„Aby być dobrym terapeutą, trzeba być… terapeutą” – powiedziała moja ukochana terapeutka Nancy McWilliams podczas warszawskiego wystąpienia trzy lata temu. To zdanie miało pomóc młodym (i nie tylko) terapeutom zaakceptować swój brak doświadczenia, wątpliwości, błędy. I uciszyć będącego stale na posterunku Wewnętrznego Krytyka, który tylko czyha na to, by zmącić naszą wiarę w swoje kompetencje. A przecież – przekonywała nas Nancy – nie da się osiągnąć profesjonalizmu w żadnej dziedzinie bez przejścia przez etap laika.

Wiem, że wielu z Was, czytających ten portal nie wie zupełnie jak ruszyć swoją drogę ku psychoterapeutycznemu marzeniu. Postanowiłam więc napisać dla Was pragmatyczny i syntetyczny, wynikający z moich doświadczeń post. [Uwaga! Ten post nie jest o formalnych wymogach zawodu psychoterapeuty. W momencie, gdy piszę ten post nie istnieje ustawa o zawodzie psychoterapeuty, ale gdy tylko ta ustawa powstanie – zachęcam do przeczytania jej w pierwszej kolejności. Zapoznajcie się też z wymogami certyfikacji związanymi z wybraną przez Was szkołą psychoterapii – każda z nich stawia przed Wami inne wymagania].

  1. Rozpocznij własną psychoterapię. I nie, nie chodzi mi w tym punkcie wcale o słynne założenie, że każdy psychoterapeuta powinien mieć takie doświadczenie za sobą (choć uważam, że tak – powinniśmy się w tej pracy terapeutyzować, nawet kilkakrotnie w ciągu naszego życia; najlepiej korzystając z wsparcia terapeutów o różnych paradygmatach, różnej płci i różnego wieku; nic tak nie pielęgnuje ludzkiej i zawodowej pokory jak siadanie „po drugiej stronie”). W tym punkcie chciałam bardziej podkreślić, że korzystanie z usług psychoterapeuty urealnia nam jego pracę. I bywa źródłem inspiracji. Traktuj terapię jak okazję do zdrowienia i/lub rozwoju, ale też obserwuj swojego terapeutę. Zauważ, jak zdefiniował Wasz kontrakt, w jakim nurcie pracuje i na ile to, co wiesz o tym nurcie spójne jest z jego stylem pracy, gdzie i jaki ma gabinet etc. etc. Nie każdy terapeuta będzie otwarty na rozmowy o jego warsztacie pracy, ale są i tacy, których będziesz mógł (zwłaszcza na ostatniej prostej Waszej pracy) wprost zapytać o ich metody, ważne książki, mentorów. Ja to zawsze wykorzystywałam!
  1. Odbądź praktyki i to najlepiej wielomiesięczne. Owszem, wiem, że nie zawsze jest z nimi łatwo. Ale pamiętaj, że najłatwiejsze i najbardziej oczywiste ścieżki to te najbardziej zatłoczone. Jeśli nie udaje Ci się dobić na żadne miejsce stażowe w mieście akademickim, spróbuj w poradniach/szpitalach/centrach w okolicznych miasteczkach. Zwróć się z pytaniem o możliwość praktyk do formalnych lub nieformalnych liderów społeczności lokalnych z Twojej okolicy (w tym nauczycieli, księży, właścicieli firm). Zadzwoń do fundacji i stowarzyszeń, zaoferuj swoje psychologiczne wsparcie osobom wykluczonym społecznie. Napisz do psychoterapeutów prowadzących swoje gabinety, czy nie zechcieliby pozwolić Tobie przyglądać się sposobowi, w jaki prowadzą sesje [znani mi psychoterapeuci są zazwyczaj bardzo zajęci, może w zamian za taki staż, będziesz mógł wyręczyć ich w mniej odpowiedzialnych zadaniach]. Oferuj nieodpłatnie [lub płatnie!] swoje rozwojowe warsztaty [praca z grupą to nie to samo co praca z klientem indywidualnym, ale 5 lat zajmowałam się warsztatami i wierzcie mi, że było to do pracy terapeutycznej wspaniałe preludium]. Nie nastawiaj się też na prowadzenie od razu pełnozakresowego wsparcia psychologicznego. Zacznij od małych rzeczy – w moim przypadku były to konsultacje dotyczące typu temperamentu, budowania kariery czy rozwiązywania konfliktów w pracy (nie mają wiele wspólnego z moją pracą dziś, ale pozwalały ćwiczyć się w budowaniu relacji z klientem].
  1. Superwizuj się. Nawet jeśli Twoje doświadczenie w pracy sam na sam z klientem [lub warsztatowej] jest wyjątkowo skromne – zsuperwizuj je. Superwizja pozwoli Ci spojrzeć na Twoją pracę z poziomu meta. Przede wszystkim jednak – uwierz mi! – superwizja pozwala nie pogrążyć się za bardzo w wątpliwościach początkującego [i zdystansować się do ulubionego zdania młodych terapeutów lub terapeutów to be “nie chcę nikogo skrzywdzić swoją niewiedzą”]. Korzystaj z superwizji doraźnie, zawsze gdy jej potrzebujesz lub zapisz się do regularnie spotykającej się grupy superwizyjnej [nawet, gdy sam/a nie będziesz mieć przypadków do omówienia, posłuchasz dylematów, z jakimi mierzą się inni]. Dla mnie sprawa jest jasna, prowadzisz psychoterapię – superwizujesz się [niezależnie, czy masz jedną sesję w miesiącu czy sesji w tygodniu dwadzieścia]. PS Co nieco o superwizji napisałam w drugiej części tego artykułu. PS2. Szczerze polecam Ci też grupy interwizyjne, czyli superwizje bez superwizora, za to w grupie psychoterapeutów. Taką grupę możesz wraz ze znajomymi sam/a zorganizować.
  1. Znajdź – na dobry początek – pracę, która będzie pomostem do zawodu psychoterapeuty. Nie roszczę sobie prawa do nieomylności, ale jestem przekonana, że praca psychoterapeutyczna to nie jest zajęcie dla osób zaraz po studiach. To nasze doświadczenie (życiowe i zawodowe) czyni z nas materiał na dobrych terapeutów. Szukaj zatem pracy, w której będziesz mógł pośrednio przygotowywać się do psychoterapeutycznej roli. Są to oczywiście takie stanowiska jak praca w poradni psychologicznej, szpitalu,  czy na stanowisku psychologa szkolnego. Zawodów, które pomogą Ci w nabywaniu kompetencji psychoterapeuty jest jednak więcej. Szukaj więc pracy, w której będziesz częściej rozmawiał z ludźmi niż obcował z maszynami, wybieraj zawody, w których będziesz mógł być odpowiedzialny za swoje decyzje i takie, które pozwolą Ci na czytanie psychologicznych książek. Wśród psychoterapeutów spotkacie byłych nauczycieli, HR-owców, PR-owców, coachów, pracowników socjalnych i nie tylko! Zawód nr 1 pozwoli Ci się utrzymać zanim zawód nr 2 stanie się wystarczająco intratny.
  1. Zapisz się na kurs psychoterapii. W moim przypadku była to droga edukacyjnych rozczarowań i zachwytów. I pieniędzy wydanych nie na to, na co warto było je przeznaczyć [a pieniądze się zawsze w tym zawodzie przydadzą, jak nie na superwizję, to książki]. Zachęcam Cię do wybrania – na dobry początek – kursów, które nie będą Cię obligowały do kształcenia się przez długie lata. Zacznij od kursów kilkudniowych, przekonaj się, czy to rzeczywiście coś dla Ciebie. I dopiero wtedy decyduj się na obowiązujący psychoterapeutów kilkuletni kurs. Rozmawiaj z absolwentami różnych szkół terapii, czytaj książki na ich temat, nurty naprawdę różnią się między sobą. PS Dla mnie od zawsze priorytetem było uczenie się od obcokrajowców [dlaczego? napisałam o tym nieco w tej recenzji]. PS2 Zdecydowanie bardziej skorzystasz z kursu, jeśli będziesz miał/a okazję do praktykowania.
  1. CZYTAJ! Czytaj biografie wybitnych psychoterapeutów, ich wspomnienia, refleksje, czytaj opowieści osób cierpiących na różne zaburzenia psychiczne, książki naukowe o psychoterapii, podręczniki psychoterapeutyczne. W ogóle czytaj. Psychoterapeuta to zawód narracyjny, a książki uczą nas obcowania z narracjami. I tworzenia własnych.
  1. Bądź w stałym kontakcie ze swoimi znajomymi psychoterapeutami. Nie wiem, gdzie byłabym teraz zawodowo, gdyby nie setki godzin przegadanych z moimi przyjaciółmi psychoterapeutami. To oni byli moją kopalnią wiedzy wszystkich merytorycznych i technicznych aspektów uprawiania tego zawodu.
  1. Wynajmuj gabinet na godziny! Na początku może być trudno utrzymać z pracy terapeutycznej swój własny gabinet. Zaczęłabym od podnajmowania gabinetu na godziny w centrum psychoterapeutycznym lub w biurze coworkingowym.
  1. Bądź dla siebie dobry/a! Z pierwszej superwizji pamiętam słynne zdanie mojego superwizora: “Wiesz, tak się boisz, że coś złego zrobisz, że lęk jest trzecią osobą w Twoim gabinecie. A jak poprowadziłabyś sesję bez tego lęku?”. Lęk bywa pomocny, bywa też jednak w gabinecie toksyczny. Im bardziej pozwalałam sobie nie wiedzieć, tym rzadziej kapitanem na psychoterapeutycznym statku był lęk, a częściej dowodziłam ja,

Powodzenia! Świat potrzebuje psychoterapeutów <3. I to takich, którym nie zabrakło odwagi i cierpliwości by zostać dobrymi psychoterapeutami.