Zdrowie seksualne to stan fizycznego, emocjonalnego, psychicznego i społecznego dobrostanu związanego z seksualnością. Nie jest to tylko brak choroby, dysfunkcji czy niemocy. Zdrowie seksualne wymaga pozytywnego i pełnego szacunku podejścia do seksualności i relacji seksualnych, a także do możliwości czerpania przyjemności i bezpiecznych doświadczeń seksualnych, wolnych od przymusu, dyskryminacji i przemocy. Aby zdrowie seksualne było utrzymywane, prawa seksualne wszystkich osób winny być respektowane, chronione i egzekwowane.
WHO, 2006; cytat z książki
Zaczęłam od definicji, choć żadna z książek, o których będę pisała nie jest podręcznikiem przepełnionym usztywnionymi hasłami. Jest to jednak definicja kluczowa dla obu tytułów – i kluczowa wydała mi się ze względu na to, jak mnóstwo w naszych umysłach jest szufladek, które otwierają się na hasło „seks”. Wzrastając w podobnej kulturze, wielu z nas może mieć mocno wysłużoną szufladkę opatrzoną hasłem „wstyd”. W związku z przekazem płynącym od bliskich lub też własnym doświadczeniem, być może posiadamy też szufladkę z napisem „obawa”.
Obecność tych wielu szufladek jest całkowicie naturalnym stanem rzeczy. To też informacja o tym, jak ważna jest dla nas seksualność. Jednak w tak pełnych emocji obszarach bywa też trudniej o dzielenie się nimi w rozmowie, o odsłanianie wrażliwych części. A co dopiero, gdy doświadczymy zdarzenia traumatycznego dotykającego sfery seksualnej? Skoro samo w sobie traumatyczne zdarzenia i ich potencjalne następstwo – czyli trauma, wraz ze wszystkim co przynosi – niejednokrotnie kierują ku samotności i unikaniu, to trauma seksualna bywa epicentrum wstydu i oddzielenia (od ciała, siebie, innych).
A książki Eriki Shershun i Holly Richmond są dla mnie właśnie przede wszystkim o odwstydzaniu i zbliżaniu się do (ciała, siebie i innych).
„Uleczyć traumę seksualną” zapamiętam jako pełną wskazówek kierujących ku temu, by stać się sprzymierzeńcem swojego układu nerwowego, który zrobił wszystko, by nas chronić i pozwolić nam przetrwać traumatyczne zdarzenie, jednak nie bezkosztowo. „To nie ty, lecz twój układ nerwowy” pisze Shershun i oprowadza po możliwych sposobach odbudowywania poczucia bezpieczeństwa. Szczególnie wartościowym dla mnie był opis stanów autonomicznych (układ współczulny i przywspółczulny, z uwzględnieniem nerwu błędnego brzusznego i grzbietowego) naszych układów nerwowych, wraz z przykładowymi reakcjami fizjologicznymi, uczuciami i przekonaniami, jakie mogą w każdym z tychże stanów nam towarzyszyć. To z kolei jest niebywale pomocne przy nauce mapowania swoich stanów – rozpoznawania zmian, jakie zachodzą w naszych ciałach i głowach w ciągu dnia i wyłapywania wzorców (czy codziennie rano budzę się w podobnym stanie? Czy łatwiej ulegam wyzwalaczom kiedy jestem głodna?). Proste pytania: co czuję? Co mi mówi, że właśnie to czuję?, a tak niezbędne w tworzeniu nowej mapy, w drodze do ciała, którego reakcje zostały odmienione przez traumę. Oswojone, poznane = mniej przerażające. Z podobnego powodu za wspaniałą uznaję listę doznań cielesnych, stworzoną przez autorkę. Gdy możemy nazwać coś, co nie miało swojej etykiety, czego wcześniej nie poznaliśmy – wprawiamy w ruch korę przedczołową, a ta swoim zaangażowaniem może załagodzić nieco rozbuchane ciało migdałowate. W ciele możemy więc czuć między innymi chybotliwość, kotłowanie, miękkość, mrowienie, rozszerzanie, wiotkość, zapadnięcie, zwiewność. Jest to zresztą spójne z opisywanym w „Odzyskać siebie” podejściem proobjawowym – nie chodzi oczywiście o to, by swoje „objawy” (reakcje na wyzwalacze, sposoby funkcjonowania w relacjach, lęk, itd.) lubić, lecz by praktykować współczujące zaciekawienie wobec tego, co pojawia się w ciele. W zamian za (odruchową i naturalną) chęć usunięcia niechcianych uczuć. „Zamiast zastanawiać się: „Co jest ze mną nie tak?”, zapytaj swoje ciało i swoje objawy „Przed czym próbujecie mnie chronić?” i „Jak waszym zdaniem zapewniacie mi bezpieczeństwo?” pisze Richmond.
Holly Richmond w „Odzyskać siebie” nacisk kładzie także na klarowność języka używanego do opisu doświadczonej traumy seksualnej, by skupić się na faktach, by móc przemoc nazwać przemocą, by oddać sprawiedliwość swojemu cierpieniu. Uwzględnia także pojęcie zgody, pochyla się nad potencjalnymi konsekwencjami nazywania siebie „ofiarą” traumy. To, że niebagatelne znaczenie ma to jak nazywamy swoje przeżycia jest faktem i stąd cieszy mnie ten rozdział. Równocześnie jednak jestem myślami przy systemowym „robieniu różnicy, ale nie zbyt dużej różnicy” – a taką może być nadanie etykiety „gwałt” jakiemuś przerażającemu doświadczeniu z przeszłości, od którego do tej pory chcieliśmy być jak najdalej, a umysł chronił nas nazywając sobie to zupełnie inaczej. (Myślę tu oczywiście o perspektywie terapeutycznej, z poziomu, gdy tu i teraz jest już bezpiecznie. Te definicje jednak to coś, co osoby pracujące pomocowo zdecydowanie powinny dobrze znać.)
Coś, co również łączy obie książki, a co jest nowe (w takiej formie, w jakiej robią to autorki) i cenne to skupienie na zasobach. „Odzyskać siebie” wspominam jako niemal w całości opartą na zasobach – autorka od początku podkreśla, że chce prowadzić w kierunku czerpania przyjemności: z seksualności, ale i z życia. Pisze o erosie (witalności, pożądaniu) i o tantrze (tłum. tkactwo – czyli o łączności, intymności – nie o konkretnych pozycjach seksualnych czy o jakiejś praktyce duchowej, co mnie również nasuwało się w pierwszych skojarzeniach); zaprasza do stworzenia nowej wizji seksu i seksualności w ogóle. Z kolei podczas lektury „Uleczyć traumę seksualną” zapoznajemy się z kategoriami zasobów (m.in. relacyjne, somatyczne, umysłowe) i powiązanymi z nimi zdolnościami, kompetencjami i mocnymi stronami. Każdy człowiek i każde ciało posiada jakieś zasoby. Co wspaniałe – autorka podkreśla, że zasoby przetrwaniowe to też zasoby. I to jakie! Choć może współczesny świat nie owiewa ich dobrą sławą i nie pokazujemy ich na Instagramie, to właśnie poprzez nie układ nerwowy chce zapewnić nam podstawowe bezpieczeństwo. O zasobach jest dla mnie także część poświęcona granicom – opis ich rodzajów (wiedzieliście, że mamy granice intelektualne? I czasowe?) ale i ćwiczenia (oparte na odczuwaniu, nie tylko myśleniu) pozwalające na wyczuwanie i chronienie swoich granic. Nasza uwaga jest też traktowana przez Shershun jako zasób – narzędzie, które wszyscy posiadamy i poprzez które możemy częściej orientować się na bezpieczeństwo zamiast w mimowolnym odruchu skupiać się w codzienności na wyzwalaczach.
Chciałabym jeszcze wspomnieć o rozróżnieniu strachu i intuicji (którą autorka „Uleczyć traumę seksualną” rozumie tutaj jako pozaracjonalny sposób poznania – za Siegelem). Intuicja przecież też może podpowiadać nam (możemy to czuć w trzewiach), że coś jest niebezpieczne i trzeba się oddalić, uniknąć. Opisywany przez Shershun sposób sprawdzenia czy przemawia do nas strach czy to głos intuicji przywiódł mi na myśl koncepcję mądrego umysłu z terapii DBT. Chodzi bowiem o to, by: 1) sprawdzić, czy nie zalały nas emocje, 2) zaobserwować, czy nie wydarzył się jakiś znany nam wyzwalacz, 3) ugruntować się na wypróbowany sobie sposób, 4) zadaj sobie raz jeszcze pytanie, które wcześniej wzbudziło niepewność i wsłuchaj się w odpowiedź. W tej książce, jedyne co bym sobie na miejscu autorki darowała to nawiązywanie do czakr – na szczęście (dla mnie) jest to jedynie krótka wzmianka w jednym z ćwiczeń.
Obie książki to wielkie bogactwo praktyk, materiałów (również dla terapeutów_ek – ja zapisałam ich naprawdę wiele, dostępne są także dodatkowe materiały do druku w języku angielskim, dotyczące chociażby decydowania o tym, czy powiedzieć komuś bliskiemu o doświadczonej traumie), poszerzonych perspektyw. Do tego autorki przemawiają głosem pełnym łagodności, szacunku i wsparcia. To mogą być książki wymagające wiele odwagi. To mogą być książki, które mogą być zbyt trudne w danym momencie zdrowienia. Ale wierzę, że mogą to być także książki pomagające na nowo odzyskiwać radość, witalność, przyjemność i wolność.
Natalia Stasiowska