Wspierające, współczujące, refleksyjne słuchanie to za mało, by klient mógł wrócić do pełni zdrowia po przeżytej traumie. Musimy wykorzystać jego narrację jako drzwi do elastyczności psychologicznej. Kiedy więc poznajemy nowego klienta i słuchamy jego historii, uważamy na wszystko, co może dopomóc w przejściu przez owe drzwi.
fragment książki
Ludzie są równie wspaniali jak zachody słońca, kiedy tylko po prostu pozwolimy im być sobą. Możliwe, że zachody słońca tak nas cieszą właśnie dlatego, że nie możemy ich kontrolować. Kiedy obserwuję zachód słońca, nie myślę: Trochę złagodzić pomarańcz w prawym rogu i dodać trochę więcej fioletu u podstawy, a chmurom przydać nieco różu. Nawet nie próbuję panować nad zachodami słońca. Po prostu podziwiam je z zapartym tchem.
„Sposób bycia” C. R. Rogers
Kiedy myślę o traumie, widzę rozpędzonego konia, który gna, nie patrząc na to, co pod kopytami. Ten kadr, jak ze spauzowanego filmu, pojawił się w mojej mentalnej biblioteczce symboli podczas jednego z kursów Sabiny Sadeckiej. Zobaczyłam go pod wpływem słów, których użyła do zobrazowania tego, co jest początkiem traumy. Stratowanie naszych granic i niezdolność do obrony. Terapia, która ma dotykać tak wrażliwego aspektu naszego doświadczenia, która ma pozwolić na integrację – powinna mieć narzędzia szczególnie dostosowane do naszej wielowymiarowości. Mam myśl, że te wszystkie poprzewracane przedmioty, które stały na drodze rozpędzonego konia, a także sama droga przeorana jego kopytami, muszą być otoczone wsparciem, które uwzględni ich złożoność i wyjątkowość. Że to budowanie integracji może być pewnego rodzaju tańcem, nabieraniem gracji wspólnych ruchów terapeuty i klienta. Szukam tego i odnajduję w wielu przestrzeniach, także w książce Russa Harrisa „ACT skoncentrowana na traumie”.
Pierwsze skojarzenia, które pojawiają się w moim umyśle, gdy słyszę o Russie Harrisie, to obdarowywanie, szczodrość i ubogacanie. Autor książki „ACT skoncentrowana na traumie” od lat dzieli się swoją wiedzą szerokim gestem, także w nieodpłatnej formie i zachwyca mnie, jak to robi. Setki materiałów, życzliwe i pełne zainteresowania odpowiedzi na pytania praktyków ACT-u na dedykowanej grupie, e-booki poszerzające treści książek. Dary, dary, dary…
Jego „Zrozumieć ACT” było jedną z pierwszych ACT-owych książek, którą przeczytałam podczas początkowej fazy zauroczenia terapią akceptacji i zaangażowania, które to stopniowo gruntowało się, pokazując coraz to nowe oblicza tej terapii. Dziś chcę podzielić się kilkoma spostrzeżeniami dotyczącymi pozycji, w której Russ Harris bierze nas za rękę i krok po kroku prowadzi przez terapię traumy jako „pracę z umysłem, ciałem i emocjami z wykorzystaniem terapii akceptacji i zaangażowania”.
Jak zawsze u tego autora, można radować się klarownością przekazu. Wiadomo co z czego wynika, wszystko jest uporządkowane, ale struktura nie jest sztywną obudową, a naturalną konsekwencją zgłębiania kolejnych aspektów zagadnienia.
Kto zna ACT, ten zrobi sobie rzetelną powtórkę, kto nie zna, zbuduje podstawy do kontekstualnego widzenia człowieka i jego utknięć, ponieważ książka przeprowadza przez podstawowe ACT-owe koncepty.
Podczas lektury czułam się jak na szkoleniu – i to bardzo praktycznym – „ACT skoncentrowana na traumie” bowiem wypełniona jest przykładami fragmentów rozmów terapeutycznych, wieloma ćwiczeniami i metaforami. Autor odpowiada nawet na antycypowane pytania czytelnika i muszę przyznać, że niejedno z nich pojawiało się w mojej głowie No i humor. Russ Harris od niego nie stroni, ale nie jest to nachalne śmieszkowanie, a subtelne wywoływanie uśmiechu, które dodaje tylko przyjemności czytaniu.
Autor prowadzi nas przez trzy wątki transdiagnostycznego modelu TFACT – podejścia budującego elastyczność psychologiczną, opartego na współczuciu i na ekspozycji – które obejmują wiedzę na temat traumy, pozostawanie świadomym traumy, uwrażliwienie na traumę. I choć większość pracy poświęcona jest życiu w teraźniejszości, mamy też aspekt uzdrawiania przeszłości i budowania przyszłości. Korespondowanie z teoriami ewolucyjnymi, stylów przywiązania, poliwagalną, czy pokazywanie, jak ACT-owo pracować z klientem, będącym na etapie prekontemplacji według transteoretycznego modelu zmiany, wprowadza ciekawe poczucie tłumaczenia różnych modeli i perspektyw na ACT-owy język.
Czytelnik zachęcany jest do korzystania z kreatywności i doświadczenia podczas stosowania TFACT „by uczynić wszystko swoim”, z podkreśleniem, że żaden model nie jest doskonały i by brać to, co terapeuta uważa za przydatne, a zostawiać to, co dla niego takim nie jest. Russ Harris przypomina też słowa C.G. Junga „Poznaj teorię jak najlepiej, ale odłóż ją na bok, kiedy dotykasz cudu, jakim jest żyjąca dusza”. I to głęboko humanistyczne podejście jest tym, co zachwyca mnie w terapii akceptacji i zaangażowania. Dzięki niemu praca na heksafleksie czy trifleksie może być nazywana tańczeniem, bo przecież tańczymy w rytm oddechu i relacji z żywą, niepowtarzalną osobą! W duchu rogersowskiej postawy terapeutycznej, praca terapeuty ACT-owego to praca zespołowa. Może on odsłaniać też siebie, jeśli to służy celom terapii.
Książka wypełniona jest ćwiczeniami, gdyż w ACT-owej terapii doświadczenie jest ważnym aspektem, ale każde z nich jest zaproszeniem i towarzyszy mu badanie gotowości klienta. Co więcej, nie musi on mówić o traumatycznym przeżyciu i autor podkreśla, że większość procesów kończy się bez przechodzenia przez etap ekspozycji, gdyż rozwinięcie umiejętności składających się na elastyczność psychologiczną jest wystarczające, by osiągnąć cele terapii. Obejmowanie siebie samowspółczuciem uzupełnia ACT-owe procesy, a ćwiczenie „Życzliwa dłoń” weszło do moich sposobów na okazywanie sobie troski. Zachwyca mnie pomysł napełniania dłoni życzliwością, którą potrafimy dać innym i ofiarowywania jej samemu sobie przy jednoczesnym robieniu miejsca na jej przyjęcie, dopuszczanie jej do największych zranień i lęków.
Przyglądanie się traumie z różnych punktów widzenia, uszanowywanie osobistego wymiaru przeżyć wewnętrznych zaprowadziło mnie jakiś czas temu w obszary krzywdy moralnej – książka „The moral injury workbook. Acceptance nad commitment therapy skills for moving forward beyond shame, anger & trauma to reclaim your values” napisana przez W. R. Evans, R. D. Walser, K. D. Drescher, J. K. Farnsworth i czytane równolegle „Żałować czy nie żałować” D. H. Pinka spowodowały, że wypatruję pogłębiających ten temat publikacji. Z zainteresowaniem przeczytałam więc rozdział na temat krzywdy moralnej, który znajduje się w książce „ACT skoncentrowana na traumie”. Zastanawiam się jedynie, dlaczego w kategorii krzywdy moralnej, której możemy doświadczać, gdy sami naruszamy lub w naszej obecności są naruszane wartości moralne, nie została właśnie ujęta sytuacja, w której to my dopuszczamy się przekroczenia tych wartości. Szeroko o tym piszą autorzy wspomnianego workbooka. A tu jest trochę dorozumiana, ale nie została jasno wymieniona. To jednak tylko delikatna wątpliwość, gdyż jest we mnie dużo wdzięczności za poruszenie w ogóle tematu krzywdy moralnej. Myślę, że to taka trauma, która jest zazwyczaj społecznie unieważniana, a prawo do doświadczania trudności po jej przeżyciu jest praktycznie odbierane, bo „trzeba było myśleć, nie robić źle, mądry Polak po szkodzie”. Wierzę, że to ogromne pole do terapeutycznego zaopiekowania.
Nie mogłabym pominąć też pisania terapeutycznego i korzystania z pisania w terapii, które od lat zgłębiam i które jest bliskie mojemu sercu i moim palcom trzymającym długopis przy kartce w wielu ważnych momentach życia. ACT-owa terapia traumy traktuje pisanie jako jedno z wielkiej trójki: „pisz, ruszaj się, poszerzaj świadomość”. Zapisana myśl pozwala zyskać dystans; pisanie odgrywa doniosłą rolę w defuzji – umiejętności oderwania się, niejako odklejenia od treści poznawczych. Pisanie może też pomagać nam rozwijać wspominane przeze mnie już współczujące autospojrzenie widziane jako parasol dla wszystkich interwencji. Russ Harris proponuje pisanie opartego na samowspółczuciu listu do samego siebie lub jakiejś swojej części. Kto pisał już listy do siebie, ten wie, jak głębokie to przeżycie, jak słowami można odmierzać dobro, które możemy sobie podarować. Literka po literce.
I choć rozpędzony koń traumy, tratujący wiele delikatności naszej egzystencji może przerażać, mamy też dzięki książce Russa Harrisa obraz początkowego tańca w ciemności, który przeradza się w podróż ku światłu, jak autor nazywa proces defuzji. I otrzymujemy także przepiękne zaproszenie dla terapeutów i terapeutek, które jest wariacją na temat słów C. R. Rogersa o zachodach słońca. Zaproszenie, by widzieć klienta jako tęczę, „nadzwyczajne spotkanie, którym możemy się delektować i które możemy doceniać. (…) Podziwiamy ją i nawet jeśli jest ledwie dostrzegalna, czujemy się uprzywilejowani, że możemy być jej świadkami”. Byśmy zawsze mieli w sobie ciekawość podnoszenia głowy w górę, tam, gdzie malują się barwy klienta, pomimo biegnącego konia i rozrytej kopytami drogi. Bycie towarzyszem w procesie, w którym i on podnosi swoją, by to zobaczyć, jest naprawdę wielkim przywilejem.
Joanna Jurkiewicz-Gülmez