Uważne współczucie nie polega więc na izolowaniu się w ramach praktyki medytacji, lecz na uznaniu, że bycie członkiem społeczności jest istotne.
fragment książki
Musimy jednak pamiętać, skąd pochodzi uważność, że zawsze towarzyszą jej wartości etyczne oraz że wiąże się ona z szerszą wizją mądrości i współczucia. Stosując starą mądrość buddyzmu w kulturze Zachodu musimy zatem być bardzo ostrożni, aby nie stracić tego fundamentu.
fragment książki
Psychoterapia uzdrawia ludzi. Zen uzdrawia drzewa.
Pracuj tak, żeby potem ludzie mogli uzdrawiać drzewa.
słowa przyjaciela
I co ja mam z tobą zrobić, książko?
Podejrzewałam, że Uważne współczucie może mnie zachwycić, starałam się więc zachować otwarty i trochę może bardziej niż zwykle krytyczny umysł. Próbowałam czytać, przyjmując równolegle różne możliwe perspektywy odbioru. Myślałam i o tym, jak i dla kogo mogłaby książka ta być użyteczna. Jak jej lektura mogłaby przyczynić się do zmniejszenia cierpienia i do zapobiegania cierpieniu wszystkich żyjących istot. No pressure, książko.
I myślałam o świecie, który dzieje się poza książką.
I kiedy myślałam o świecie nie tylko ludzkim (o świecie roślin, zwierząt i minerałów) to czasami smuciłam się na ciebie, książko, że nie mówisz głośniej i jaśniej o tym (co nie oznacza, że nie mówisz wcale), że współczucie jest siłą potrzebną, owszem, bardzo ludziom, ale i wszystkim innym istotom również. Całej planecie: rzekom, oceanom, ziemi, drzewom, ptakom, owadom. Ale potem przypominałam sobie, że jesteś, książko, w zasadzie podręcznikiem psychoterapii (Compassion-Focused Therapy) i że to jest jakoś zwyczajowo przyjęte, że psychoterapia zachodnia w centrum stawia cierpienie człowieka. I że jesteś mądra i wiesz, że im mniej cierpienia w człowieku, tym mniej cierpienia w świecie nie-człowieczym. Tak to jakoś przecież działa.
***
Wiecie, to pewnie nie jest tak, że po przeczytaniu tej książki poczujecie się lepiej. Jedna z Was napisała w komentarzu facebookowym: „O, kolejny poradnik”. To nie jest specjalnie przyjemna książka, ani wygodna. Niekoniecznie dobrze czytać ją na dobry sen. Ta książka jest trudna. To jest książka, która zaprasza do pielęgnowania odwagi i mądrości, i do odważnego i mądrego, opartego na motywacji troski, działania. Co chwilę będzie Wam przypominała, że nie wystarczy dbać o siebie i swoich bliskich (o tych, co łatwiej ich lubić) i wieść spokojne, wygodne życie. Nie wystarczy być dla siebie wyrozumiałym, łagodnym i życzliwym, po to, żeby czuć się lepiej, lepiej radzić sobie ze stresem, spać spokojniej. Że może nie po to jest psychoterapia i niezupełnie po to są kursy uważności.
Może nas wybić z przyzwyczajenia o myśleniu o swoim indywidualnym dobrostanie, bo nie ma czegoś takiego, jak nasz indywidualny dobrostan (który mógłby pozostawać bez związku z dobrostanem reszty świata). I za to cię lubię, książko. Za trzy równie ważne przepływy współczucia: od siebie do siebie, od świata do nas i od nas do świata. I za to, że wiesz, że nie jesteśmy osobni, że nie żyjemy tylko dla siebie. I nie tylko dla przetrwania naszego gatunku. Jesteśmy tu razem. I wpływamy na siebie-świat każdym naszym działaniem i każdym naszym nie-działaniem. Podobnie jak świat wpływa na nas.
Trudność tej książki (jak i podejścia CFT) dla zachodnich czytelniczek i czytelników może polegać również na śmiałym łączeniu psychologii ewolucyjnej z psychologią buddyjską. To jest książka o tym, że świat potrzebuje nas przebudzonych. Żebyśmy mogli mądrze troszczyć się o to, co jest cierpieniem potrzebujemy mieć w sobie odwagę do tego, żeby widzieć przytomnie i szeroko, nie uciekać, podejść bliżej i odpowiedzieć z miłością i współczuciem (które składa się z empatii, troski, ciepła, zaangażowania i wielu innych atrybutów, które możemy trenować). Żeby odpowiedzieć z miłością i współczuciem na to, od czego zwyczajowo uciekamy najdalej jak się da: na ból, na rozpacz, na wymieranie gatunków, na niszczoną przez nas planetę, na utratę, na przemoc, na wojny, na lęk, na smutek, na złość, na chorobę, na krzywdę, głód, na to, co nie jest wygodne i na to, co nie jest przyjemne. Na to wszystko, czym również jesteśmy. I tu pojawia się wyrozumiałe nastawienie psychologów ewolucyjnych, którzy mówią nam (i o tym przeczytacie dużo, i to może się naszym zmęczonym umysłom przydać bardzo), że to nie jest nasza wina, że odwracamy głowę, że nie zawsze potrafimy zareagować na swoje-cudze, że nie mieścimy. Tak działa nasz mózg i tak skonstruowany jest nasz umysł. Dążymy do przyjemnego, unikamy nieprzyjemnego. Jednocześnie jest naszą odpowiedzialnością, żeby trenować umysł, żeby ćwiczyć elastyczność uwagi, żeby z zaangażowaniem kultywować te jakości, które służą życiu wszystkich istot na Ziemi (w tym nas). I które poszerzają naszą umiejętność tolerancji trudnego. Bo o tym jesteś bardzo książko, żebyśmy ćwiczyli się w nieodwracaniu głowy.
(W chwilach, kiedy się gubię, mój drogi przyjaciel mawia – i to też jest w tej książce: Wszyscy trenujemy, Maria. Bądź dla siebie łagodna).
Jest również naszą odpowiedzialnością opiekowanie się strachem (czyli bardzo aktywnym naszym systemem wykrywania zagrożeń, tego, co jest o lęku, złości, wstręcie), ale i potrzebą dążenia (która bardzo potrzebuje mądrych ram, żeby była o witalności, a nie o przesycie i globalnej krzywdzie). Wspiera nas tu wszystko to, co w człowieku piękne, afiliacyjne, więziotwórcze, co jest o sercu, o uważnej obecności, o dobrym słuchaniu, o byciu bez osądu (bez potępiania tego, co jest, bez kłócenia się z tym, co jest). O bliskich, bezpiecznych, kojących relacjach. O wspólnotach. O domu. I dziękuję ci, książko za to, że przypominasz: kiedy się boimy i kiedy rozpędzimy się w dążeniu tracimy z oczu człowieka (i nie tylko człowieka). Kiedy się boimy lub rozpędzimy w dążeniu, tracimy poczucie związku z tym, co nie jest nami, świat zawęża się bardzo niebezpiecznie do tego, co służy ochronie lub zdobywaniu, łatwo wtedy o więcej krzywdy, więcej wojny.
Dziękuję ci też, książko, za przypomnienie, że nie każdy czuje się bezpiecznie dostając miłość (troskę, empatię, współczucie, życzliwość). To jednocześnie najsmutniejsze twoje oblicze. Czasami dzieje się tak, że podarowane nam serce budzi z uśpienia wszystkie te rany, które były o niepodarowanym sercu. Budzi głęboką samotność, doświadczenie opuszczenia przez naszych ważnych ludzi, doświadczenie odwrotne do motywacji troski, o której tak pięknie mówisz. Budzi dojmujący głód. Za te opowieści dziękuję ci szczególnie, bo przypominają mi o tym, że czasami ci, którzy ranią najbardziej, są najbardziej głodni.
***
Jesteś, książko trudna i niewygodna, i jednocześnie jesteś taka piękna. I to, co bardzo w Tobie cenię to, że, równolegle z osadzeniem treści w obszarze zachodnich badań o uważności i o współczuciu, pozostajesz wołaniem o działanie. Call to action. I że jeśli ktoś będzie szukał w tobie mądrości i odwagi do życia uważnym i współczującym życiem, znajdzie je obie na pewno.
A na koniec mam dla Was fragment, przy którym przystanęłam na trochę dłużej:
Pamiętajmy, że w buddyzmie istnieją trzy źródła schronienia (lub wsparcia): Budda (nasz wewnętrzny oświecony potencjał, którego symbolem jest historyczny Budda), dharma (nauczanie i praktyka) oraz sangha (wspólnota duchowych praktyków). Prawdopodobnie to sangha wymaga najwięcej uwagi na Zachodzie. To z nią ludzie mają najwięcej trudności, dlatego musimy poświęcić więcej refleksji temu, jak budować współczujące wspólnoty, w których panują wartości prawdziwego dzielenia się i wsparcia.
Samotność i konsumpcyjny styl zachodniego życia (i ich wzajemnie wzmacniające oddziaływanie) są może główną przyczyną cierpienia ludzi i całej planety. I nie potrzeba nam buddyzmu, ani przywiązania do żadnej innej filozofii, czy ideologii, żeby to zrozumieć.
Wystarczy może zatrzymać się i odważnie rozejrzeć.
A potem wziąć wdech, wypuścić powietrze. Zobaczyć w chmurze wodę, która zasila każdą komórkę naszego ciała, zobaczyć w drzewie źródło naszego oddechu. Spojrzeć w oczy psa, który uparcie widzi w nas Buddę, widzieć w świecie te wszystkie momenty światła, które są o życiu. A potem przypomnieć sobie, że lotos potrzebuje błota, żeby mógł zakwitnąć.
I jak to powiedziała pewna profesorka (Vanessa de Oliveira Andreotti) z Univercity of British Columbia:
To prawda, że jesteśmy jednym ze sobą nawzajem, z ludźmi, z gwiazdami, z wielorybami i kwiatami. Ale jednocześnie jesteśmy jednym z całym tym gównem, które jest na świecie i które wspólnie potrzebujemy przekształcić w kompost i zasilić nim Ziemię.
To, co praktykujemy rośnie silniejsze.
Maria Sitarska