My, ludzie, jesteśmy dziwnymi istotami. Żadnemu zwierzęciu, a tym bardziej roślinie, nie trzeba tłumaczyć, co ma robić dla zachowania zdrowia.

(…) ludzie mają głęboko zakorzenione potrzeby. I te potrzeby budzą się, gdy nie są zaspokajane, i zmuszają nas do zastanowienia się (…) jak je zaspokoić. (…) Nawet jeśli nauczyliśmy się tak żywotną potrzebę tłumić (…), to przecież ona nie znika, a jedynie (…) przestaje być dostrzegana.
fragment książki

Książka Geralda Huthera mówi niby o oczywistej rzeczy – że jeśli nie traktujemy siebie dobrze, z czułością, miłością i wyrozumiałością, nie jest to dobre dla naszego ciała, mózgu, zdrowia. Jednak cała trudność polega na tym, że nie zawsze jasne jest, czego tak naprawdę potrzebujemy. „(…) nie kierujemy się ani sygnałami płynącymi z naszych organizmów, ani naturalnymi odczuciami, tylko wyobrażeniami, które przejmujemy od innych bądź które sami sobie tworzymy”.

W naszych umysłach mocno zakotwiczyła się koncepcja Karola Darwina, mówiąca o tym, że w życiu najlepiej poradzą sobie ci, którzy są najsilniejsi, najlepsi, najmądrzejsi i odnoszący sukcesy. Nasze istnienie jest więc pełne presji. Mamy rywalizować, osiągać więcej. Chcemy funkcjonować jak najbardziej idealnie, tłumiąc swoją radość, żywotność i beztroskę. „Chorujemy, ponieważ kształtujemy nasze życie na wyobrażeniach, które szkodzą zdrowiu”. Pragniemy realizować wszystkie stawiane przed nami zadania. Nie jemy, będąc głodni i nie śpimy, będąc zmęczeni. Nasze wyobrażenia biorą górę nad potrzebami. Tłumienie ich prowadzi do nieustającego braku spójności, który zaburza procesy regulacyjne i w dłuższej perspektywie doprowadza do choroby. „Utrzymanie zdrowia bądź powrót do niego wymaga zatem po prostu życia w zgodzie z własną naturą”. Nasze ciała od początku posiadają naturalną zdolność wysyłania do mózgu odpowiedniego sygnału, gdy robimy coś – i tym samym wyzwalamy zmiany w ciele – co nie jest dla nas dobre. „Neurobiolodzy określają taki stan, w którym liczne komórki nerwowe uaktywniają się równocześnie, zakłócając wcześniej panujący porządek, „pobudzeniem”. (…) koherentny stan początkowy (…) spójność traci. Tym samym rośnie zapotrzebowanie na energię, a dotknięte neurony same reorganizują swoją współpracę tak długo, aż wszystko znowu zacznie do siebie pasować (…)”. Efektem takiej reorganizacji jest np. tłumienie swoich potrzeb. Połączenia nerwowe zlokalizowane w głęboko położonych obszarach mózgu zostają nadbudowane, niejako otorbione przez sieci hamujące i nie są w stanie pełnić swojej funkcji wysyłania i odbierania sygnałów. Normalnie w takich miejscach powstają pobudzenia, które odczuwamy jako wewnętrzne potrzeby, na przykład potrzebę bliskości i bezpieczeństwa albo pragnienie troszczenia się o coś lub o innych, czucia własnego ciała i swojej zmysłowości.

Niedostrzeganie potrzeb cielesnych szczególnie łatwo przychodzi ludziom przekonanym, że konkurencja i rywalizacja są prawami natury. Chcą oni być lepszymi, szybszymi i wydajniejszymi niż inni. Konkurencja, która stoi w opozycji do przywiązania to konflikt zakłócający koherencję. Jako istoty społeczne jesteśmy powiązani z innymi ludźmi. Poszukujemy bliskości i bezpieczeństwa, szacunku i uznania ze strony innych ludzi. Nasz mózg reaguje uaktywnieniem tych samych sieci neuronowych, które reagują na ból fizyczny, kiedy doświadczamy odrzucenia, wykluczenia czy czujemy się niedostrzegani. Kiedy brakuje nam akceptacji takimi jakimi jesteśmy, czujemy presję, aby żyć zgodnie z oczekiwaniami innych, czujemy zagrożenie naszej autonomii i wolności. Ten ból towarzyszący brakowi miłości i akceptacji chcemy pokonać wypierając nasze potrzeby więzi i autonomii dusić w sobie tak długo, aż przestaniemy je odczuwać. W mózgu dochodzi wtedy do rozbudowy wszystkich tych sieci, które mają swój udział w hamowaniu i tłumieniu aktywności wszelkich neuronów odpowiedzialnych za te dwie podstawowe potrzeby.

Co zatem zrobić, by żyć lepiej?

Większość ludzi rozpoczyna poszukiwanie rozwiązań nie od własnego wnętrza, od siebie, ale na zewnątrz, od innych i ich oczekiwań. Ile razy, poznając nowych ludzi, zastanawiamy się czy oni nas polubią, a pomijamy pytanie czy my lubimy ich? Moglibyśmy spróbować traktować się bardziej podmiotowo. Wymaga to znajomości siebie, swoich potrzeb. Wymaga także gotowości i zdolności do pokazania się jako osoby autonomiczne, podatne na zranienie, posiadające potrzeby i doświadczenia konstytuujące naszą wyjątkowość.

Szczęście dają nam też wszelkie doświadczenia wyzwalające efekt „aha” – dobry pomysł, właściwe rozwiązanie skomplikowanego problemu, skuteczne poradzenie sobie z wyzwaniem, pogodzenie się po długotrwałym sporze czy sukces osiągnięty po paśmie porażek.

Autor książki wymienia, że w celu uzdrowienia:

  • moglibyśmy się nauczyć lepiej rozumieć nasze lęki
  • moglibyśmy się nauczyć akceptować niekontrolowalność życia
  • moglibyśmy się nauczyć odzyskać utracone zaufanie
  • moglibyśmy spróbować pozbyć się niezdrowych wyobrażeń

Huther przytacza też podstawowe założenie Aarona Antonovskyego. Mówi ono, że warunkami niezbędnymi do zdrowego życia jest życie w świecie pozwalającym na utrzymanie przekonania, że wszystko, co się wokół dzieje, daje się zrozumieć, w którym to, co udało się zrozumieć, można zastosować i wykorzystać (sterowalność) i w którym to, co się zrozumiało i zrobiło, wydaje się sensowne (sensowność).

Dla specjalistów/specjalistek ta książka nie będzie chyba zbyt odkrywcza. Miałam poczucia, że innymi słowami mówi ona o rzeczach dobrze znanych psychologom czy terapeutkom. Jest bliska założeniom rezyliencji, korzyści z większej samoświadomości, dbaniu o swoje potrzeby, umiejętności słuchania sygnałów płynących z naszego ciała czy nie poddawaniu się presji. Są to tematy nierzadko poruszane w gabinetach psychoterapeutycznych. Jednak niezależnie jakim językiem mówimy, jak nazywamy dane zjawiska jest to niewątpliwie temat, który powinien znaleźć się w naszym polu uwagi.

Justyna Śliwińska-Sroka

Geralt Hüther, Z czułością dla siebie. Co możemy zrobić, by być zdrowszym i szczęśliwszym, tłumaczenie Małgorzata Guzowska, wydawnictwo Dobra Literatura