„Za każdym razem, gdy czujesz się poruszony jakąś myślą, emocją czy doznaniem, masz prosty wybór: namierzyć i pochwycić lub zostać namierzonym i pochwyconym. Możesz obserwować własne myśli i w odpowiedniej chwili „wyłapać“ je albo zostać „namierzonym“, czyli inaczej mówiąc, złapanym przez nie w pułapkę”.

William Ury, Dochodząc do tak ze sobą

Książki – te klasyczne, drukowane – są dla mnie emanacją czasu. Czytam, bo jest na to w moim życiu czas. Zaś gdy nie czytam, to tylko dlatego, że tego czasu nie mam. A nawet wtedy wyrywam życiu kwadranse lub nawet minuty – oddechy nałogowego czytacza, dla którego druk i tlen znajdują się w tej samej grupie potrzeb podstawowych – na czytanie. Uzależnienie od książek sprawia, że jestem dla nich bardzo surowa. Te – w moim odczuciu – kiepskie porzucam od razu, traktując czas spędzony na ich lekturze jak największe marnotrawstwo. Porzucam je też fizycznie – wydając dalej w świat. Dobre książki stawiam na półce i sięgam po nie zawsze, gdy potrzebuję nowej perspektywy/wiedzy/ukojenia/energii.

„Dochodząc do tak ze sobą“ stoi na honorowym miejscu. Ku mojemu zaskoczeniu! Myślałam, że będzie to poradnik, od których stronię. Okazało się, że jest to bardziej mentalny testament jego autora, manifest?, zbiór najważniejszych zasad, którymi kieruje się w życiu.

Williama Ury’ego poznałam jakieś 10 lat temu, gdy szukałam inspiracji do szkolenia z zakresu negocjacji. Jego książka „Dochodząc do tak“, w której opisał – wraz z Rogerem Fisherem i Bruce’em Pattonem – koncepcję negocjacji opartych na zasadach, jest dla mnie obowiązującym modelem negocjacji do dziś. Hasło „bądź miękki dla ludzi, twardy dla problemu“ wdrażam w swoje życie (z różnymi efektami oczywiście), niezależnie od problemów z jakimi przychodzi mi się zmierzyć.

William Ury poprzez „Dochodząc do tak ze sobą“ rozmawia z czytelnikiem. Dzieli się swoimi ogromnym doświadczeniem mediatora i światowej sławy trenera umiejętności negocjacyjnych. Możemy też jednak zajrzeć do intymnego świata Ury’ego – ojca ciężko chorej córki. Z każdego z miejsc, do których Ury nas zabiera, nie sposób wrócić niezmienionym.

O czym jest „Dochodząc do tak ze sobą“? O rzeczach najważniejszych – o wewnętrznej harmonii, autentyczności i miłości do życia. O tym, by troszczyć się nie tylko o innych, ale i o samych siebie. By mieć zawsze w życiu plan B, taki swój własny, niezależny zupełnie od poczynań innych ludzi. O tym, by przeżyć życie uważnie. O niepoddawaniu się, bo – jak pisze Ury – „jeśli nasze życie jest sztuką, w której gramy, to być może nie piszemy do niej scenariusza, ale możemy zostać reżyserami”.

Psychologowie szacują, że dziennie w naszym umyśle pojawia się od dwunastu tysięcy do sześćdziesięciu tysięcy myśli – pisze William Ury. Większość z nich – jakieś 80% – to myśli negatywne: obsesyjne myślenie o błędach, walka z poczuciem winy, niedowartościowanie. U jednych surowy głos wewnętrznego sędziego jest silniejszy, u innych słabszy, ale prawdopodobnie nikt przed nim nie ucieknie. „Powiedziałeś straszną rzecz!“, „Jak mogłeś być tak ślepy?“, „Beznadziejnie to zrobiłeś!“. Każda negatywna myśl to NIE dla samego siebie. Pewne powiedzenie bardzo dobrze określa tę sytuację: „Gdybyś rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi w taki sposób, w jaki rozmawiasz ze sobą, byłbyś sam jak palec“.

„Dochodząc do tak ze sobą“ to książka, którą powinien przeczytać każdy psycholog, coach, nauczyciel. To lektura, którą – w lepszym świecie – wprowadziłabym jako lekturę obowiązkową w szkołach średnich.

Polecam i odstawiam na najważniejszą z półek. Williamie Ury – do następnego razu!

William Ury (2015), Dochodząc do tak ze sobą. Jak osiągnąć porozumienie z samym sobą oraz z innymi ludźmi. Poznań: REBIS.