Kiedy nie masz wroga wewnętrznego,
żaden wróg zewnętrzny nie jest w stanie cię skrzywdzić.
Przysłowie afrykańskie

Z bliska trudno jest człowieka nienawidzić
Brene Brown

Hurt people hurt people.
Powtarzam sobie to zdanie regularnie, starając się je dobrze (za)pamiętać. I kiedy pamiętam, kiedy przez chwilę mam je żywo w sercu, które jest wówczas wystarczająco otwarte – widzę w trudnych do przyjęcia ludzkich zachowaniach odpowiedź na ból (na cierpienie, dyskomfort, stratę, na myśli o byciu niewidzianym, niekochaną, na tęsknotę za byciem częścią tego, co większe od naszej samotnej osobności, na efekty nieuleczonych traum, na zmęczenie). Kiedy więc pamiętam, że zadajemy cierpienie innym i sobie, bo nosimy w sobie nieukojone cierpienie – współczucie pojawia się jako odpowiedź na to, co w nas ludziach wspólne.

Bywa i tak, że zaczynam zapominać, okopuję się i oddzielam. Myślę wtedy najpierw – to oni cierpią i zadają cierpienie (nie ja), a ja rozumiem to i ćwiczę się w praktykowaniu współczucia dla nich (oni nie). I kiedy tak się dzieje, to już wiem, że zaczynam zapominać, że w człowieku, który zadaje cierpienie jest cierpiący człowiek i poddaję się temu, co na potrzeby własne nazywam świętym oburzeniem. Jak tak można, pytam często. Jak można mieć w sobie tyle pogardy dla życia. Jak można tak bardzo nie słuchać. Jak można dodawać do życia tyle bólu. Zanurzam się w niezgodzie i jestem tam sama. To jest moja niezgoda (i łatwo jej nie oddam).

Słyszycie to, prawda? Tu już nie ma nas (i tego, co nauka o współczuciu nazywa common humanity, czyli wspólnotą ludzkiego doświadczenia). Jestem ja i mój sprzeciw (czasem poczucie krzywdy, zranienia) i są oni – oni, którzy robią te wszystkie trudne rzeczy. Jestem ja przywiązana do mojego oburzenia i do mojej opowieści o innych. Jest w tym pewnie sporo pychy (Mary Welford już by pewnie brała wdech, żeby powiedzieć: to, że zapominasz, że się okopujesz, przywiązujesz nie jest Twoją winą, tak działa nasz ludzki umysł). Ale jest tu i coś jeszcze, czego szukałam długo, a co odnajdywałam w ostatnim czasie w różnych miejscach, w różnych opowieściach, w doświadczaniu życia. I w książce, o której chcę Wam dziś napisać również.

Mary Welford, pisząc książkę Budowanie pewności siebie. Podejście skoncentrowane na współczuciu zrobiła coś bardzo dziwnego. Zaprosiła zachodnioeuropejski konstrukt „pewność siebie” do narracji o współczuciu. Tę pewność siebie, którą próbujemy czasem zdobyć na kursach rozwojowych, która ma nam pomóc urosnąć, cenić się wyżej. Cenić się w ogóle. Która może nam się potem przydać w pracy, w sięganiu po sukces. Mary Welford napisała więc książkę o tym, że pewność siebie jest raczej procesualnym doświadczeniem o zmiennym natężeniu, który towarzyszy nam ludziom trochę częściej wówczas, kiedy zapraszamy do naszego życia compassionate mind aproach – bycie ze sobą (i innymi) w relacji opartej na współczuciu. I tak rozumiana pewność siebie służy nie tylko indywidualnym nam, lecz współdzielonemu życiu. Współczucie dla cierpienia, które nosisz Ty, oznacza współczucie dla cierpienia, które nosisz nie-Ty.

Co to właściwie znaczy? Relacja oparta na współczuciu (u Mary przyglądamy się bardziej przepływowi współczucia od siebie dla siebie, czyli self-compassion)oznacza, że uczymy się przyjmować to, co jest w nas niedoskonałe. To, na co nie lubimy patrzeć. To na co nie patrzymy już od dawna. To, że zachowujemy się czasami nie tak, jak byśmy sobie życzyli. I to, że bywamy nieporadni. Zagubione. Że jest nam niedobrze od tego, jak teraz wygląda nasze życie. Że znowu uciekłam. Że nie wiem, że boli, że nie jest takie jak by się chciało. Że przyczyniam się moim zachowaniem do tego, że na świecie jest więcej cierpienia. Jak widzicie, to nic przyjemnego. I tak to właśnie jest z nami ludźmi – nawykowo (zgodnie z ewolucyjnym wyposażeniem naszego mózgu) chcemy iść tam, gdzie przyjemnie i łatwo i nie chcemy iść tam, gdzie nieprzyjemnie i trudno. Zrozumiałe.
I nie zawsze pomocne, prawda?

Podejście skoncentrowane na współczuciu pokazuje nam jednak inną drogę – drogę kultywowania życzliwości, ciepła, odwagi, nieustraszoności (co nie oznacza działania bez strachu, tylko działanie pomimo strachu) i drogę angażowania się w życie, które nie jest tylko moim życiem.

Trudne? Trudne.

Mary Welford i terapeuci Compassion Focused Therapy opierają swoje podejście na wiedzy o pracy naszego mózgu, w kontekście tego, jak ewoluował w czasie oraz w oparciu o trzy systemy emocjonalne, w których funkcjonujemy (system wykrywania zagrożeń, system dążenia i kojąco-relacyjny). Dzięki tej wiedzy, nie będziemy się więc w tym podejściu spieszyć. Poszukamy takiego rytmu, który będzie na tę chwilę dla nas optymalny. Komfortowy. Będziemy dbać o to, co kojące i bezpieczne. Będziemy dawać sobie troskę i zrozumienie. Odpuszczenie. Odpoczynek. Rozluźnienie. First connection, than correction.Będziemy powoli, krok po kroku, zapraszać do życia nowe nastawienie, albo raczej zapomniane nastawienie (współczucie i współpraca są częścią naszego ewolucyjnego wyposażenia podobnie jak instynkt rywalizacji i walki) – nastawienie uważności na to, co jest teraz przede mną i współczucia dla tego, co jest trudne. Współczucia, które, żeby rosło, potrzebuje naszej elastycznej uwagi i praktykowanej odwagi. Odwagi do widzenia tego, co trudne i do działania na rzecz zaopiekowania tego, co trudne.

„Jeśli przez całe życie postrzegasz siebie w określony sposób, oznacza to, że masz za sobą setki tysięcy godzin angażowania się w takie właśnie myślenie o sobie. Kiedy rozpoczęłam świadomą pracę nad swoją pewnością siebie, miałam trzydzieści cztery lata. To oznacza, że myślałam o sobie, zachowywałam się wobec siebie i czułam się w związku z samą sobą w konkretny sposób przez jakieś 297 024 godziny! […] Otrzymana suma zazwyczaj szokuje i pomaga zrozumieć, dlaczego niekiedy potrzeba tak dużo czasu i wysiłku, by dokonać fundamentalnych zmian w swoim życiu […]

Dobra wiadomość jest taka, że nasz nowy mózg posiada zdolność przekonywania starego, a także uspokajania go lub kojenia w razie potrzeby. Mówiąc dokładniej, możemy skorzystać z pomocy nowego mózgu, by zdystansować się od niesfornego umysłu i spojrzeć na to, co się dzieje z innej perspektywy. Możemy też ponownie ocenić sytuację, co często prowadzi do odmiennych reakcji, innych sposobów postrzegania rzeczy i odmiennych emocji”.

Hurt people hurt people.
To dla mnie ważne, żeby o tym pamiętać. W pracy jest łatwiej. Poza pracą niekiedy trudniej.

Kiedy czytałam książkę Mary Welford, choć pewnie lepiej byłoby powiedzieć, kiedy doświadczałam tej książki, to zrozumiałam trochę lepiej (i już nie wiem który raz – tak tak, Mary, mam, ech… miewam dla siebie współczucie, że nie uczę się rzeczy raz na zawsze), że ten moment, w którym zaczynam jakoś wartościować, osądzać, oddzielać moje od nie-mojego (wracam do kontekstu common humanity) dzieje się dokładnie wtedy, kiedy nie praktykuję współczucia dla siebie. Czyli: kiedy odwracam głowę od tego, co trudne, kiedy nawykowo unikam bycia w dyskomforcie, kiedy lekceważę nieprzyjemne emocje, kiedy opowiadam sobie życie, zamiast życia doświadczać). Umiem w to dobrze, jak mawia młodzież. Tak samo dobrze, jak umiesz Ty.
Czasami jednak umiem inaczej. Podobnie jak czasami i Ty potrafisz.

Kiedy umiem inaczej, kiedy jestem w życiu przyjmując perspektywę współczującego umysłu wiem, że to zachowanie, które mnie oburza w innych, jest pewnie tym zachowaniem, na które nie chcę patrzeć u siebie. Dokładnie tym samym lub potencjalnie tym samym, gdyby tylko zmieniły się warunki mojego życia, gdybym miała inną przeszłość, gdyby mniej ludzi mnie w życiu kochało. Nie oznacza to w ogóle zgody na to, co jest przemocą. Oznacza budowanie pewności siebie, służącej temu, żeby z otwartym sercem i odwagą szukać sposobu na spotkanie. Nie mnie i jego, nie tego, co moje i tego, co nie moje i nie w sporze o racje. Tylko człowieka i człowieka, w naszym wspólnym człowieczeństwie, wspólnie doświadczanym cierpieniu, uniwersalnych potrzebach i trochę innych historiach życia, które mnie ukształtowały tak, a ciebie inaczej.

Jest coś takiego w tych momentach wolnych od osądu (wolność od osądu nie oznacza braku osądu, tylko raczej nieprzywiązywanie się do niego, nie działanie pod jego wpływem), że chcę tam wracać. Tam można się spotkać, tam można budować pokój. Nie mogę jednak budować pokoju, kiedy nie mam go w sercu. Wnoszę wtedy do świata zupełnie nie to, co chcę wnosić. Nie mogę budować pokoju w sercu, jeśli nie obejmę współczuciem tego, co w doświadczeniu życia brzydkie, chropowate, niejasne, od czego przychodzą mdłości. Nie mogę budować pokoju, jeśli nie przyjmę tego, co we mnie-innych nie jest współczujące, co jest ocenne, co zadaje cierpienie.

I wiem, że nie będziemy w tym doskonałe, nie będziemy doskonali. To nic nie szkodzi. Z tym, co jest, możemy robić to, co jest możliwe teraz. Z tym, co będzie jutro będziemy robić to, co będzie możliwe jutro. Możemy w każdej chwili i w każdym spotkaniu z życiem ćwiczyć się we wrażliwości, ćwiczyć się w mądrości, w cierpliwości, w tolerancji na dyskomfort swój-innych. A potem, dbając o wystarczająco otwarte serce, zrobić to, co trzeba zrobić, żeby zmniejszyć to cierpienie, które jest teraz przede mną.

W książce Mary Welford znajdziecie dziesiątki pięknych, niespiesznych i różnorodnych praktyk, pomocnych w budzeniu nastawienia współczującego umysłu. To książka-podróż, książka-przewodniczka. Taka, do której warto wracać, którą dobrze jest sobie co jakiś czas przypominać.

Afrykańskie przysłowie mówi: Kiedy nie masz wroga wewnętrznego, żaden wróg zewnętrzny nie jest w stanie cię skrzywdzić.

Bo już nie ma zewnętrznych wrogów.
Są ludzie, tacy jak my, którzy cierpią.
Tak jak my.

***

Posłuchajcie pięknej rozmowy Sabiny z Mary Welford.

A jeśli ciekawi Was podejście Compassion Focused Therapy, to zajrzyjcie na stronę rocznego kursu terapeutycznego i trenerskiego, który rozpocznie się we wrześniu 2021 roku.

O CFT pisałam również w recenzji książki Gilberta i Chodena Uważne współczucie.

A jeśli ciekawi Was szczególnie self-compassion zajrzyjcie na portal do artykułów Karoliny Buszkiewicz.

Maria Sitarska

Mary Welford, Budowanie pewności siebie. Podejście skoncentrowane na współczuciu, przekład: Anna Sawicka-Chrapkowicz Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne