Ja jeszcze wychodziłam na pole (tak jest, w Krakowie!). Bawiłam się w chowanego, biegałam między drzewami w parku, spędzałam beztroskie godziny na trzepaku obok bloku koleżanki, dopóki mama nie wołała na kolację. Wirtualny świat dopiero zaczynał się pojawiać, i owszem, grałam w Simsy, pisałam opowiadania na forach, tworzyłam swoje pierwsze blogi, ale przez myśl mi nie przeszło, że monitor może dać mi coś więcej niż prawdziwa zabawa. Komputer był raczej wyjściem awaryjnym, gdy siedziałam w domu chora. Dziś jest inaczej. Na przestrzeni dekady lwia część naszej codzienności – praca, relacje, rozrywka, odpoczynek – przeniosły się do sieci. I choć sama nie jestem bez winy – mnie również dotyka problem FoMO (o którym dalej) – zasmuca mnie widok twarzy zanurzonych w smartfonach podczas podróżowania komunikacją miejską, spotkania w kawiarni czy każdym innym miejscu przestrzeni publicznej. I choć coraz więcej mówi się ostatnio o uważności (co mnie niezmiernie cieszy!), życie wielu z nas – zwłaszcza młodzieży i dzieciaków – znajduje się raczej online, niż „tu i teraz”.

Manfred Spitzer, niemiecki psychiatra, psycholog i neurobiolog, na podstawie przeglądu licznych badań i statystyk (bibliografia jest naprawdę potężna!) nakreślił wizerunek naszych czasów. Problem cyfrowej technologii i jej wpływu na nasze funkcjonowanie wziął pod lupę pod wieloma aspektami. Począwszy od genezy – omawia funkcjonowanie układu nagrody i mechanizm uzależnienia – poprzez Big Data i Deep Learning, czyli zbieranie, magazynowanie i analizowanie ogromnych ilości danych o użytkownikach sieci (czyli o nas wszystkich), aż po skutki związane z funkcjonowaniem poznawczym, społecznym i psychologicznym (nieuwaga i brak koncentracji, stres, lęk, tworzenie relacji, życie seksualne). Kwestia rozwoju również zostaje poruszona, i to właśnie ona przeraża najbardziej. W pierwszych latach życia, dla prawidłowego funkcjonowania dziecka, niezbędna jest stymulacja sensoryczna. Jednak w żadnym razie nie taka, jaką serwuje tablet czy ekran telewizora, lecz doświadczanie – dotyk, zapach, smak. Dzieciaki muszą jak najczęściej testować rzeczywistość, by móc się jej uczyć. Obcowanie malucha z cyfrową technologią nie wróży więc niczego dobrego, zarówno w zakresie poznawania świata, jak i w relacji rodzic – dziecko. Nawet najlepszy audiobook nie zastąpi głosu rodzica czytającego do snu, choćby dlatego, że właśnie wtedy możemy nawiązać dialog i poruszać ważne tematy, które zawiera czytana dobranocka.

Wraz z rozwojem technologii i naszą obecnością w wirtualnym świecie, powstały związanie z tym lęki i trudności, pretendujące o miano zaburzeń. Pojęcie lęku separacyjnego nabiera nowego znaczenia – nomofobią został nazwany lęk przed rozłąką z telefonem, który został już niejednokrotnie wykazany eksperymentalnie, a wspomniane wcześniej FoMO, czyli „fear of missing out”, choć znany nam nie od dziś (bo przejawiający się chociażby poprzez tzw. tyranię wyboru, czyli bezustanne napięcie związane z wyborem jednej możliwości kosztem innych, równie atrakcyjnych), to jednak znacznie nasilony w ostatnich latach za sprawą mediów społecznościowych. Chcemy nadążać za wszystkim, co pojawia się w sieci, chcemy na bieżąco śledzić Facebooka, Instagrama, bezzwłocznie odpisywać na wiadomości i maile i ciągle być dostępnymi – byle tylko niczego nie przegapić. A kiedy zostajemy odcięci od dostępu do internetu – pojawia się niepokój i trudny do wytłumaczenia lęk. Cyberchondria to kolejny przykład – to oficjalnie traktowany jako odmiana hipochondrii lęk o własne zdrowie czy łagodne objawy niegroźnej dolegliwości spowodowane przeglądaniem wyników wyszukiwania możliwych diagnoz w sieci.

To wszystko będzie dopiero początkiem, jeśli nie zaczniemy mówić o skutkach i istotności życia uważnego. Autor wielokrotnie wspomina (w dużej złości, jak zdołałam wywnioskować) o światowych koncernach i korporacjach, którym zależy na naszym uzależnieniu. I choć pewnie w dużym stopniu ma rację, najważniejsze jest to, byśmy dostrzegali i uczyli najmłodszych dostrzegać życie rozgrywające się „w realu” – czasem piękne, czasem bolesne, ale za to najprawdziwsze i najpełniejsze. Tu i teraz.

Manfred Spitzer, „Cyberchoroby”, Dobra Literatura