;
– czasami właśnie nie rozmawiać o szkole, po prostu spędzić czas, porozmawiać o tym, o czym dziecko lubi z wami rozmawiać.

Miejsce dla rodziców to dawanie wsparcia rozumiane jako obecność emocjonalna, fizyczna i mentalna, czyli dostrojenie się do tego, co dzieje się w emocjonalnym świecie dziecka.

Żyjemy w zwariowanych, trudnych, pełnych pośpiechu i niepokoju czasach, jesteśmy zestresowani, przemęczeni. Bywa, że mamy mało czasu, jak i wewnętrznego spokoju oraz wyrozumiałości, by przyglądać się temu, jak dzieci się czują w sposób, w jaki one by tego oczekiwały.

Ten pęd życia niszczy nas, niszczy wiele rodzin. Musimy zwolnić. Wiem, że to trudne. Sama żyję w pędzie pomiędzy obowiązkami i mam świadomość, jak trudno jest to wszystko pogodzić, zatrzymać się, pomyśleć, pobyć ze sobą i bliskimi. Dlatego zachęcam Was, Kochani rodzice, by w momencie, kiedy zaczniecie się denerwować na Wasze dzieci albo złościć się na nie, że nie pracują w równym tempie lub przynoszą gorsze oceny, by postarać się zatrzymać choć na chwilę tę napędzającą się spiralę oczekiwań, złości, bezradności lub niepokoju.

Domyślam się, że najczęstszym powodem Waszych nerwów jest poczucie bezradności lub podświadoma obawa, że gorsze oceny dziecka sprawią, że „spadnie w rankingu” i tym samym będzie miało utrudniony start i gorszą jakość życia. Wszak system straszy nas, że jeśli ktoś nie będzie prymusem, to jego przyszłość stanie pod znakiem zapytania.

Sama doświadczam presji otoczenia, przekazów społecznych, wymagań i wiem, jak trudno pod ich naciskiem otaczać dzieci troską i wsparciem. Jak trudno jest je wspierać i motywować zamiast wymuszać i przekraczać granice w momencie, kiedy zbliża się kolejny sprawdzian, a poprzednie oceny nie były najlepsze.

Dlatego myślę, że dobrze jest odpowiedzieć sobie uczciwie na pytanie, co w tym roku szkolnym jest najważniejsze dla mnie i mojego dziecka? Jeśli dziecko ma problem z przedmiotem X – jak mogę tu mu pomóc? Jakie działania jest w stanie podjąć moje dziecko? Przede wszystko BYĆ OBECNYM, ROZMAWIAĆ Z DZIECKIEM, SŁUCHAĆ GO.

Oprócz szkoły i pracy musimy znaleźć czas na życie. Korzystajmy z tego czasu. Szkoła to nie wszystko, podobnie jak i praca to nie wszystko. Budujmy relacje z naszymi dziećmi. To jest najistotniejsze. Najważniejsze jest poczucie własnej wartości naszych dzieci i nasze, jako rodziców. Jeśli dzieci będą miały poczucie własnej wartości, poradzą sobie w życiu z każdym problemem.

A jak my, rodzice będziemy czuli narastającą frustrację, to proponuję porozmawiać o tym z innym dorosłym, przyjrzeć się temu, co powoduje ową trudność, wyrzucić z siebie trudne emocje i dopiero wtedy porozmawiać o tym z dzieckiem, jeśli w ogóle będzie to jeszcze potrzebne.

Dobrego roku szkolnego nam wszystkim życzę.

Sylwia Śliwocka

fot. Canva