Filmoterapia, praca z filmem, kino psychologiczne, przeżywa ostatnio swój najlepszy czas. Przyczynił się do tego zarówno rozkwit kina refleksyjnego, autorskiego, ale także artystycznych projektów opowiadających bardzo osobiste historie, jak również spory wybór filmów klasycznie prezentujących historie (kino stylu zerowego), za to z rzetelnie skonstruowanymi i pogłębionymi portretami psychologicznymi bohaterów. Do tego rozkwit kognitywistyki, neuronauki i coraz bardziej precyzyjne metody obrazowania ludzkiego mózgu sprawiły, że z coraz większą trafnością jesteśmy w stanie określić, co się z nami dzieje, gdy dajemy się ponieść magii ruchomych obrazów. Skorzystała na tym wprost dziedzina psychologii stosowanej jaką jest psychoterapia – szczególnie w paradygmacie narracyjnym , poznawczym i psychodynamicznym.

Psychoanalitycy od lat wskazywali na kluczowy mechanizm identyfikacji i projekcji, do którego zaprasza nas filmowa rzeczywistość, a terapeuci narracyjni podkreślali ważną rolę obrazów i słów w rekonstrukcji doświadczeń osób w procesie terapii. Na przestrzeni ostatnich kilku lat ukazało się kilka ważnych i bardzo intersujących pozycji, jak: „Film w edukacji i profilaktyce”, „Film w terapii i rozwoju”, pod redakcją A. Skorupy, M. Brola, P. Paczyńskiej-Jasińskiej – interdyscyplinarny zbiór inspiracji, propozycji do pracy czy nawet gotowych scenariuszy i zagadnień poruszanych przy pracy z konkretnym filmem. Nie da się także przeoczyć pozycji Małgorzaty Kozubek – „Filmoterapia”, w której (poza imponującym researchem historyczno-kulturoznawczym) w refleksyjny i zdrowo krytyczny sposób odnosi się do mody na filmoterapię jako formę autorozwoju, popularnego w stanach poradnikowego ujęcia tematu – tworzenia list filmów na konkretne bolączki i trudności i zestawów pytań do pracy indywidualnej. Jednocześnie, w przekonujący sposób autorka ukazuje swoje zastosowanie filmoterapii dla pracy resocjalizacyjnej poparte badaniami, obserwacjami, propozycjami tematów do dyskusji. W takiej też formie – dyskutowania i dzielenia się własnymi sposobami przeżywania, moderowane przez specjalistów filmoznawców i psychoterapeutów – filmoterapia gości w coraz większej liczbie kin – jak organizowana przez SWPS cykl „Filmoterpia z sensem”,  czy lokalne inicjatywy poznańskiego Centrum Kultury Zamek – kino psychologiczne czy goszczące w kinie Malta – filmowe spotkania z psychoanalizą. W takiej także formie korzystam z dobrodziejstw medium filmowego podczas warsztatów i zajęć ze studentami, nauczycielami, managerami. Film porusza i otwiera przestrzeń na nowe oraz krystalizuje wartości, przez które filtrujemy wybory i decyzje filmowych bohaterów. Dzięki niemu w stosunkowo krótkim czasie można z grupą przejść na głęboki poziom pracy i autentyczności, gdzie doświadczanie siebie poprzez zanurzenie w historii jest naturalne i bezpieczne.

Coraz częściej też zapraszam film do przestrzeni gabinetu i indywidualnej pracy z klientami. Tam szczególnie cenne jest poruszenie jaki potrafi wywołać. Owo poruszenie, przewietrzenie, nowa perspektywa jest szczególnie ważne tam, gdzie klient funkcjonuje jak monolit – ma jedną jedyną opowieść na swój temat, do której przywykł, która przez lata mu służyła, a jednak wydarzyły się na jego drodze życiowej takie okoliczności, że zaczęła uwierać, czasem boleć, czasem być już nieprzydatna i nieadekwatna do aktualnych potrzeb. Filmoterapeutyczna praca jest także bardzo przydatna tam, gdzie w opowiadanej przez klienta historii są jakieś wyrwy, białe plamy, aporie, przemilczenia. Dzieje się tak często w przypadku traum, nadużyć, doświadczeń przemocy. Film pozwala w bezpieczny sposób przeżyć „prawie własne” emocje, do których na ten moment nie ma dostępu, a jednak filtrowane przez tę perspektywę, że są one jednak emocjami filmowych bohaterów. Bywają one dzięki temu katalizatorami własnych przeżyć, bardzo bezpiecznymi, gdyż klient swobodnie korzysta z rekonstruowania doświadczeń: gdy filtrowanie przez własne doświadczenie staje się za trudne, bez obaw może oddać je filmowemu bohaterowi i być raz w pozycji przeżywającego, innym razem zaś obserwatora. Pracując filmoterapeutycznie, bazuję na narracyjnym podejściu Michaela White’a, która mówi o tym, że opowiedziane doświadczenie nie jest tym samym, co przeżyte doświadczenie. Innymi słowy – opisując doświadczenia automatycznie rekonstruujemy je, umieszczamy je bowiem w innym punkcie samowiedzy, pamięci autobiograficznej, dystansujemy się wobec nich, a więc zmieniamy ich miejsce w strukturach samowiedzy, a także samego mózgu. Jak to się konkretnie odbywa tłumaczy krok po kroku mój ulubiony włoski badacz neurobiologicznych podstaw empatii, odkrywca neuronów lustrzanych – Vittorio Galese. Jego najnowsza pozycja (niestety dostępna jedynie po włosku i po angielsku), „Ekran empatyczny”, zestawia ze sobą wiedzę o mechanizmie działania neuronów lustrzanych, umożliwiających mechanizm projekcji-identyfikacji podczas odbioru dzieła filmowego z teorią „ucieleśnionego poznania”. W myśl koncepcji ucieleśnionego poznania ludzka wiedza wymaga ponownego doświadczenia danego zdarzenia za pomocą procesów zmysłowych, które uczestniczyły w pierwotnej percepcji bodźca, abyśmy mogli z niej praktycznie korzystać.

Pozwólcie, że posłużę się słowami samego Galese: „Posługiwanie się wiedzą – a więc rozumienie sensu zdarzeń, przywoływania wspomnień, wyciąganie wniosków czy też układanie planów – jest określane jako „ucieleśniona symulacja”. Mówi się tak zakładając, że część doświadczenia jest odtwarzana, lub jakby tworzona na nowo, w pierwotnych systemach zmysłowych, tak jak gdyby jednostka rzeczywiście znajdowała się w tej właśnie sytuacji”.

W myśl tego podejścia, widząc albo wyobrażając sobie zasmuconą osobę, powinniśmy w pewnym sensie fizycznie doświadczyć jakiegoś odcienia smutku. Zatem, takiemu zdarzeniu lub wyobrażeniu towarzyszą mimowolne aktywacje mięśni twarzy i czuciowo-somatycznych struktur mózgu. Sami nie zawsze ronimy jednak łzy lub wprost zasmucamy się, gdyż te aktywacje te są słabsze niż gdybyśmy doświadczali własnego smutku, są jednak na tyle znaczące, że powodują jakiś rodzaj jego ponownego przeżycia z perspektywy struktur mózgowych.

Mechanizm ten wprost można przełożyć na sposób doświadczania i przeżywania filmu przez klienta w procesie terapii, gdyż zrozumienie jaką emocję przeżywa oglądany bohater wymaga symulacji tej emocji, a więc częściowego odtworzenia jej we własnym ciele i strukturach mózgowych. Dzięki tej symulacji i dostrojeniu naszego ciała i mózgu możliwe jest empatyzowanie z bohaterem na poziomie emocji – wprost stawanie w jego butach oraz na poziomie rozumienia motywów jego działań, wyborów, decyzji, a więc uruchamianie zdolności zwanej mentalizacją. Nasz mózg działa bowiem jak nieświadome wi-fi i przyjmuje parametry mózgu bohatera, którego historią jesteśmy pochłonięci.

Filmowe medium sprzyja takiemu połączeniu, bo niejako zanurza nas w historiach swoich bohaterów, wykorzystując do tego liczne środki artystycznego wyrazu. To otwiera szerokie pole do świadomych interwencji filmoterapeutycznych – można wybierać filmy, które rezonują z historią klienta, gdyż są do niej w wielu aspektach bardzo podobne, można wręcz przeciwnie, w myśl systemowych i narracyjnych ujęć „nie przysiadać się” do historii klienta i prezentować mu filmy, które będą tworzyły inną opowieść, wprowadzały różnicę, które łagodnie stworzą szczelinę w doświadczeniu klienta. Przez tą szczelinę będziemy mogli wprowadzać różne nowe treści, elementy zmiany czy pogłębionej pracy. Można także, zgodnie z terapią akceptacji i zaangażowania, pokazać klientowi za pomocą filmu jak może wyglądać życie zgodne z wartościami, którymi chciałby żyć, ale jeszcze się nie odważył, dzięki temu może w „ucieleśniony sposób” doświadczyć jak by to było, ale też z wygodnej pozycji fotela oszacować koszty takiego życia, możliwe wyrzeczenia i sprawdzać, czy jest już na nie gotowy, a jeśli nie to czego mu jeszcze potrzeba, by się odważyć lub też dlaczego na ten moment wybiera „nie zmienianie”. Czasem owo „nie zmienianie” jest jak najbardziej w poszanowaniu do swojej historii, realnych możliwości, psychologicznych i fizycznych zasobów czy otrzymywanego wsparcia.

Jest więc w filmoterapii moc ucieleśnionego poruszania – to ważne, ale też odpowiedzialne narzędzie w rękach terapeuty, tak by służyło ono wsparciu, odkrywaniu i integrowaniu klientów. Jest to narzędzie bardzo zasobne, gdyż kino wciąż dostarcza nam wiele pięknych i poruszających historii.

Anna Olszewska-Konopa